środa, 6 marca 2019

Dzieci są głośne i krzyczą:)


Moje grzeczne, kochane, zdolne, piękne  i niestety bardzo hałaśliwe dzieci:)

Małe dzieci są głośne, hałaśliwe i krzyczą. To jest fakt!
Dzieci lubią krzyczeć:
  • bo chcą słyszeć swój głos, 
  • bo chcą go "ćwiczyć", 
  • chcą go doświadczać, 
  • chcą wiedzieć, jakie możliwości posiada ich głos, 
  • bo robią to dla zabawy, 
  • bo czegoś mogą chcieć, 
  • bo chcą zwrócić na siebie uwagę, 
  • bo może nie potrafią inaczej czegoś nam zakomunikować, 
  • bo sprawdzają naszą cierpliwość,
  • bo się właściwie rozwijają, 
  • a poza tym są przyzwyczajone do hałasu i wcale im on nie przeszkadza. Hałas jest wszechobecny w szkole, w przedszkolu, w żłobku, na ulicy, na placu zabaw. Dzieci chcą być słyszane i chcą, by ich słuchano, dlatego też bywają głośne. To jest dla nich coś najbardziej normalnego na świecie.
To zaledwie kilka z możliwych powodów, bo można ich znaleźć znacznie więcej. Nie piszę już tutaj o charakterze, może i o genach, które także mają wpływ na zachowania naszych dzieci. Ważne jest jednak to, że wiemy o krzyku i hałaśliwości dzieci. Przez to mamy mniej stresu i lepiej reagujemy na zachowania naszych maluchów. Nie każdy ma dzieci, nie każdy to rozumie lub nie pamięta, że dzieci hałasują. Dlatego bardzo często ludzie reagują w różny sposób, co oczywiście także rozumiem i staram się zawsze znaleźć w sytuacji tych ludzi zdenerwowanych na przykład zachowaniem moich dzieci. Zdarza mi się także kogoś przeprosić za moje pociechy i nie mam z tym problemu.

Sama o tego typu rzeczach przekonuję się teraz, gdy mam dzieci, gdy z nimi rozmawiam, gdy próbuję je zrozumieć i gdy uczę się przebywania z nimi. Wiele razy stawiam się w ich sytuacji i sama, jako matka popełniam mnóstwo błędów i wiem, że to jest normalne. I mi także zresztą zdarza się krzyczeć przy dzieciach, bo są sytuacje, gdy nie da się inaczej szybko zareagować. W naszym przypadku to wówczas, gdy dzieci biją się i to mocno się biją (tak, tak 7 i 5 - ciolatki potrafią się już nie źle "łoić") lub gdy jest jakieś zagrożenie, u nas dotyczy to sytuacji na ulicy lub w komunikacji miejskiej.
O krzyku wiele razy rozmawiamy z dziećmi, zarówno ja, jak i mój mąż, ale pomimo tego, że dzieci wszystko rozumieją to i tak nadal robią swoje. Synowi tłumaczę już czwarty rok, by mówił ciszej, by zachowywał się nieco ciszej i on to świetnie rozumie, ale nie potrafi inaczej mówić lub powstrzymać się od normalnego krzyku, czy takiej lub innej głośnej reakcji. 
Zresztą bardzo często z dziećmi rozmawiamy na tematy, które nas bolą i które nie podobają nam się, jednak mam wrażenie, że wiele tych mądrych rozmów "dojdzie" do naszych dzieci, gdy będą starsze, czyli gdy nabiorą doświadczenia i po prostu się zmienią, wydorośleją. Nie bardzo możemy liczyć w tej kwestii na wiele. Zdaję sobie sprawę z tego, że dopóty dzieci nie podrosną, dopóki będziemy mieli w mieszkaniu ciągły hałas.
Tak wygląda życie i zdobywanie doświadczenia w przebywaniu z dziećmi. Dlatego mam wrażenie, że wielu z nas musi po prostu przejść przez etap krzyku i hałasu wieku dziecięcego.

