środa, 30 kwietnia 2014

Walka z czasem!

Ciągle się spieszę.
Ciągle gdzieś gonię.
Non stop patrzę na zegarek.
Przeliczam minuty.
Planuję następne zadanie. Jak w wojsku.
Myślę o obiedzie,
o praniu,
o spacerze,
o czytaniu dla dzieci,
o zabawach na dywanie...
A o sobie - rzadko myślę,
...więc muszę to zmienić,
ja też jestem ważna, dla dzieci.
i znowu dzieci.
Gdy już są dzieci, to są najważniejsze i dlatego ciągle tak się spieszymy.
Chcemy zdążyć ze wszystkim,
Chcemy też żyć swoim życiem i chcemy też myśleć o sobie.
...czy ja się ze wszystkim wyrobię? - to myśl przewodnia każdego dnia.
Dlaczego ten czas tak goni?
Dlaczego nie jest łaskawy, choć dla nas dla matek?
Czasie przystopuj choć wieczorem, gdy dzieci już śpią.
Wieczorem siedzę w fotelu i rozkoszuję się ciszą.
Wówczas nie wiem, co robić, 
czy czytać? 
czy słuchać płyty?
czy zobaczyć jakiś film?
a może zajrzeć na blogi?
a może odpisać na zaległe maile?
a może pomalować paznokcie?
wziąć długi prysznic?
"a może" i "czy" jest dużo, a najczęściej i tak idę do łóżka spać.
Koleżanka mnie pyta, jak się wyrabiam ze wszystkim?
Ja się nie wyrabiam!!!
Ja ledwo nadążam!!!
...o ile w ogóle nadążam.
No właśnie, czy nadążam?
Kto to wie...
Walka z czasem trwa!
I szybko się nie zakończy.

A ja wciąż uśmiechnięta,
bo mam dzieci.
Cudowne maleństwa:)

/mam nadzieję, że ta szalona forma obrazuje mój pośpiech?/

Uśmiechnięta "ja"!


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.


wtorek, 29 kwietnia 2014

Kupujemy ubranka dla dzieci

Kiedyś, gdy Tomek był bardzo mały kupowałam mu bardzo dużo odzieży. Teraz, gdy mam już dwójkę dzieci inaczej podchodzę do tematu.
  • Po pierwsze kupuję dużo mniej ubrań, 
  • po drugie Karina ma dużo ubranek po Tomku, 
  • po trzecie dość często zaglądam do komisów dziecięcych lub do sklepów z odzieżą używaną 
  • i po czwarte bardzo często wyczekuję na dobre okazje i atrakcyjne wyprzedaże. 

Większość ubranek kupuję w TK MAX, w Reserved, w Marks&Spencer, w H&M, w outletach, w ulubionym komisie dziecięcym na Kabatach i online w Next. W tych sklepach można znaleźć bardzo ładne, także markowe (bardzo dobrej jakości, np. dresy PUMA) i w dobrej cenie ubranka dla dzieci. Oczywiście należy zrobić kilka podejść, ale to można zaplanować:)
Za każdym razem, gdy coś kupuję dobieram wszystko w miarę kolorystycznie, bym potem mogła komponować różne kombinacje dla Tomka. Dzięki temu mając mało rzeczy można mieć wrażenie, że jednak jest ich dużo, bo każde zestawienie może mieć zmieniony jakiś charakterystyczny element i już dziecko wygląda inaczej:)))
Oczywiście czasami zdarza mi się i kupić coś bez przeceny, ale wówczas określam sobie jakiś limit, że np. nie kupię spodni powyżej 60 zł. Poniżej Tomek w kilku odsłonach z rzeczami, które pojawiają się wielokrotnie w jego zestawieniach.

A tak na marginesie sprzedajecie rzeczy po swoich dzieciach?
Jeżeli tak, to gdzie najczęściej? - co się sprawdza najlepiej?

Ostatnio chodzi mi to po głowie, by nie magazynować odzieży po dzieciach, a sprzedawać za symboliczne kwoty, zwłaszcza, że są mało znoszone i zniszczone.


Bardzo lubię szaliczki dla dziecka i kolor czerwony:) Buciki z komisu.

Na każdą porę musi być odpowiedni strój. Tu trochę wiało i było chłodnawo:)

Buciki z outletu, dresy na wyprzedażach na stronach internetowych PUMY.

