niedziela, 27 kwietnia 2014

Od czego by tu zacząć po długiej przerwie na blogu?

...może od tego, że za mną bardzo pracowity i intensywny czas. Dzisiaj (a właściwie to już wczoraj) udało mi się wreszcie wyspać. "Wyspać się" oznacza dla każdego coś zupełnie innego, dla mnie oznacza to to, że czułam się wreszcie wyspana i wypoczęta. Spałam do 10:30, a obok przy mnie Karinka. W nocy karmiłam ją na leżąco, więc nie musiałam się specjalnie rozbudzać. Mąż spał w pokoju z Tomikiem, więc i Tomek mnie nie obudził i mąż nie chrapał, a do tego, za oknami był jakiś spokój bez krzyczących przechodniów wracających z imprez:) Nie do wiary, ale od razu sobota inaczej się zaczęła i miałam jakąś inną dziwną energię, która mi się bardzo spodobała i chcę ją mieć już zawsze!

Gdzie byłam, gdy mnie tu nie było? 

SPRAWY RODZINNE
W ostatnim czasie bardzo dużo czasu poświęcałam sprawom rodzinnym. Niestety nikt z dalszej rodziny nie chciał/ lub nie mógł/ lub może nie miał ochoty zająć się naszymi sprawami spadkowymi (spadkobierców jest wielu), które były już od dawna zaniedbane. Szlag mnie jasny trafiał, że ciągnie się za nami wszystkimi jedna nie zamknięta kwestia...  więc sama się za nią wzięłam. A to wszystko oczywiście kosztem mojej najbliższej rodziny. Taka już jestem, że nie lubię nie załatwionych spraw i nie ma dla mnie rzeczy, których załatwić nie można. Natomiast cholera mnie jasna bierze, gdy na takich osobach jak ja żerują inni, którym nie chce się robić nic i najchętniej czekają na gotowe i potem zgodnie "z literą prawa" chcą nachłapać się wszystkiego i nabrać najwięcej, ile się tylko da. Nienawidzę zachłannych i chciwych ludzi i szkoda, że takich najczęściej spotykamy w rodzinie. Wiele razy "przejechałam" się na rodzinie i doprawdy nie rozumiem, dlaczego tak jest, że najczęściej pomagają nam obcy?
Tym razem nie będę nikogo ganiać po sądach, by sprawiedliwość wzięła górę, bo żal mi moich dzieci i mojego męża  i nie chcę ich zaniedbywać. Nie będę więc poświęcać czasu i przedłużać sprawy, które mogą się zakończyć już i teraz. Przekonałam się też wiele razy w moim życiu, że gdy ktoś jest nieuczciwy i chciwy, to i tak spotka go za to zasłużona kara, bez względu na to, czy ten ktoś w coś wierzy lub nie.
To się tu wyżaliłam!!:) I już mi lepiej:)!

BADANIA PO CIĄŻY
W ostatnim tygodniu robiłam też tysiące badań i cieszę się niesamowicie, bo nie mam już cukrzycy i na szczęście nie została mi po ciąży, czego się obawiałam. Jestem też na dobrej drodze z tarczycą, tzn. nie mam już niedoczynności tarczycy i wierzę mocno w to, że wszystko i tu będzie w normie. Na razie (odpukać) badania są bardzo dobre i oby tak dalej było. Mam bardzo dobry poziom żelaza, mój cholesterol jest także w normie i wapno jak się należy. Oznacza to, że pomimo wielu dolegliwości i niefajnych wyników badań w ciąży, teraz wszystko jest w jak najlepszej formie i wraca do normalności. To nie było i nigdy nie jest tak oczywiste.

PIERWSZE SPACERY Z DWÓJKĄ DZIECI
Mam też za sobą już kilka spacerów z dwójką dzieci. To oczywiście żaden wyczyn, ale biorąc pod uwagę, że Tomek ma 22 miesiące i nie jest jeszcze dzieckiem, które idzie grzecznie przy wózku, a Karinka ma niespełna cztery miesiące i leży w wózeczku - to od razu wszystko nabiera innego znaczenia! W każdym razie pierwsze koty za płoty. Byłam już w pobliskich parkach i lesie. Jeszcze nie odważyłam się na wycieczkę trzygodzinną, bo niby, jak nakarmię Karinkę, gdy Tomek wokół biega? Przecież nie przywiążę go do ławki, a on sam nie będzie siedział grzecznie obok i patrzył, jak mama karmi siostrę. No cóż jeszcze kilka miesięcy i pewnie wszystko wróci do normy i w tym temacie:)

Pełnia widziana ode mnie z okna w nocy, gdy karmię Karinkę. Tu około 3:50:) Żal było zasypiać...