Dzieci nie bardzo można wyciszyć i nie ma takiej możliwości, by dzieci były cicho, bo niby dlaczego?

Jak jest z Waszymi pociechami? - czy są głośne w domu? czy bardzo hałasują?

środa, 20 lutego 2019

Gramy w gry planszowe!!!

gry planszowe dla dzieci
Nasze ulubione gry:)

Czasami człowiek może zostać miło zaskoczony przez życie. Mnie zdarza się to ostatnio bardzo często, przy moich dzieciach i w związku z tym, że je mam:). Gdyby nie dzieci, to w wielu sytuacjach nie wracałabym do przeszłości i nie zastanawiałabym się nad wieloma rzeczami. Także nie poznałabym wielu różnych form zabawy, jaki dają nam obecne czasy.
 Tak jest między innymi z grami planszowymi.

Nie znałam w dzieciństwie zbyt wielu gier. Nie miałam ich dużo, bo zaledwie jedną i był nią Chińczyk. Czasy były trudne, rodzina biedna, w sklepach pustki, a najbliższy pewex kilkadziesiąt kilometrów dalej, więc i gier nie było. W latach osiemdziesiątych poznałam Monopol, który był hitem na miarę internetu. Na moje i moich sióstr szczęście miała go w posiadaniu znajoma mojej babci. Co tydzień prosiłyśmy babcię, by odwiedziła Panią Jankę i by nas zabrała ze sobą. A u Pani Janki graliśmy zawsze długo i z zapałem w monopol. To były czasy...

Teraz gier jest mnóstwo, a w sklepach nie wiadomo, co wybierać. Kupowałam ostatnio grę w sklepie branżowym i byłam zdziwiona, że taki istnieje i że że sprzedaży gier można się utrzymać:). Sprzedawca - entuzjasta i zapalony gracz - opowiadał o grach z taką pasją, że od razu chciało się grać we wszystko, co poleca. Znał doskonale każdą grę, którą mi pokazywał. W każdą grę grał i każdą testował. Poczułam się przy nim malutką istotką, która na temat gier nie wie nic;))

Zaskoczyła mnie różnorodność gier pod wieloma względami, np. artystycznym, logicznym, wiekowym, przeznaczenia, etc.

My jak na razie gramy z dziećmi głównie w sześć gier (gry na zdjęciu) i bardzo to lubimy. Zazwyczaj przy takiej zabawie jest tyle śmiechu, jak przy dobrej komedii, ale oprócz śmiechu jest jeszcze nauka.
Nauka rozumienia gry, dostosowania się do zasad, zachowania, reakcji na przegraną, na wygraną oraz na zachowanie współgraczy. I zwłaszcza o to nam chodzi, by dzieci uczyły się, jak funkcjonować w społeczeństwie, gdy wygrywamy lub przegrywamy:)
Nasze przygody z grami dopiero się zaczynają, ale już bardzo nam się podobają:)

Jakie gry polecacie?

czwartek, 14 lutego 2019

Dzień świętego Walentego. Dzień miłości.

para młoda
Zdjęcie z naszego ślubu, zrobione w dniu 4 czerwca 2011 roku:)


Dzisiaj było takie piękne święto i tak mi się wzięło na wspominki i różne przemyślenia. 

Kocham dzień świętego Walentego, bo świetnie, że jest, że zakochani mogą mieć świadomość, że jest takie święto, że mają kolejny powód do świętowania. A wszyscy nie-zakochani mają powód do zadumy i może przemyśleń, czy właśnie to im odpowiada, że nie są zakochani, czy może jednak nie? Nie patrzę na to, gdy inni mówią, że to dzień komercyjny, by więcej sprzedać, by zarobić i kogoś znowu na coś naciągnąć. To nie jest ważne. Niekiedy ważna jest idea i to, że jest piękna.
Cudownie, że ktoś, kiedyś pomyślał, by i dla miłości zrobić święto:)