Kurtka z TK MAXX, spodnie na wyprzedażach Reserved

Koszula z TK MAXX

Te dresy PUMY z outletu.

Tenisówki z NEXT na stronach internetowych

Gumowce z komisu

Dresy Converse z TK MAXX

Sandałki z outletu, a spodenki z TK MAXX

Tomka ulubiona ławeczka w lesie:)



Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Jakie witaminy dla niemowlaka? - krótki post z pytaniem do mam.


Kochane Mamy,

Jakie witaminy biorą wasze Niemowlaki? 


W zeszłym tygodniu byłam u lekarza pediatry z Karinką na kontroli i kazano mi podawać dziecku:

  • ferrum,
  • kwas foliowy,
  • witaminę B6,
  • i oczywiście witaminę D3

Zastanawiam się, czy tyle tego wszystkiego Karinie podawać, bo nie miała robionych żadnych badań, które wykazały by brak jakiś witamin, a poprzednie badania były bardzo dobre. Pediatra przekonywała mnie, że to bardzo ważne, by dziecko nie miało za mało tych witamin i ok rozumiem to, ale nadal nie jestem przekonana, że to wszystko powinnam podawać. Jakby nie było bardzo zdrowo się odżywiam, nie przyjmuję żadnych używek i sama mam bardzo dobre wyniki, więc skąd to przekonanie, że dziecku może czegoś brakować?
Czy musimy nasze dzieci "szpikować" tą chemią?

Tomek dostawał tylko witaminę D3 i to wystarczyło. Teraz jest zdrowy i na szczęście nie choruje.

CO WY PODAJECIE SWOIM NIEMOWLAKOM?

Z góry bardzo dziękuję za Wasze opinie.


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Od czego by tu zacząć po długiej przerwie na blogu?

...może od tego, że za mną bardzo pracowity i intensywny czas. Dzisiaj (a właściwie to już wczoraj) udało mi się wreszcie wyspać. "Wyspać się" oznacza dla każdego coś zupełnie innego, dla mnie oznacza to to, że czułam się wreszcie wyspana i wypoczęta. Spałam do 10:30, a obok przy mnie Karinka. W nocy karmiłam ją na leżąco, więc nie musiałam się specjalnie rozbudzać. Mąż spał w pokoju z Tomikiem, więc i Tomek mnie nie obudził i mąż nie chrapał, a do tego, za oknami był jakiś spokój bez krzyczących przechodniów wracających z imprez:) Nie do wiary, ale od razu sobota inaczej się zaczęła i miałam jakąś inną dziwną energię, która mi się bardzo spodobała i chcę ją mieć już zawsze!

Gdzie byłam, gdy mnie tu nie było? 

SPRAWY RODZINNE
W ostatnim czasie bardzo dużo czasu poświęcałam sprawom rodzinnym. Niestety nikt z dalszej rodziny nie chciał/ lub nie mógł/ lub może nie miał ochoty zająć się naszymi sprawami spadkowymi (spadkobierców jest wielu), które były już od dawna zaniedbane. Szlag mnie jasny trafiał, że ciągnie się za nami wszystkimi jedna nie zamknięta kwestia...  więc sama się za nią wzięłam. A to wszystko oczywiście kosztem mojej najbliższej rodziny. Taka już jestem, że nie lubię nie załatwionych spraw i nie ma dla mnie rzeczy, których załatwić nie można. Natomiast cholera mnie jasna bierze, gdy na takich osobach jak ja żerują inni, którym nie chce się robić nic i najchętniej czekają na gotowe i potem zgodnie "z literą prawa" chcą nachłapać się wszystkiego i nabrać najwięcej, ile się tylko da. Nienawidzę zachłannych i chciwych ludzi i szkoda, że takich najczęściej spotykamy w rodzinie. Wiele razy "przejechałam" się na rodzinie i doprawdy nie rozumiem, dlaczego tak jest, że najczęściej pomagają nam obcy?
Tym razem nie będę nikogo ganiać po sądach, by sprawiedliwość wzięła górę, bo żal mi moich dzieci i mojego męża  i nie chcę ich zaniedbywać. Nie będę więc poświęcać czasu i przedłużać sprawy, które mogą się zakończyć już i teraz. Przekonałam się też wiele razy w moim życiu, że gdy ktoś jest nieuczciwy i chciwy, to i tak spotka go za to zasłużona kara, bez względu na to, czy ten ktoś w coś wierzy lub nie.
To się tu wyżaliłam!!:) I już mi lepiej:)!

