poniedziałek, 27 lutego 2017

Dwie propozycje blogowe na śniadanie i najszybszy obiad na świecie:)

Propozycja na śniadanie: pieczywo wasa, twaróg, gruszka, miód i chili lub słodka papryka do posypania.

Wiele razy pisałam, że staram się ostatnio zdrowo odżywiać, nie przejadać i szukać jakiś lekkich ale i dobrych posiłków. Najczęściej coś ciekawego znajduję na różnych sportowych blogach. Wówczas jest pewne na sto procent, że posiłek jest niskokaloryczny, zazwyczaj smaczny, szybki w przygotowaniu i dostępny dla wszystkich (no chyba, że nie:(). Tak było i tym razem, ubolewam tylko, że nie zapisałam bloga. A znaleźć bloga, którego widziało się raz w internecie, to jak szukanie igły w stogu siana (czasami historia przeglądania także nie pomaga). No cóż, w każdym razie udało mi się podpatrzyć dwie interesujące propozycje na śniadanie. 
Pierwsza to chlebek WASA z twarogiem, gruszkami, miodem i słodką papryką (lub chili). Druga propozycja to pasta z makreli, jajka, ogórka konserwowego i małej cebulki oraz przypraw, tj. soli i pieprzu (plus łyżeczka majonezu, musztardy). Pierwsza propozycja jest wyśmienita. Może dlatego, że uwielbiam i twaróg i gruszki i miód. 
Pasta z makreli była ciekawa i smakowała mi, ale nie mogłabym takiego posiłku jeść codziennie. Cebula z makrelą tworzą dla mnie specyficzny smak, który nie do końca odpowiadał moim kubkom smakowym. Pomimo to zjadłam śniadanie w takiej wersji i miałam energię do życia:)

Tymczasem poniżej moja propozycja chyba najszybszego obiadu na świecie:)! Pieczony łosoś! Łososia zakupuję w Biedronce, przyprawiam solą, pieprzem, sokiem z cytryny, odrobiną masła i piekę w piekarniku. W przypadku mojego piekarnika trwa to około 7 minut! 
Do tego po obiedzie koktajl z tego, co mam, czyli tym razem mieszanka zieleniny z Biedronki, banan, kiwi, sok z cytryny i miód. 
Taka wersja drugiego dania jest dla mnie w pełni zadowalająca i wystarcza do wieczora. 
I pomyśleć, że kiedyś musiałam mieć do tego stertę ziemniaków, ryżu lub kaszy...

A propos pierwszego dania, to zazwyczaj mam jakąś zupę. W okresie zimowym jest to często rosół, a jak nie on, to ogórkowa lub pomidorowa. W zamrażarce staram się mieć zawsze jakiegoś wiejskiego kurczaka w częściach i gotowe warzywa do wywaru, czyli por, marchew, pietrucha i seler. Poniżej mój kolejny pakiet warzyw przygotowany do umieszczenia w zamrażarce. Dzięki niemu mogę bardzo szybko ugotować zupę z dzieckiem na ręce;).

Na końcu zamieszczam obiecane zdjęcia muffinów Tomka:) Ciekawa jestem, kiedy się nimi znudzi... a wyglądają apetycznie.


 Propozycja na śniadanie: pieczywo wasa, twaróg, gruszka, miód i chili lub słodka papryka do posypania.

Ciemny chlebek i jedna kromka chleba mieszanego z pastą z makreli, jajka, cebulki, ogórka konserwowego, cebuli i przypraw:)

 Mój najszybszy obiad!: Łosoś pieczony i zielony koktajl:)!

 Warzywa do rosołu:) Przygotowane wędrują do zamrażarki:)))

Obiecane zdjęcie muffinów Tomka:)!! Prawda, że wyglądają smakowicie:) Przepis TUTAJ

czwartek, 23 lutego 2017

Nasze nowe i nowe/stare książki

Wieczorny rytuał czytania książek. Tym razem ja, ale często czyta też tatuś:)

Przez to, że dużo czytamy, to ciągle staram się tą naszą biblioteczkę uzupełniać o jakieś atrakcyjne nowe bajki, opowiadania, czy wiersze. 
Najwięcej książek zakupuję na olx i są to książki używane, tańsze o jakieś 30 do 80% i raczej w bardzo dobrym stanie. Rzadziej, ale także mi się zdarza, kupuję książki nowe w sklepach. Żal mi wydawać tak dużo pieniędzy na nowe książki, bo są bardzo drogie, a poza tym moje dzieci jeszcze bardzo małe i nie potrafią niekiedy zrozumieć, że książki nie są do zabawy i się ich nie koloruje, nie drze, nie moczy w wodzie i etc.