WIELKANOC NA PODKARPACIU
Ostatnie święta spędziłam z mężem i dziećmi na Podkarpaciu i o ile pogoda nam dopisała i święta były bardzo rodzinne, radosne i wesołe, o tyle droga była koszmarem. No cóż, pierwszy raz jechaliśmy prawie czterysta kilometrów z małym dzieckiem, to jest z trzymiesięczną Kariną. Karina też po raz pierwszy siedziała w foteliku w aucie. Tu niestety nie ubrałam jej odpowiednio, co przyczyniło się do jej złego samopoczucia. Dodatkowo nie przymierzałam jej też wcześniej do fotelika i chyba nie była na to przygotowana. Miałam wrażenie, że Karinie jest niewygodnie w takim foteliku, więc podczas Świąt codziennie sadzałam ją na godzinę, by się przyzwyczajała. Droga powrotna była już zdecydowanie lepsza, choć i ta była daleka od ideału. Nie wiem, dlaczego Karinka płakała, co jej jeszcze nie pasowało? I pewnie tego się już nie dowiem. Jedno jest pewne - mi także było bardzo niewygodnie! - siedziałam między dwoma fotelikami na tylnym siedzeniu i marzyłam, by ta podróż się zakończyła. Po raz kolejny doceniłam kolej i tą cudowną wygodę. Od razu da się wyczuć, że ja nie mam auta, bo w ogóle nie jestem przyzwyczajona do jazdy samochodem i jak na razie nie doceniam wygód związanych z autem, bo jakoś mi się ono nie kojarzy z wygodami.

WYSYPKA U KARINY
Po świętach przeżyłam chwilę grozy, bo miałam podejrzenie, że Karina ma różyczkę. Byłam przerażona. Na szczęście okazało się, że to paskudna wysypka. Niestety, ja - matka, całkowicie się zagapiłam i zjadłam zakazany owoc, a mianowicie jedną, całą pomarańczę. Żałuję tego bardzo, bo moja córeczka wygląda paskudnie. Nie mogę uwierzyć, że popełniłam taki błąd i dałam się skusić cudownym zapachom pomarańczy. A kto mnie kusił? - oczywiście mąż! Teraz tylko czekam, kiedy jej to zejdzie i już do końca karmienia na pewno nie zjem pomarańczy. Na razie pozwalam sobie tylko od czasu do czasu na coś czekoladowego. To taki mój mały sekret!:)

URODZINY DZIECKA U SĄSIADÓW
W zeszłym tygodniu dowiedziałam się przypadkiem od mamy sąsiadki, że jej córka urodziła syna! Moja mina - BEZCENNA. Moja sąsiadka, jak każda kobieta chodziła normalnie dziewięć miesięcy w ciąży, a ja tego nie wiedziałam/może niezauważyłam i przede wszystkim nie pytałam. Wiem, że czasami nie wypada pytać, bo są kobiety, które mają sylwetki dalekie od ideału. Ja osobiście nie lubię takich kobiet stawiać w krępujących sytuacjach i jeżeli sama nie powie to nie dopytuję. Sąsiadka znowu sama nie lubi mówić o wielu rzeczach, więc nawet, jak spotykałyśmy się w korytarzu i ona widziała mają ciążę i potem dzieci, to także nic nie wspominała. To było dla mnie całkowite zaskoczenie. Dawno nikt mnie tak nie "nabrał". Teraz będziemy miały dzieci w podobnym wieku:) i dobrze:) Już sobie gaworzymy na podobne tematy i jakoś tak jest raźniej na klatce. Nikt nam nie podskoczy!:)

POŻAR NA PIĘTRZE
W minionym tygodniu przeżyłam też chwile grozy. Któregoś dnia, gdy dzieci spały słyszałam strażackie syreny, które przybliżały się do naszego blogu. Ot tak, od zniechęcenia wyglądnęłam przez okno, by sprawdzić co to i czy długo będzie wyć pod oknami. Nie chciałam, by dzieci się obudziły. A tu widzę trzy wozy strażackie pod naszymi oknami i wołających do mnie strażaków, bym otworzyła drzwi od klatki, bo jest pożar. Drzwi otworzyłam i spokojnie zaczęłam się rozglądać, gdzie może być ten pożar. W ciągu kilkunastu sekund słyszę walenie do drzwi - otwieram a tu wbiega trzech strażaków i za nimi dwóch policjantów i szukają pożaru. Ja zdziwiona mówię, że u mnie nie ma pożaru. Wybiegają na balkon, a to u dalszych sąsiadów na tym samym piętrze!! Strażacy ode mnie biegną do sąsiadki i z balkonu od sąsiadki przechodzą na balkon, gdzie ogień i dym szaleje. W między czasie budzi się Tomek i krzyczy w niebo głosy, bo widzi obcych ludzi w mundurach policyjnych i strażackich biegających wokoło. Ja dzwonię do męża, że u sąsiadów pożar i będzie ewakuacja a ja z dwójką dzieci. Na klatce pojawia się dym i niesamowity smród. Za oknem syreny, blokada ulicy, masa gapiów, leje się woda. Karina na szczęście śpi, Tomek nie schodzi mi z rąk. Obserwujemy wszystko z balkonu. Całę zdarzenie trwa około 30 minut. Co się okazało? 
Nad sąsiadką robotnicy remontują mieszkanie i na balkonie palili papierosy. Niedopałki wyrzucili poza balkon. Te wpadły do doniczek u sąsiada niżej. Od niedopałków zapaliły się drzewka. Dym i ogień szybko rozprzestrzeniał się na inne drzewka. To wszystko zauważyli ludzie na przystanku autobusowym znajdującym się na przeciwko naszego bloku. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. My upewniliśmy się, że dobrze jest mieć ubezpieczenie na mieszkanie:), a Tomek widział na żywo "strażaka Sama":)