Dzień świętego Walentego, to właśnie dzień miłości, a od tego wiele się zaczyna w naszym życiu. Może nawet od tego wszystko się zaczyna. Oczywiście wszystko zależy, kto, jak na to patrzy. Dzięki mojej miłości zaczęłam inne życie i niewątpliwie poznałam inne wartości, priorytety, mam nowe marzenia, plany i cele. Nie zawsze jest łatwo, ale czy łatwo oznacza dobrze? Ważne, że nam się podoba i że w tym wszystkim jest obecna miłość, że nam pomaga i pcha nas do przodu.
Gdyby nie miłość, kim byśmy byli? Kim byśmy się stali i jak byśmy żyli? Nie chcę wiedzieć. Cieszę się, że odnalazłam swoją miłość i że ona nadal trwa:)))

Życzę Wam wszystkim byście doświadczyli tej piękniejszej miłości.

czwartek, 7 lutego 2019

45 lat minęło - prawie, jak jeden dzień;)))


Ja na moje 45-te urodziny i kwiatki od męża i dzieci:)

W niedzielę obchodziłam swoje 45 urodziny!! Dobrze, że pamięta o nich mąż i najbliżsi znajomi, jak nie oni, to nawet nie wiedziałabym, ile mam lat. Nie mam czasu na razie o tym myśleć i przyznam, że rodzina i małe dzieci są tak zajmujące, że człowiek nie myśli o wielu sprawach, w tym o własnych urodzinach. Zresztą zawsze małą wagę przykładałam do imienin, czy urodzin. Były to dla mnie mało znaczące święta. Pewnie teraz będzie się to zmieniało;)

Tymczasem 45 lat to bardzo dużo!! Kiedyś, gdy miałam kilka/kilkanaście lat,  myślałam, że nie dożyję czterdziestki. A gdy poznawałam kogoś, kto miał więcej niż trzydzieści lat, to wydawał mi się bardzo stary. Kiedy to było...

Teraz sama mam już sporo lat, wielki bagaż doświadczeń, różne przemyślenia, rozmaite doświadczenia związane z pracą, nauką, z ludźmi. Mam wiele zrealizowanych planów, osiągniętych marzeń, dziesiątki poznanych ludzi, wiele przebytych podróży, odbytych rozmów i mam też kilku przyjaciół. Mam swój pogląd na świat, na to, jak chcę żyć, z kim i gdzie. 
Bardzo cieszę się, że pomimo tylu przeżytych lat, nadal mam też marzenia, plany i dążę do czegoś. Może to wszystko nie jest dla mnie jakieś mega trudne, ale jest. Z wiekiem zmieniamy się, życie daje nam wiele lekcji i robi wiele testów, czasami daje nam kopa tego dobrego lub złego, a to wykształca naszą własną filozofię zgodnie, z którą chcemy żyć.

W kilku krótkich zdaniach tak właśnie można podsumować moje czterdziestopięciolecie życia:)
A na następne 45 lat życzę sobie dużo zdrowia:)) Reszta ułoży się tak, jak chcę;))))

piątek, 1 lutego 2019

20 minut dziennie czytania na głos dla dziecka to takie moje minimum.

czytam dzieciom
Jeden z naszych pasjonujących wieczorów z książką.

Uwielbiam czytać dzieciom książki na głos. Z małymi (bardzo małymi) wyjątkami robię to codziennie i nieprzerwanie od kilku lat. Niekiedy zastanawiam się, czy to mi bardziej potrzeba tego czytania, czy dzieciom? 
To taka wyjątkowa chwila, gdy siedzimy razem na sofie, przytulamy się, wyciszamy i wsłuchujemy się w kolejną historię jakiegoś bohatera. 
Bywają też dni, gdy dzieci nie chcą czytania z jakiś powodów i przyznam, że wówczas jest mi przykro. 
Mój mąż nie przepada za czytaniem. Po prostu, nie lubi i koniec. Dlatego nie bardzo mnie wspiera w moich poczynaniach, często dzieci demotywuje i to jest smutne. Na razie jakoś trzeba sobie radzić, więc ile mogę i jak mogę staram się krzewić w moich dzieciach pasję do czytania.