Tym razem napiszę o kilku pozycjach, które nas bardzo zaciekawiły i które bardzo polubiliśmy, a nie zapowiadało się na to wcale. 

To na przykład "Tupcio-Chrupcio", którego perypetie bardzo nam się spodobały, do tego piękne obrazki i bardzo pouczające mądre historie. Jedna książeczka w Empiku kosztuje aż 24 zł - to drogo, ale okazyjnie można zakupić dużo taniej. Pierwszą książeczkę zakupiłam właśnie tam, dla sprawdzenia, następne już w internecie za cenę 14,99 zł/jedna w liczbie 7 sztuk. Przesyłka to koszt 2,99 i można napisać, że nie przepłaciłam. 

To jedna z książeczek z cyklu Tupcio Chrupcio.

A to przykładowe dwie strony:)

Innym moim zakupem w mijającym miesiącu było 6 książek używanych o różnych tytułach, tu m.in. "Opowieści na dobranoc", "Słoń Trąbalski i inne wiersze" oraz "Odlot". Zakupiłam je w cenie 15 zł na olx i generalnie tylko dla jednego tytułu, tj. "Krecika":).
Te trzy pozycje (pomijając pożądanego przez nas "Krecika") bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły, a raczej reakcja na nie dzieci. 

Byłam przekonana, że "Opowieści na dobranoc", tj. krótkie i różne historyjki, praktycznie bez obrazków, wcale nie zainteresują Tomka i Karinki. I bardzo się myliłam. Dzieci uwielbiają te krótkie opowieści i wiadomo jest, że jak już siadamy do czytania to będę czytać ich co najmniej 5.

Zdawało mi się, że dzieci są jeszcze za małe, by polubić i zrozumieć wiersze, tzn. rymowanki, krótkie wersy, czasami nie wprost opowiedziana historia. I proszę, ponownie się pomyliłam. "Lokomotywa" i "Rzepka" Tuwima to najulubieńsze wiersze, które czytam czasami po dwa lub i trzy razy z rzędu. Niekiedy zdaje mi się, że znam już te bajki na pamięć:)

Kolejna bajka, czyli "Odlot" zakupiona w "ciemno" wydawała mi się za bardzo science fiction, taka sztuczna, z dziwnymi postaciami. To z kolekcji Disneya. To mi się tak zdawało, ale Tomkowi książka bardzo przypadła do gustu i jest wręcz nią zauroczony!!!

Ostatnie książeczki to "Michał i złoty puchar", oraz "Krzyś i gang Pelargonii". Małe poręczne książeczki z opowiadaniami o perypetiach dzieci. Dużo w nich obrazków, duże literki, dużo kolorów, krótkie opowieści i postacie nieco inne od tych z rzeczywistości, ale dzięki temu bardzo ciekawe. 

Cieszę się, że mamy takie czasy, gdy bajki i opowiadania dla dzieci są tak łatwo dostępne. Pamiętam jeszcze lata osiemdziesiąte, kiedy książek nie było w księgarniach, a w bibliotekach ustawiały się kolejki i wpisywało się na listę oczekujących na lekturę. Oby te czasy nie wróciły.
cdn.

Krótkie opowiadania na dobranoc:)

Wiersze Tuwima:)
Wiersze Tuwima:)


Rysunki do "Lokomotywy" Tuwima

Rysunki do wiersza "Rzepka"

Nowe opowieści dla chłopców:)

Jedna ze stron i obrazek:)

Odlot Disneya:)

przykładowe kartki...

poniedziałek, 20 lutego 2017

Nauka czytania przedszkolaka - Tomek uczy się czytać - część II

Nasz elementarz pomocniczy zakupiony na allegro.


W lutym 2016 pisałam TUTAJ, że zaczynam Tomka uczyć czytać. To było wówczas moje drugie podejście, ale już bardziej konkretne. Niestety moje plany odłożyłam ponownie. Raz, że Tomek nie był jeszcze na to gotowy, a dwa nie miałam na to siły. Spodziewałam się wówczas mojej drugiej córeczki. Odłożyłam naukę na kolejne miesiące i powróciłam do niej we wrześniu 2016 roku. Od tamtej pory systematycznie siadam z Tomkiem i "coś" przerabiamy. To nie jest intensywna i męcząca praca, czy nauka, a raczej forma zabawy, która ma zachęcić synka do czytania i najchętniej sprawić, by to "pokochał".