BADANIA PO CIĄŻY
W ostatnim tygodniu robiłam też tysiące badań i cieszę się niesamowicie, bo nie mam już cukrzycy i na szczęście nie została mi po ciąży, czego się obawiałam. Jestem też na dobrej drodze z tarczycą, tzn. nie mam już niedoczynności tarczycy i wierzę mocno w to, że wszystko i tu będzie w normie. Na razie (odpukać) badania są bardzo dobre i oby tak dalej było. Mam bardzo dobry poziom żelaza, mój cholesterol jest także w normie i wapno jak się należy. Oznacza to, że pomimo wielu dolegliwości i niefajnych wyników badań w ciąży, teraz wszystko jest w jak najlepszej formie i wraca do normalności. To nie było i nigdy nie jest tak oczywiste.

PIERWSZE SPACERY Z DWÓJKĄ DZIECI
Mam też za sobą już kilka spacerów z dwójką dzieci. To oczywiście żaden wyczyn, ale biorąc pod uwagę, że Tomek ma 22 miesiące i nie jest jeszcze dzieckiem, które idzie grzecznie przy wózku, a Karinka ma niespełna cztery miesiące i leży w wózeczku - to od razu wszystko nabiera innego znaczenia! W każdym razie pierwsze koty za płoty. Byłam już w pobliskich parkach i lesie. Jeszcze nie odważyłam się na wycieczkę trzygodzinną, bo niby, jak nakarmię Karinkę, gdy Tomek wokół biega? Przecież nie przywiążę go do ławki, a on sam nie będzie siedział grzecznie obok i patrzył, jak mama karmi siostrę. No cóż jeszcze kilka miesięcy i pewnie wszystko wróci do normy i w tym temacie:)

Pełnia widziana ode mnie z okna w nocy, gdy karmię Karinkę. Tu około 3:50:) Żal było zasypiać...


WIELKANOC NA PODKARPACIU
Ostatnie święta spędziłam z mężem i dziećmi na Podkarpaciu i o ile pogoda nam dopisała i święta były bardzo rodzinne, radosne i wesołe, o tyle droga była koszmarem. No cóż, pierwszy raz jechaliśmy prawie czterysta kilometrów z małym dzieckiem, to jest z trzymiesięczną Kariną. Karina też po raz pierwszy siedziała w foteliku w aucie. Tu niestety nie ubrałam jej odpowiednio, co przyczyniło się do jej złego samopoczucia. Dodatkowo nie przymierzałam jej też wcześniej do fotelika i chyba nie była na to przygotowana. Miałam wrażenie, że Karinie jest niewygodnie w takim foteliku, więc podczas Świąt codziennie sadzałam ją na godzinę, by się przyzwyczajała. Droga powrotna była już zdecydowanie lepsza, choć i ta była daleka od ideału. Nie wiem, dlaczego Karinka płakała, co jej jeszcze nie pasowało? I pewnie tego się już nie dowiem. Jedno jest pewne - mi także było bardzo niewygodnie! - siedziałam między dwoma fotelikami na tylnym siedzeniu i marzyłam, by ta podróż się zakończyła. Po raz kolejny doceniłam kolej i tą cudowną wygodę. Od razu da się wyczuć, że ja nie mam auta, bo w ogóle nie jestem przyzwyczajona do jazdy samochodem i jak na razie nie doceniam wygód związanych z autem, bo jakoś mi się ono nie kojarzy z wygodami.

WYSYPKA U KARINY
Po świętach przeżyłam chwilę grozy, bo miałam podejrzenie, że Karina ma różyczkę. Byłam przerażona. Na szczęście okazało się, że to paskudna wysypka. Niestety, ja - matka, całkowicie się zagapiłam i zjadłam zakazany owoc, a mianowicie jedną, całą pomarańczę. Żałuję tego bardzo, bo moja córeczka wygląda paskudnie. Nie mogę uwierzyć, że popełniłam taki błąd i dałam się skusić cudownym zapachom pomarańczy. A kto mnie kusił? - oczywiście mąż! Teraz tylko czekam, kiedy jej to zejdzie i już do końca karmienia na pewno nie zjem pomarańczy. Na razie pozwalam sobie tylko od czasu do czasu na coś czekoladowego. To taki mój mały sekret!:)