Mam na uwadze, że czytanie to nie tylko bajki i jakieś tam opowiadania. To także zaspokajanie w dziecku jego potrzeb emocjonalnych. Te wszystkie przytulaski, uśmiechy, kuksańce i wspólne rozmowy są cudowne. Dziecko staje się bardziej rozwinięte intelektualnie, bo uczy się języka, myślenia, analizowania i wyciągania wniosków. Uczy się ono wielu wartości, rozwija swoje zainteresowania, poszerza horyzonty, wyobraźnię i moralność. Czytanie przekazuje dziecku bardzo dużo wiedzy ogólnej i ułatwia na dalszym etapie życia naukę innych rzeczy. Czytanie to także ćwiczenie pamięci, poprawianie koncentracji, kolejna pasjonująca rozrywka i pasja.

Czytanie daje dziecku same korzyści i najpiękniejszy czas, jaki możemy dziecku zaoferować, dlatego uważam, że należy poświęcić te minimum 20 minut dziennie na wspólne, głośne czytanie.

Idąc dalej, by dziecko zainteresować czytaniem, musimy także znaleźć odpowiednie lektury na rynku księgarskim, w bibliotekach lub u sąsiadów. Tak też robię od jakiś dwóch lat i jestem ciągle zaskakiwana, jak piękne są teraz bajki i opowiadania. Sama przyznam wciągam się maksymalnie, że niekiedy siedzimy i czytamy po godzinie, albo i dłużej:) Kocham czytanie i oby moje dzieci pokochały.

Nasze ostatnie hity do czytania to przygody bohaterów z serii: "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai". Cudowne opowiadania i świetne historyjki, które wciągają każdego czytającego i słuchającego:))). Polecam wszystkim gorąco!:) 
Poniżej nasze ostatnio przeczytane egzemplarze. 
Te, akurat pożyczone od sąsiadów.




A poniżej także seria trzech (tyko tyle mamy, inne jeszcze nie zakupione) opowiadań o mrówkojadzie i orzesznicy. Bardzo zabawne i bardzo pouczające dla dzieci ...i czasami także dla dorosłych.



Z Klarą obecnie przerabiamy serie dla małych dzieci, czyli o Zuzi:) i inne.

środa, 30 stycznia 2019

Praca w domu to także praca!

pisanie
Pisanie to także praca. Przy komputerze pracuje wiele osób o różnych profesjach...

Dzisiaj w temacie wykrzyknik, czyli zaczynam dość nietypowo;). 

Na tapecie znany temat, a mianowicie o tym, że praca w domu i przy dzieciach do lekkich i przyjemnych nierzadko nie należy i, że to też jest praca! Praca do końca życia. 

Wiele kobiet ucieka od tego tematu lub go marginalizuje. Kobiety zazwyczaj umniejszają swoją pracę domową. Nie chcą przyznać, że praca w domu to praca i to ciężka. Zdarza się, że jedne kobiety wyśmiewają się z drugich, gdy te dokonały swoich wyborów na rzecz pracy w domu (dla rodziny i niekiedy także zawodowej-zdalnej). 

Często ma się to nijak do pracy "u kogoś", bo w każdej pracy "u kogoś", możesz sobie zrobić przerwę, możesz pojechać na urlop, możesz z niej odejść lub z niej zrezygnować, masz prawo zachorować, możesz się z czymś spóźnić, możesz coś zawalić, może się zdarzyć wiele. 