Przez pierwsze miesiące uczyłam Tomka samogłosek. Następnie przeszłam do nauki sylabek i prostego sylabowania. Trzymam się sugestii, wskazówek i metody profesor Jagody Cieszyńskiej i korzystam z jej zestawów, o których pisałam także w lutym poprzedniego roku. 
 Obecnie jesteśmy na etapie poznawania kolejnych sylabek, a przy okazji literek. Przy okazji, bo w takich sytuacjach Tomek non stop pyta, o kolejne literki, jak się nazywają i jakie wyrazy na nie się zaczynają. Codziennie sylabujemy też jedną czytankę, na razie z elementarza, który zakupiłam na allegro (jak na zdjęciach powyżej i poniżej). Tomek lubi ten elementarz, jak i czytanki z serii "Kocham czytać", bo jest w nich bardzo dużo kolorowych obrazków, na których dużo się dzieje.

Tomek bardzo lubi zamieszanie związane z nauką sylab, chce szybko poznawać nowe i już chciałby czytać. Nie może się tylko pogodzić z tym, że wszystko należy powtarzać, by się nauczyć. Czasami bywa niecierpliwy. Cierpliwość za to ćwiczę ja:), nie chcę go zniechęcać, więc ciągle mu wszystko tłumaczę i opowiadam, jak to jest z tą nauką. Nie wszystko przychodzi łatwo i by się czegoś nauczyć, by coś osiągnąć należy być pracowitym, sumiennym i cierpliwym.

Przyznam, że na początku byłam bardzo zniechęcona, bo wydawało mi się, że dziecko będzie szybciej zapamiętywało samogłoski. To przecież takie proste. Dla dziecka nie jest to takie oczywiste i potrzebuje więcej czasu, by wszystko zapamiętać. Długo trwało nauczenie Tomka samogłosek i ni stąd ni zowąd zaczął wszystkie rozpoznawać. Czasami sobie myślę, że już dawno wszystkie umiał, tylko nie chciał się ujawniać. Od grudnia przerabiamy kolejne książeczki z serii "Kocham czytać" i bywa różnie. Raz synek zapamiętuje bardzo szybko nową sylabę, a innym razem dużo wolniej. Po czym po jakimś czasie okazuje się, że już ją dobrze zna:) To takie miłe dla matki:))
Staram się go uczyć na różne sposoby, bo albo powtarzamy na głos, albo podkreślamy konkretne sylaby lub litery, albo szukamy wśród kartoników. Nie ma zbyt wielu możliwości urozmaicenia takiej nauki, ale kilka ciekawych sytuacji można zainicjować. Jak na razie dajemy radę.

Ile jeszcze będę uczyć Tomka?
Hmmm... - biorąc pod uwagę, jakim tempem wszystko przerabiamy i ile Tomek daje radę zapamiętać, myślę, że około półtora roku. Czy to dużo? Ciężko stwierdzić. Obecnie w szkole dzieci uczą się literek w pierwszej klasie, a czytania w drugiej.
Dla mnie jest najważniejsze to, by wpajać dziecku chęć nauki i by wyrobić w nim umiejętność uczenia się. 
A czytania chcę go nauczyć, by było mu lepiej, gdy pójdzie do pierwszej klasy. Ja także w pierwszej klasie umiałam już czytać i w sytuacji stresu dla dziecka związanego z nowym otoczeniem, z nowymi ludźmi i nowym środowiskiem, umiejętność czytania bardzo mi pomogła i dodała pewności siebie.


Przykładowa czytanka z elemantarza.

Przykładowa strona z literką, sylabkami i krótką czytanką.

piątek, 17 lutego 2017

Dzieci idą na bal karnawałowy!:)))

Zdjęcia z komórki przymiarek mojej przyszłej księżniczki:)!!!! - którą wybrać sukienkę:)??