URODZINY DZIECKA U SĄSIADÓW
W zeszłym tygodniu dowiedziałam się przypadkiem od mamy sąsiadki, że jej córka urodziła syna! Moja mina - BEZCENNA. Moja sąsiadka, jak każda kobieta chodziła normalnie dziewięć miesięcy w ciąży, a ja tego nie wiedziałam/może niezauważyłam i przede wszystkim nie pytałam. Wiem, że czasami nie wypada pytać, bo są kobiety, które mają sylwetki dalekie od ideału. Ja osobiście nie lubię takich kobiet stawiać w krępujących sytuacjach i jeżeli sama nie powie to nie dopytuję. Sąsiadka znowu sama nie lubi mówić o wielu rzeczach, więc nawet, jak spotykałyśmy się w korytarzu i ona widziała mają ciążę i potem dzieci, to także nic nie wspominała. To było dla mnie całkowite zaskoczenie. Dawno nikt mnie tak nie "nabrał". Teraz będziemy miały dzieci w podobnym wieku:) i dobrze:) Już sobie gaworzymy na podobne tematy i jakoś tak jest raźniej na klatce. Nikt nam nie podskoczy!:)

POŻAR NA PIĘTRZE
W minionym tygodniu przeżyłam też chwile grozy. Któregoś dnia, gdy dzieci spały słyszałam strażackie syreny, które przybliżały się do naszego blogu. Ot tak, od zniechęcenia wyglądnęłam przez okno, by sprawdzić co to i czy długo będzie wyć pod oknami. Nie chciałam, by dzieci się obudziły. A tu widzę trzy wozy strażackie pod naszymi oknami i wołających do mnie strażaków, bym otworzyła drzwi od klatki, bo jest pożar. Drzwi otworzyłam i spokojnie zaczęłam się rozglądać, gdzie może być ten pożar. W ciągu kilkunastu sekund słyszę walenie do drzwi - otwieram a tu wbiega trzech strażaków i za nimi dwóch policjantów i szukają pożaru. Ja zdziwiona mówię, że u mnie nie ma pożaru. Wybiegają na balkon, a to u dalszych sąsiadów na tym samym piętrze!! Strażacy ode mnie biegną do sąsiadki i z balkonu od sąsiadki przechodzą na balkon, gdzie ogień i dym szaleje. W między czasie budzi się Tomek i krzyczy w niebo głosy, bo widzi obcych ludzi w mundurach policyjnych i strażackich biegających wokoło. Ja dzwonię do męża, że u sąsiadów pożar i będzie ewakuacja a ja z dwójką dzieci. Na klatce pojawia się dym i niesamowity smród. Za oknem syreny, blokada ulicy, masa gapiów, leje się woda. Karina na szczęście śpi, Tomek nie schodzi mi z rąk. Obserwujemy wszystko z balkonu. Całę zdarzenie trwa około 30 minut. Co się okazało? 
Nad sąsiadką robotnicy remontują mieszkanie i na balkonie palili papierosy. Niedopałki wyrzucili poza balkon. Te wpadły do doniczek u sąsiada niżej. Od niedopałków zapaliły się drzewka. Dym i ogień szybko rozprzestrzeniał się na inne drzewka. To wszystko zauważyli ludzie na przystanku autobusowym znajdującym się na przeciwko naszego bloku. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. My upewniliśmy się, że dobrze jest mieć ubezpieczenie na mieszkanie:), a Tomek widział na żywo "strażaka Sama":)

TKANINY NA BLUZKI I SUKIENKĘ
Zakupiłam w zeszłym tygodniu dla siebie tkaniny na bluzki i sukienkę do karmienia. Niestety nie mogę liczyć na nic ładnego i kupnego, więc trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i coś sobie uszyć. Mam nadzieję, że coś interesującego z tego wyjdzie.

KONKURS
Tymczasem jakiś czas temu ogłosiłam konkurs. Niestety nic z tego nie wyszło. Ku mojej rozpaczy nie miałam czasu, by go bardziej rozpowszechnić i rozreklamować. Myślę też, że był za bardzo skomplikowany, dlatego też nie miałam na niego odzewu. Szkoda, ale też mnie to czegoś nauczyło:)

To wszystko to zaledwie kropla w morzu tego, co się ostatnio wydarzyło...