I chociaż w domu także może się zdarzyć wiele, to z domu i  rodziny nie zrezygnujesz, nie oddasz dzieci, nie wyjedziesz na urlop bez nich, nie możesz wyjść z domu sama w dowolnym momencie, nie możesz być na zwolnieniu lekarskim i leczyć się w łóżku, odpoczywać. Nie masz przerwy od codziennych prac, od gotowania, sprzątania, prania, układania, uczenia dzieci, rozmów, czytania. Jesteś częściowo ubezwłasnowolniona. Masz pod opieką życie swoje i dzieci i wszystko inne, co się z tym wiąże.  Rodzina jest czymś, co masz już do końca życia i od Ciebie najwięcej zależy, jak ona będzie funkcjonować i wyglądać, a w to trzeba włożyć wiele pracy i wysiłku...

A pro po rodziny. Kiedyś jakaś blogerka zrobiła wpis na blogu i w temacie napisała "dostałam dożywocie", czy coś w tym rodzaju. Po jego temacie byłam przekonana, że poszła do więzienia i dostała dożywocie. Oczywiście natychmiast weszłam, by przeczytać, dlaczego taki ciężki wyrok i co się stało?

Okazało się, że ma dwójkę dzieci, w przykrych okolicznościach musiała się rozstać (by przeżyć) ze swoim mężem i ma młyn w życiu taki, że ledwo daje sobie radę. A właściwie to jeszcze nie wie, jak sobie ze wszystkim poradzi. Dosadnie, rzeczowo i prawdziwie opisała swoją aktualną sytuację i pozwoliła sobie na komentarz, że to jest jak "dożywocie". To przykre, ale myślałam o tym i ona pisała prawdę, użyła celnego i trafnego porównania. 
Kobieta została sama, ma na głowie pracę w domu, pracę z dziećmi i pracę zawodową (czyli w sumie trzy etaty). To w temacie rodziny, którą ma się do końca życia i którą kocha się ponad życie i trzeba jej trochę poświęcić i ciężko harować, by wychodzić na prostą.

Troszkę zeszłam z tematu (ale tylko dlatego, że rodzina wiąże się z pracą w domu), więc wracam. Kobiety wychowują dzieci i prowadzą dom. To one najczęściej ciężko pracują w domu. Większość osób traktuje takie kobiety i to, co one robią, jako coś oczywistego, jako coś normalnego i jako nie pracę, a ot, normalną i oczywistą egzystencję. Egzystencję rozumianą, jako łatwą, sielską i przyjemną.  Ile to ja razy słyszałam: "ach, Ty jesteś na urlopie - ale Ci dobrze". A to owszem był urlop, ale macierzyński, albo wychowawczy, który wiąże się z pracą, a nie z odpoczynkiem.

Często spotykam kobiety-matki i wiele z nich umniejsza rolę pracy kobiety w rodzinie. Wiele z nich bagatelizuje swoją i innych pracę w domu lub żartuje sobie z tych kobiet, które w domu pracują. Uważają one, że jeżeli kobieta wychowuje dzieci, prowadzi dom i być może pracuje zawodowo z domu, to już w ogóle ma łatwo i przyjemnie. Nic, tylko pozazdrościć, "bo Ty siedzisz w domu".

Kobiety są często przez takie komentarze niedowartościowane, zakompleksione, często zagubione lub niepewne, co do siebie i swojego dalszego życia. Nawet jeśli kobieta ma plan, co dalej i go w jakiejś mierze realizuje i już wiele rzeczy jej się układa wyśmienicie, to to jest nic. Często nie czuje się pewna tego, co robi. Często nie chce o tym mówić, bo może wywołać to mieszane komentarze. Takie kobiety często znacznie ciężej harują, by w końcu wszystkim wszystko znów udowadniać i by osiągnąć zamierzony cel lub marzenie. Gdy już go osiągną to mówi się, że się w domu wynudziły i wreszcie coś robią dla Siebie.