W ostatnim tygodniu moje kochane dzieci miały swoje coroczne bale karnawałowe. Każdego roku to bardzo ważne wydarzenie zwłaszcza dla przedszkolaka. Dziecko myśli od dłuższego czasu, w kogo się przebrać i ma w głowie przeróżne wyobrażenia. W tym roku Karinka nie była jeszcze na takim etapie rozwoju, by było to dla niej aż tak ważna impreza, jak dla Tomka. Dlatego, gdy zapytałam Karinkę, co myśli o balu, to jakoś specjalnie nie miała ochoty na podejmowanie tematu. Wobec tego zaproponowałam, że będzie księżniczką. Rozbawiła mnie mówiąc, że nie chce być księżniczką, a woli być królową!:) Do tego przebrania wybraliśmy jedną z trzech jej sukienek i zaopatrzyliśmy ją w naszą zabawkową śliczną koronę:) Powyżej zdjęcia z przymiarek. Tomek i Karinka zdecydowanie wybrali białą sukienkę:)

Natomiast Tomek miał na początku roku różne przemyślenia i sugestie dotyczące stroju. Przed samym balem karnawałowym jego życzenia, co do przebrania nabierały już konkretniejszych kształtów i ostatecznie zdecydował, że musi być strażakiem. 
Przebranie strażaka zakupiłam nowe na olx, bo stare były w porównywalnych cenach, więc stwierdziłam, że nie ma co przesadzać. Zakupiłam strój strażaka (chyba) amerykańskiego w barwach czerwonych. Strój bardzo się podobał Tomkowi przed balem.
Po balu natomiast stwierdził, że przecież polscy strażacy mają stroje w kolorze czarnym i szkoda, że mu takowego nie zorganizowałam. Kolega miał właśnie w kolorze czarnym.
No cóż, kupiłam w kolorze czerwonym, bo uwielbiam ten kolor. Za czarnym nie przepadam i nie chciałam, by się Tomek tak ubierał i masz ci babo placek, syn czuł pewien niesmak. 
Na szczęście szybko o tym zapomniał, a po balu mamy fantastyczną pamiątkę w postaci zdjęcia poniżej:)
Zdjęcie jest przecudne:)

Tak też sobie myślę, że dobrze, iż Tomek i jego kolega mieli inne stroje do tego samego przebrania, bo przez to różnili się od siebie:)

Tymczasem Tomek i Karina są już na takim poziomie mowy i rozwoju intelektualnego, że można z nimi świetnie rozmawiać na niemalże każdy temat. Jeżeli czegoś nie wiedzą to zawsze dopytają, jeżeli natomiast cokolwiek wiedzą, to rewelacyjnie się z nimi prowadzi pogawędki. To takie cudowne momenty, bo już czuć i widać, jak dzieci nam rosną, jak się kształtują. Mamy już wspólne tematy i rodzina staje się taką prawdziwą rodziną, w której decyzję podejmują nie tylko rodzice, ale przy współudziale dzieci. Bardzo, bardzo mi się to podoba.


Mój amerykański strażak:)


czwartek, 16 lutego 2017

Gdy rodzice chcą być sami? - jak jest z tą pomocą rodziny?


Już siedzimy i oczekujemy na koncert:)

Gdy pojawiają się dzieci, zmienia się wszystko!
Także to, że nie ma już tyle czasu, by ze swoim partnerem, mężczyzną, mężem wyjść gdzieś z domu, zrelaksować się i spotkać ze znajomymi. Tak ot po prostu wyjść do ludzi. 
Dzieci wymagają stałej opieki, stałej kontroli i czuwania. Oczywiście do osiągnięcia pewnego wieku i dojrzałości emocjonalnej. Pomimo tego, gdy tylko można, rodzice powinni zadbać także o siebie i o swój kontakt, by gdzieś po drodze nie utracić więzi, która ich połączyła. U nas też tak jest. Mamy mniej czasu tylko dla siebie, więcej czasu poświęcamy dzieciom i temu co jest związane z opieką i z ich wychowaniem. Od niedawna dbamy o to, by czasami być samemu i by czasami wyjść bez dzieci. 
I wiecie co? - odkrywamy siebie na nowo, rozmawiamy jeszcze więcej i nie koniecznie na tematy pieluch. Możemy się przytulić bez cienia zazdrości córki lub synka. Możemy się złapać za ręce, bo przecież są wolne!:) Możemy porozmawiać na temat sztuki, muzyki, filmu, zainteresowań, czy z innymi ludźmi. Uważam, że takie spotkania we dwoje bardzo pomagają i powinny być praktykowane przez wszystkie rodziny. Dbajmy o dzieci, ale nie zapominajmy o sobie.