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Moja Księżniczka skończyła 3 miesiące:)

Siódmego kwietnia moja Gwiazdeczka skończyła trzy miesiące. Jak ten czas szybko zleciał... Karinka jest już bardzo komunikatywną  i wesołą dziewczynką. Mówię do niej na przeróżne sposoby (tatuś oczywiście takżę): Gwiazdeczko, Calineczko, Księżniczko, Miętusio, Kurpydko, Pszczółko, Córeczko. Wyzwala we mnie niesamowite emocje, a te w powiązaniu z hormonami są jeszcze bardziej intensywne. Jakie to szczęście mieć dzieci, doceniam to teraz ze zdwojoną siłą. Zauważam też, że dzieci zmieniają nasze postrzeganie wielu spraw. W jednych sprawach stajemy się bardziej stanowcze, w innych jesteśmy mniej wyczulone, albo stają się nam całkowicie obojętne.

Karinka, jako baletnica:)


Karinka rozwija się książkowo:
  • Coraz intensywniej zaczyna się interesować otoczeniem i zwraca uwagę na wiele szczegółów.
  • Poznaje możliwości swojego ciała i dość umiejętnie je wykorzystuje. Już nie mogę jej pozostawić samej na przewijaku lub na łóżku, bo na 99% przesunie się na samą krawędź i może być tragedia, czego wolałabym uniknąć.
  • Niestety nie lubi leżeć na brzuszku i wzbrania się od tego, jak tylko może. Oczywiście kładę ją w taki sposób, bo przecież musi ćwiczyć mięśnie karku oraz podnoszenie główki.
  • Bardzo lubi być na rączkach w pozycji pionowej. Nie jestem tu oryginalna, bo wszystkie dzieci to lubią:)))
  • Ku mojej rozpaczy coraz częściej na spacerach już nie śpi, więc obawiam się, że będę miała powtórkę z rozrywki, tzn. noszenie na spacerach na rękach. Oby w tej sytuacji wystarczyło nosidełko:))))
  • Podczas karmienia coraz częściej się buntuje i rozprasza. To samo miałam z Tomutkiem. W takich sytuacjach staram się zapewnić dziecku spokój, by i ono się wyciszyło. Widać, że przeszkadza jej hałas, głośna muzyka, krzyki. 
  • Bardzo się ślini, wręcz zastanawiam się, czy to oznacza już pierwsze ząbkowanie? Wiem, że może to być takim sygnałem, ale też nie musi, więc jestem spokojna:) Często tą śliną się dławi lub próbuje odkaszlnąć, co jest normalne, ale oczywiście wzbudza we mnie niepokój, czy aby wszystko jest ok...
  • Cudownie gaworzy i potrafi to robić nawet godzinę, gdy przy niej jestem. Także śmieje się już głośno z różnych powodów i czasami zastanawiam się, co w danej sytuacji jest takie śmieszne...
  • Książkowo przybiera na wadze i rośnie. Obecnie ma 60 cm i waży 5,55 kg.
  • Żywiołowo mnie rozpoznaje i cudownie reaguje na mój głos. To takie piękne, że płakać mi się chce ze szczęścia i krzyczę w myślach, by te chwile pozostały na zawsze...
  • Fantastycznie bawi się swoimi rączkami lub patrzy się na paluszek. To takie kochane i wzbudza we mnie ogromne emocje.
  • Ciągle trzyma rączki w buziaczku i wygląda przy tym, jak Aniołeczek:)


Niestety robię Karince mniej zdjęć, niż wcześniej Tomkowi. Muszę to zmienić, bo będę żałować w przyszłości. Bardzo często z nią rozmawiam i próbuję wciągnąć do rozmowy, oczywiście w jej języku:) Staram się ją jak najczęściej tulić, dotykać i całować. Chcę, by czuła miłość rodziny, by była szczęśliwa i radosna, by nie czuła się sama. Wiem, że takie rzeczy wpływają bardzo korzystnie na przyszłość dziecka i jego rozwój.
Często jej śpiewam, gram na gitarze lub bawię się minami. Widzę, że mnie bardzo uważnie słucha i patrzy na mnie swoimi słodkimi oczkami. No i zaczynamy się uczyć codziennych rytuałów.