Obecnie także prowadzę dom i pracuje z domu, i napiszę Wam, że nie jest sielsko, a mój dzień pracy to minimum 18 godzin. Mam zatem około 6 godzin snu, który byłby dla mnie wystarczający, gdyby nie był zakłócany przez różne nieoczekiwane, lub niezaplanowane zdarzenia rodzinne.
To normalne i tak jest, gdy jest rodzina, gdy w domu jest więcej niż jedna lub dwie osoby. 

Często słyszę rozmaite komentarze, ale napiszę Wam, że już nie dyskutuję, nie biorę udziału w takich rozmowach. Jeżeli ktoś chce rzeczywiście porozmawiać lub ma ochotę dowiedzieć się, jak jest naprawdę to chętnie opowiadam, ale nie włączam się do rozmów "bardzo mądrych i wszystkowiedzących ludzi". Wiem swoje, znam życie od tej prawdziwej strony i nie upiększam fałszywie rzeczywistości, która bywa lekka i przyjemna, ale także trudna i przykra.

Jak jest u Was?

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Cele na Rok 2019 - czy ktoś to jeszcze planuje?

   
http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/
Ja przed Nowym Rokiem:) - uwielbiam tę sukienkę!!

Jeszcze mamy styczeń, więc mogę zacząć pisanie od moich postanowień na 2019!

Mam taki zwyczaj, że w grudniu Starego Roku zawsze rozliczam się ze swoich starych postanowień, a w styczniu Nowego Roku spisuję nowe.

Robię to każdego roku, systematycznie, sumiennie i zawsze. 
Okazało się, że tym razem po raz pierwszy w życiu nie zrealizowałam 60% swoich ubiegłorocznych postanowień! Z ogromnym niedowierzaniem wlepiałam wzrok w mój kalendarz, gdzie zapisałam moje punkty. Śmieszne w tym wszystkich jest to, że nie były to jakieś wygórowane cele, a proste i rzeczywiście do zrobienia rzeczy. Nie miałam też tych punktów sporo, a mimo to, nie zrealizowałam ich. Po raz pierwszy nie zrobiłam tego, co sobie wytyczyłam na dany rok. 
Były lata, gdy tych punktów było sporo i do tego ciężkiego kalibru, a jednak robiłam zawsze wszystko po kolei. Jakimś cudem wszystko miałam zawsze odhaczone. Tym razem nie udało się i przyznam, że było mi z tego powodu trochę przykro, ale oczywiście wiem, dlaczego tak się stało.

Gdy człowiek zakłada rodzinę, gdy w domu pojawiają się dzieci, to jego cele i zamierzenia schodzą na plan dalszy. Wiele rzeczy można planować i wiele można chcieć zrobić, ale wystarczy, że dziecko jest chore i już wszystko można spalić na panewce. Najważniejsze jest jednak małe dziecko. Decydując się na dzieci wiedziałam, że w pierwszych latach ich życia zrezygnuję z wielu swoich spraw i zakładałam to odgórnie. Nie było mi też niczego żal, bo jednak wiele swoich planów osiągnęłam i wiele marzeń spełniłam, więc przeszłam nad tym do porządku dziennego. choć przyznam bywało trudno. Myślę, że gorzej jest z kobietami, które decydują się na dzieci w młodszym wieku (gdy nie mają pomocy), bo mogą czuć pewien niedosyt, nazwę to kolokwialnie, życia.

Wracając do postanowień na ten rok, to lista jest porównywalna z poprzednim rokiem, jednakże muszę nadgonić punkty niezrealizowane w 2018 i dodatkowo zrobić kilka nowych.
 Podzieliłam sobie też moje zamierzenia na miesiące, bo tym razem muszę mieć wszystko zrobione. Napiszę bardzo korporacyjnie, że dołożę wszelkich starań a "wykonam plan". Oby tylko coś poważnego nie stanęło mi na drodze, bo wówczas może być źle:(

Tak się zastanawia, czy wiele osób robi jeszcze postanowienia noworoczne? Czy może jestem jakimś niezłym dinozaurem?