Dzieci nas trochę, albo i więcej zmieniły. Może tym samym przysłużyły się nam na dobre? - to się okaże w przyszłości:)

Takie wyjście nie może być spontaniczne, bo ktoś musi się zająć dziećmi. Na szczęście mamy taką swoją osobę, która przyjdzie do trójki i da jej radę. To nasza była niania. Kiedy więc już mieliśmy bilety na koncert Ani Dąbrowskiej, zaklepałam naszą dobrą ciocię, byśmy mogli w spokoju się zrelaksować. W przyszłym miesiącu także coś planujemy:) 
Załączam dwa nasze zdjęcia z czasu przed koncertem. Koncert odbył się w małej, kameralnej sali w dużym Ośrodku Kultury w dzielnicy obok nas:)

Tak przy okazji tematu relaksowania się rodziców bez dzieci.
Bardzo często rodzinom wielodzietnym, do których i my już się zaliczamy, pomaga (darmowo) bliska rodzina. O ile w mniejszych miejscowościach i na wsiach jest to czymś normalnym i standardowym, o tyle w dużych miastach nie jest to takie oczywiste.
Ludzie mieszkający w dużych miastach są dłużej czynni zawodowo, kulturalnie i mają nieco większe oczekiwania od życia. Posiadają jakieś zainteresowania, mają więcej znajomych, w przypadku starszych ludzi mają jeszcze jakieś cele, marzenia i ambicje. Co ważne w tych dużych miastach to ludzie mają też większe szanse powyższe punkty rzeczywiście realizować.

Poza tym ludzie starsi w większych miastach, nawet na emeryturze, mają inne spojrzenie na życie, na świat, mają bardziej nowoczesne poglądy i przez to też są inni. Napisałabym, że są dłużej czynni społecznie. Udzielają się kulturalnie, towarzysko, sportowo, należą do jakiś organizacji, kółek, stowarzyszeń i etc, gdzieś sobie także jeszcze dorabiają. 

Zmierzam do tego, że w dużych miastach rodzina nie jest podstawiana pod mur i z automatu planowana do tego, by pomagać przy dzieciach innym. Nie odbierajcie tego, jako coś niekorzystnego. Absolutnie nie mam też o to pretensji, wręcz przeciwnie, uważam, że jest to fantastyczne, kiedy babcie i ciocie pomimo upływających lat mają swoje pasje, zainteresowania i są po prostu ciekawymi ludźmi, z którymi można interesująco porozmawiać i którzy przy okazji czasami pomogą przy dzieciach.

Zauważyłam to w Warszawie. Tu większość rodzin posiada swoje nianie, które pomagają w większym lub w mniejszym stopniu. Owszem mają rodziny, ale te rodziny nie są u nich na etacie, ale mają swoje życie i owszem czasami pomagają, ale niania jest główną pomocą i to na nią można zawsze liczyć (W jakim zakresie, to zależy od finansów).

Jak jest u Was z pomocą przy dzieciach?


Jesteśmy na balkonie, ale to nic. Cieszymy się (głównie ja), że udało nam się zakupić tak późno bilety:)


środa, 15 lutego 2017

Moja dieta i mój sposób na życie po ciążach i po czterdziestce:)

Moje kanapeczki:)


Dzisiaj dzieci są w przedszkolu i w żłobku, to nadrabiam zaległości blogowe. Nie wiadomo, co przyniesie mi przyszły tydzień i czy czasem moje kochane dzieci znów nie będą chore:) 
Nadrabiam więc, co się da i jak szybko się da:)

Tymczasem od 1 lutego wzięłam się za Siebie i to tak na 100%. 
Chodzi o taką ogólną troskę i zmianę na nowo nawyków ciążowych i po ciążowych. Zaczęłam się ponownie zdrowo odżywiać, nie jem słodyczy, nie używam cukru (nawet jeżeli piję kawę to bez mleka i bez cukru), jem mniej, zaczęłam ćwiczyć, dbać bardziej o skórę, włosy, paznokcie i stopy. W ciąży i po ciążach, przy tak intensywnym obciążeniu organizmu, jaki sobie zafundowałam w ostatnich latach nie jest łatwo zadbać o wszystkie aspekty swojego zdrowia, pielęgnacji i siebie. Nie jest też łatwo wrócić do tego, co było przed ciążami, więc staram się, jak mogę.
 Teraz już mi się wszystko w miarę normuje i można napisać, że wracam do takiej normalnej rzeczywistości. Poza tym będę wracać w tym roku do pracy i chciałabym do tego momentu osiągnąć jakiś konsensus między życiem osobistym i zawodowym.