Jest inna niż Tomutek w jej wieku i rację ma każdy, kto twierdzi, że każde dziecko jest inne. Każdy Maluszek to przecież nowy, mały człowieczek.


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

piątek, 11 kwietnia 2014

Kilka zdjęć z naszych ostatnich dni.


Przez ostatnie dni byłam bardzo pochłonięta sprawami rodzinnymi, więc każdą wolną chwilę (gdy dzieci spały lub gdy mąż się nimi zajmował) przeznaczałam na pisanie pism, rozmowy telefoniczne, ustalanie różnych szczegółów. To już prawe na szczęście za mną i będę miała już nieco więcej czasu tylko dla Siebie, więc i na pisanie. W tym całym naszym rodzinnym młynie starałam się, by dzieci na tym nie ucierpiały i wierzę, że mi się to udało:)
Codziennie byliśmy na spacerach, odwiedzaliśmy place zabaw, bawiliśmy się i psociliśmy w domu. Mieliśmy ze wszystkiego ogromną frajdę. Na pewno było bardzo kolorowo, jak to wiosną!:)
Poniżej kilka zdjęć z naszym ostatnich dni:)

Tomutek bardzo lubi ostatnio  podczas spacerów odpoczywać na ławeczkach...

Jeszcze trochę i będę mogła Karinę i Tomutka kłaść razem spać:)

Tomutek widzi zawsze podczas spacerów wszystkie kwiatki, drzewa, ptaszki itd. Tu podziwia bratki:)

Kolor zielony chyba pozostanie ulubionym kolorem Tomka:)

A tu w drodze z placu zabaw. Tatuś wstąpił po nas po pracy:)

W lesie musowa zaliczamy każdy pieniek!:)

Tomutek pokazuje, jaki jest duży:) No mama mu trochę pomaga:)

Zajęcia plastyczne pod okiem mamy:) Mieszanie kolorów to i moja ulubiona zabawa:)

Nie ma nic lepszego niż wyciąganie całej farby z pojemniczków. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Tomek nie pobrudził się podczas tej zabawy:), czyli robi postępy:)

Tomek robi z mamą ciasto...

Tomek chce oddać swojego wielkiego smoczka Karince...

A tu ciekawy eksperyment. Tomek do swojej mieszanki różnych rzeczy dolewa pepsi i co się dzieje...?

Patrzy ma nie i pokazuje na miseczkę...

Ciasto zaczęło się bardzo pienić. Wyglądało to mało interesująco, dlatego nie piję pepsi.


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.


sobota, 5 kwietnia 2014

Odwiedziny w ZOO

Pogoda nas bardzo rozpieszcza, dlatego wykorzystujemy to, jak tylko umiemy. W ostatnim tygodniu byliśmy w warszawskim ZOO. Pomimo, że mieszkam w Warszawie już kilka lat, to byłam w tym ZOO po raz pierwszy. Któregoś razu przeczytałam gdzieś, że ZOO w Warszawie jest nieładne, brudne i zaniedbane. Dlatego też nigdy go nie odwiedzałam, choć bardzo lubię ZOO. Gdy mieszkałam we Wrocławiu to odwiedzałam tamtejsze ZOO regularnie. ZOO we Wrocławiu jest bardzo duże, wybiegi są ogromne, klimat jest fantastyczny i miejsce właściwe, daleko poza centrum miasta.
Do tutejszego ZOO wybrałam się tym razem przede wszystkim ze względu na Tomka. Chciałam, by zobaczył, jak wyglądają na żywo zwierzęta, które oglądamy tylko w książeczkach.

Warszawskie ZOO okazało się fantastycznym, czystym, zadbanym i uporządkowanym miejscem. Owszem jest zdecydowanie mniejsze od wrocławskiego ZOO, ale poza tym w niczym nie jest gorszy. Tomek był zachwycony zwierzętami i oczywiście placem zabaw dla dzieci. Z tego ostatniego musiałam go zabierać stosując różne fortele, w przeciwnym razie mógłby tam spędzić cały dzień. Po tych odwiedzinach podjęłam decyzję, że kupuję karnet na pół roku, bo po pierwsze nie zdążyliśmy przed Tomka drzemką odwiedzić wszystkich zwierzątek, po drugie to wspaniałe miejsce na całodzienny spacer, no i po trzecie jest tam wyśmienity plac zabaw dla młodszych i starszych dzieci.
Do ZOO na pewno warto chodzić w dni powszednie, bo jest mniej ludzi. Jak się idzie z małymi dziećmi to oczy powinniśmy mieć dokoła głowy, gdyż niektóre ogrodzenia są dla maluchów bardzo łatwe do pokonania i mogłyby przejść do zwierząt, co nie było by interesujące.