TKANINY NA BLUZKI I SUKIENKĘ
Zakupiłam w zeszłym tygodniu dla siebie tkaniny na bluzki i sukienkę do karmienia. Niestety nie mogę liczyć na nic ładnego i kupnego, więc trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i coś sobie uszyć. Mam nadzieję, że coś interesującego z tego wyjdzie.

KONKURS
Tymczasem jakiś czas temu ogłosiłam konkurs. Niestety nic z tego nie wyszło. Ku mojej rozpaczy nie miałam czasu, by go bardziej rozpowszechnić i rozreklamować. Myślę też, że był za bardzo skomplikowany, dlatego też nie miałam na niego odzewu. Szkoda, ale też mnie to czegoś nauczyło:)

To wszystko to zaledwie kropla w morzu tego, co się ostatnio wydarzyło...


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

10 komentarzy:

  1. Tyle napisałaś, że sama już nie wiem co napisać:D Fajnie, że się wyspałaś, super, że z cukrzycą jest ok, z rodziną dobrze, ale na zdjęciach, spacer z 2 takich maluchów to jest wyższa szkoła jazdy, pożar - straszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi się nazbierało, choć to i tak kropla w morzu ostatnich sytuacji i zdarzeń:) Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  2. To dobrze, ze wyniki badań sa w porządku. Akcja z pożarem nie ciekawa, ale dobrze, że nic sie nie stało.

    Co do konkursu-to był fajny, nagrody też, ale ja nigdy nie biorę udziału w takich gdzie inni głosują na tzw. lajki - bo oto tam chyba chodziło? Wiem, że dużo osób też nie lubi i nie bierze udziału w takich, bo są niesprawiedliwe ogólnie mówiąc. A ja się o lajki prosić znajomych nie lubie ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może coś w tym jest... Masz już duże doświadczenie w tym względzie, więc przyjmuję uwagę z pokorą. Chyba już nie będę organizować konkursów - przynajmniej na razie. Jeżeli się zdecyduję, to będzie musiał mieć bardzo proste zasady, no i być bez lajkowania:) Serdecznie pozdrawiam:))))

      Usuń
  3. Faktycznie u Ciebie burzliwy czas, nie ma się co dziwić, że na blogowanie nie starczało czasu.
    Po pierwsze cieszę się, że badania są dobre i nie została Ci cukrzyca po ciąży a także tarczyca ok.
    Po drugie z Podkarpacia pochodzę i Ja z Mężem więc miło poczytać o rodzinnych stronach, czasami też jeździmy i wiem co znaczy tyle km, choć bez dziecka ale od nas jest ich aż 800 km.
    Do jakiej dokładnie miejscowości jeździcie?
    Po trzecie z tym pożarem to faktycznie nie zazdroszczę, ja chyba wpadłabym w panikę.. pożar to coś co mnie przeraża i nie chciałabym przeżyć nawet fałszywego alarmu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jeździsz kawał drogi... Serdecznie współczuję! 800 km to chyba z 13 godzin? My jeździmy do rodziny męża do Dynowa. Ciekawe skąd Ty jesteś? A pożaru to nikomu nie życzę, a zwłaszcza, gdy z boku są dzieci, bo one boję się najbardziej i żal mi ich wówczas. Serdecznie pozdrawiam:)))

      Usuń
  4. Trochę się u Ciebie działo. Dobrze, że już po kłopotach i badania wszystkie ci dobre wyszły.
    Trzymaj się ! :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No, to mocne wrażenia...
    Zazdroszczę tylko tego Podkarpacia, sama chętnie wybrałabym się w rodzinne strony, a muszę czekać do wakacji:/
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę Ci, by czas do wakacji szybko zleciał, byś mogła odwiedzić rodzinne strony. W sumie nie masz daleko, ale pewnie czekasz też aż synek podrośnie:) Pozdrawiam, życzę dużo zdrowia i szybkiego powrotu do formy:)

      Usuń