Najgorzej jest z ćwiczeniami na brzuch. W każdej ciąży to brzuchowi się najbardziej dostaje. Wiedziałam, że tu długo będę musiała pracować i mam tylko nadzieję, że uda mi się choć trochę go ujędrnić, by móc się czasami pokazać jeszcze na plaży;) Jak osiągnę jakieś zadowalające wyniki to pokażę zdjęcia. W przeciwnym razie nic z tego;)

Poza tym po czterdziestce wiele się zmienia w naszych organizmach i można śmiało napisać, że otwiera się kolejny rozdział w naszym życiu. Powinniśmy nastawić się na to, by bardziej o siebie dbać, ćwiczyć, kontrolować, co się je i ile. Należy wykonywać też liczne badania kontrolne swojego organizmu, bo to wiek podatny na różnego rodzaju choróbska, które mogą się do nas przypałętać.
Jestem na etapie wszelkich badań i napiszę krótko, powinno się ich zrobić sporo. Na szczęście mam dobrego lekarza prowadzącego.

To wszystko nie jest łatwe do ogarnięcia, bo niby jak to wszystko załatwić? 
Wszędzie słyszę, że kobieta musi się w rodzinie dobrze zorganizować i w podpunktach analizuje się, co i jak robić. Prawda jest taka, że każda z nas musi znaleźć odpowiednie i najlepsze wyjście dla Siebie i dla swojej sytuacji rodzinnej. Nie zawsze możemy się podporządkować pod kilka punktów przez kogoś napisanych, bo najnormalniej się nie da. Trzymam zatem kciuki za wszystkie kobiety, które, jak ja próbują znaleźć jakiś środek na to, by żyć normalnie:)

A tu moja propozycja na kolejne kanapki i znów z dodatkiem avocado. Polecam masło z avocado i z gruszki. Na to wędzony łosoś. Wszystko można szybko przygotować rano. Produkty zakupione w Biedronce praktycznie za grosze. Na bazarze nie polecam, bo mogą być zmarznięte. Pyszne, wartościowe i zdrowe jedzenie. Znalazłam to gdzieś na jakiejś www i jak zwykle w takich sytuacjach zrobiłam zdjęcie przepisu, ale bez strony:(

Rano lubię także wypić herbatę z miodem, cytryną i imbirem. Cudny smak, zapach i wygląd.
Macie przepisy jakiś dobrych herbat?


Kanapki z pastą z gruszki i avokado, do tego łosoś
Chleb razowy, masło z avocado i gruszki, oraz łosoś. Wszystko z Biedronki:)

Herbata z imbirem, cytryną i miodem
Herbata, imbir i cytryna:)

wtorek, 14 lutego 2017

Ulubione Muffinki Tomka

Tomek już przy stole gotowy do robienia muffinków:)

Tomek uwielbia muffinki, ale uwaga nie wszystkie:) Najlepsze są te jego, które niegdyś robił z babcią na wakacjach.
Ciągle mnie namawia na to, by znów zrobić właśnie te muffinki. Ja nigdy nie przepadałam za tymi babeczkami i generalnie mi nie smakowały, czy to w sklepie, czy to pieczone w domu, ale czego nie zrobimy dla dziecka?

Przepis jest bardzo prosty, szybki do zrobienia, nawet dla dziecka i moim dzieciom smakuje. Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć z gotowymi muffinkami, a szkoda, bo po raz pierwszy zrobiliśmy bez kakao i bez czekolady:) Przy najbliższej okazji [pewnie niebawem;)] nadrobię to:)

Przepis Tomka na MUFFINKI (na 12 sztuk):

1,5 szklanki mąki
0,5 szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 szklanki mleka
0,5 szklanki oleju
2 jajka
czekolada lub kakao

jak wykonać, pod zdjęciami:)
pieczemy około 20 minut:)

Najpierw przygotowanie formy:)

Mieszanie pierwszych składników, czyli mąka, proszek do pieczenia i cukier:)

Tomek jest bardzo staranny:)

Mieszanie drugich składników, czyli mleko i jaja:) Potem łączymy wszystko razem i dodajemy mąkę. Na koniec kakao lub startą czekoladę:)

Wkładanie ciasta do foremek:)


poniedziałek, 13 lutego 2017

Moje ostatnie dwa tygodnie w domu z dziećmi:) - w co się bawić.