Odwiedzacie czasami ZOO?

Tomek bardzo chciał przejść do koników. Musiałam go trzymać siłą:)

Kozy były bardzo zabawne...

Tomkowi bardzo spodobały się JAK-i, do których bardzo chciał przejść. Tu także musiałam go przytrzymywać:)

Tu na tle Lwa! Po raz pierwszy w życiu słyszałam, jak lew ryczy. Niesamowite!

Żyrafy nie były jeszcze na wybiegu i to okazało się strzałem w dziesiątkę bo można było rzeczywiście z bliska zobaczyć, jak te zwierzęta są wysokie i ogromne. Przyznam, że sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tomek był zachwycony!:)

Tomek najchętniej poszedł by do żyrafek:)

Lamparty były wściekłe i także ryczały. Przyznam, że nie chciałabym takiego zwierzaka spotkać w lesie.

Słonie były sympatyczne i ogromne!

Małpy zachowywały się adekwatnie do swojego gatunku i dobrze, bo dziecko łatwiej zrozumie to, co widzi na żywo, niż to co słyszy z książek.

Rybki także były "fajne", bo na poziomie Tomka:) Duże akwarium było nieczynne, więc oglądaliśmy tylko małe rybki:)

Tomek jeszcze nie mówi, więc na każde zwierzaki pokazywał paluszkiem i bardzo żywo reagował. Bardzo mi się to podobało.


Tu inne ciepłolubne zwierzątko . Niestety nie pamiętam nazwy:(

Tomka bardzo interesowali też robotnicy po drugiej stronie sztucznego stawiku:)

A tu Małpi gaj.

Tu zjeżdżalnia dla dzieci młodszych na wspomnianym placu zabaw dla dzieci 

Tu cała konstrukcja zjeżdżalni na placu zabaw.

Piękna ciuchcia dla dzieci. Innym razem na pewno z niej skorzystamy.

Zachwycony i zaangażowany Tomek:)


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

środa, 2 kwietnia 2014

Cudowne spacery w lesie w poszukiwaniu wiewiórek

Urlop macierzyński sprzyja spacerom z dziećmi. To cudowne, że codziennie można wyjść na spacer, i cudowne jest to, że pogoda nam dopisuje. Ostatnio podczas spacerów w lesie szukamy wiewiórek. Mamy już swoje miejsca, gdzie wiewiórki będą zawsze i w dość licznym gronie. Zawsze też mamy coś dla wiewiórek do zjedzenia, np. banan, jabłko lub orzeszki. Czasami wydaje mi się, że wiewiórki są wszystkożerne... 
Poniżej kilka fotek z wiewiórkowych spacerów z ostatnich dni.

Pierwszej napotkanej wiewiórce daliśmy banana i zjadła!:)

Wiewiórki w naszym lesie bardzo blisko podchodzą do człowieka. W ogóle się nie boją, już się przyzwyczaiły do obecności ludzi.

Wiele wiewiórek jest dość pokaźnych kształtów i ja osobiście się ich boję, bo nie wiadomo, czy któraś nie ma jakiejś choroby.

Podczas spacerów odpoczynek jest wręcz nieodzowny, a nie ma to jak usiąść z tatusiem na ławce:)

Mamusia jest raczej od przewijania, poprawiania, karmienia, ubierania itd...

Ta wiewiórka ma chyba lekką nadwagę. Widać, że jest dokarmiana przez ludzi:)))

Oczywiście Tomek w ogóle nie boi się wiewiórek, jakby mógł to brałby je na ręce, na co oczywiście się nie zgadzam:))

Niestety w takich momentach staram się przepłoszyć wiewiórki, ale one wcale nie są takie płoche, jak można by było przypuszczać.

Oczywiście podczas każdego spaceru musimy "zahaczyć" o plac zabaw. Tu Tomek na swojej ulubionej zjeżdżalni, stoi i z góry ogląda plac zabaw:)



Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.