Robimy laurki:)

Przez ostatnie dwa tygodnie miałam dzieci w domu. Niby miały tylko katary i zwykły kaszel, ale nie wyglądało to bajkowo i nie nadawało się na wysłanie dzieci do przedszkola lub żłobka. Lekarz zalecił, by dzieci zostały w domu, do tego otrzymały inhalacje 3 do 4 razy dziennie (u Kariny i Tomka), oklepywanie, podawanie leków. 
W takim przypadku czekał mnie bardzo pracowity, trudny i intensywny czas. Należało w domu zadbać o wszystkie posiłki dla dzieci (pięć!), zagospodarować im czas (bo na chorych to oni absolutnie nie wyglądali i nie zachowywali się) i zadbać o całą resztę (porządki, zakupy, pranie, śmieci, prasowanie i może coś jeszcze dla siebie...?). Do tego jeszcze dziesięciomiesięczny maluch. Taki czas to dla mnie zawsze ciężki okres, bo nadmienię, że mąż obecnie dużo pracuje i wraca po 19:00, więc nie mogę liczyć na jego pomoc lub wsparcie. Dodatkowo mąż pracuje w weekendy, co także nie napawa optymizmem. To typowe w jego dziale, że styczeń i luty są bardzo intensywnymi miesiącami.
Dzisiaj mamy poniedziałek. Dzieci poszły do żłobka i przedszkola, a ja nadal nie mogę wyjść z domu, bo Klara ma zapalenie ucha!! 
(O  uchu innym razem).

Tymczasem pomimo wielu obowiązków i prac w domu, staram się dzieciom każdego dnia organizować coś interesującego. O ile nie idą do żłobka i przedszkola, jak w ostatnich dwóch tygodniach. W domu można zrobić wiele, ale przyznaję, wszystko się kiedyś może dzieciom znudzić, więc staram się jak mogę a i sama nieco korzystam. Podczas różnych zabaw bardzo się relaksuję przy dzieciach i robię coś, do czego tęsknię z dzieciństwa:)
Tym razem praktycznie codziennie wykonywaliśmy jakieś prace plastyczne, a to rysowaliśmy, a to wycinaliśmy i kleiliśmy, bawiliśmy się plasteliną lub ciastem, malowaliśmy, stawialiśmy stempelki. Oj bardzo to wszystko lubię i czasami tak się angażuję, że żałuję bardziej niż dzieci, gdy kończymy:))) 
W pracach plastycznych bardziej pomysłowy i kreatywny jest Tomek. Lubi stosować różne metody, używać wiele kolorów, mieszać techniki plastyczne i próbuje rysować wszystko.
Karinka bardzo szybko się nudzi i zdecydowanie szybciej woli robić coś innego, dlatego staram się ją motywować i opowiadać o pozytywnych aspektach takich zajęć. Na szczęście spodobało jej się ostatnio klejenie, więc nie było źle.

Na zdjęciach pokazuję Wam jakiś przykładowe zabawy plastyczne.
Oczywiście zabawy z plastyką to mały wycinek tego, co robi się w domu. Na bazie ostatnio przeczytanej książki staram się motywować dzieci także do samodzielnej zabawy i w ostatnim tygodniu przyznaję, byłam wiele razy zaskoczona, jak pięknie moje dzieci potrafią się bawić. Jakie mają fantastyczne pomysły i jak odwzorowują sobie realny świat. Moje dzieci bawiły się w rodzinę!, w przedszkole! i w komunikację miejską!:) Niesamowite!!!

Czasami bywa i tak, że nie mam czasu na zabawę, a potrzebuję nakarmić, wykąpać i uśpić Klarę lub zrobić coś innego. Wówczas jest najciężej i to wówczas dopuszczam się rzeczy "zakazanych". Włączam dzieciom bajki! Wówczas otrzymuję chwilę spokoju i niezbędny czas. Wśród niektórych matek to wręcz okropieństwo, że dzieci siedzą i przez pół godziny lub dłużej oglądają bajki. Ja dopuszczam to, bo uważam, że przed nawet godzinę bajek, dziecko mi się nie zepsuje.

Innym sposobem intensywnego zajęcia dzieci na dłużej, jest kąpiel w wannie lub pobyt pod prysznicem. Pod prysznicem jest bezpieczniej i chyba ciekawiej dla dzieci, bo mogą się bawić do woli bez obaw o to, jak będzie wyglądała łazienka. Nasz prysznic jest w całości odgrodzony:) Pod prysznicem można wymyślać niesamowite zabawy i moje dzieci odnajdują się w tym świetnie. W tym przypadku dzieci bawią się fantastycznie, a ja zyskuję odrobinę cennego czasu.

W ostatnich tygodniach, gdy tylko nie było smogu, to dużo z dziećmi wychodziłam na dwór. Było mroźno i wietrznie, a do tego dużo śniegu w lesie i górki akurat dla nas. Niestety na dworze mieliśmy ograniczony czas, bo na takim mrozie wolałam zostać do półtorej godziny, nie dłużej. Ktoś powie, że dzieci chore, a ja z nimi na dwór. Dzieci miały tylko katar i lekki kaszel, więc nie widziałam powodów, by ich trzymać w domu, gdy na dworze było i dobre powietrze i ładna pogoda.

Gdy już jesteśmy wszyscy razem, to gramy w Chińczyka. Dobrze pamiętam tą grę z dzieciństwa. Uwielbiałam ją. Teraz także złapałam bakcyla, ale nie tylko ja, bo Tomek także. Z tym, że jakimś dziwnym trafem Tomek ciągle wygrywa! Jak to się dzieje, to ja nie mam pojęcia:) Boję się, co się będzie działo, gdy po raz pierwszy przegra...
Mogę śmiało napisać, że pomimo braku kolegów i koleżanek, moje dzieci spędzały sensownie czas w domu. Miały zapewnioną zabawę, naukę, posiłki i bezcenny czas mamy oraz rodzeństwa:)

Karinka zajęta Laurką...

a Tomke wybrał obrazek:)

Kleimy różności:)

Czas start:)!

Karinka lubi wszystko kleić razem:)

Dzieło Tomka:)

Kubeczek Tomka dla Karinki:)

Gramy w Chińczyka!!!

W trójkę jest najlepiej. Karinka jeszcze raczej przeszkadza, niż gra, ale już niedługo:))))

Malujemy serca:)

Karinka bawi się kolorami;)

Jedno z serc Tomka:)

czwartek, 9 lutego 2017

Moje 43 urodziny:)

Tort, któy uwielbiamy, z bitej śmietany:) Inne choć ładne, to nie są tak dobre:)

Na początku lutego skończyłam 43 lata. W tym roku nie  było hucznego obchodzenia kolejnych urodzin. Prosiłam męża, by nic specjalnego nie organizował, by nie zapraszał gości i nie robił większych niespodzianek. Jestem za bardzo zmęczona nawet na takie miłe okazje. Zmęczenie tak mocno mnie ostatnio dopada, że byłby to dla mnie raczej jeszcze bardziej męczące niż radosne:(

Wieczorami, gdy dzieci już śpią, siadam sobie na fotelu i czytam lub siadam przed komputerem i piszę, albo na przykład relaksuję się robiąc sobie kąpiel parafinową stóp i dłoni (to znaczy staram się tak robić). Oczywiście częściej jest tak, że wieczorem należy jeszcze zrobić prasowanie, przygotować posiłki na następny dzień, zrobić zakupy (ostatnio znów częściej robię online z dostawą do domu), przygotować zabawy, czy jakieś zajęcia dla dzieci na kolejny dzień. Muszę tu nadmienić, że kolejny tydzień jestem w domu z dziećmi (a mąż wraca późnym wieczorem). Niby nie są chore, ale mają zielony katar i kaszel. Nie chcę, by się jeszcze bardziej rozchorowały i dlatego wolę je podleczyć w domu. W przyszłym tygodniu już raczej pójdą do przedszkola, więc jest szansa, że przez tydzień nadrobię wiele zaległości, aczkolwiek życie mnie już nauczyło, że nie mogę nic planować przy małych dzieciach:) Aby do kwietnia, gdy już pogoda będzie mniej sprzyjała chorobom:)

A pro po moich urodzin to chętniej wyszłabym gdzieś z mężem, bo dawno nigdzie sami nie byliśmy... To na szczęście nastąpi niebawem, ale nie będę zapeszać, bo ostatnio coś nam się mało tych wyjść udawało.

Tymczasem ten upływający czas w ogóle nie kojarzy mi się ze starzeniem, a czuję się raczej, jak "młoda" matka. Gdybym nie miała dzieci to z pewnością było by inaczej, a w tym przypadku życie nabrało innego rozpędu. Obecnie staram się wrócić do siebie po trzech ciążach. Organizm czterdziestolatki zdecydowanie wolniej reaguje i regeneruje się po tak dużych obciążeniach, niż organizm dwudziestolatki, więc daję sobie więcej czasu na wszystko. Jedno jest pewne chcę wrócić do swojej aktywności sportowej i zawodowej i mam cichą nadzieję, że mi się to uda. Na razie robię wszystko, by sobie to jakoś sensownie poukładać. 
A te czterdzieste trzecie urodziny nic, absolutnie nic u mnie nie zmieniły i mam nadzieję, że nie widać po mnie upływającego czasu:)

Mój urodzinowy bukiecik od męża:)))