poniedziałek, 19 marca 2018

Nauka czytania przedszkolaka - Tomek już czyta!! - część III

To pierwsza przeczytana książeczka z tekstem bez podziału na sylabki:))))

Już w roku 2016 nosiłam się z planami nauczenia moich dzieci czytania przed pójściem do szkoły. Pisałam o tym TU. Tamtym razem nie wychodziło mi to najlepiej. Nie miałam pewności, czy dobrze się do tego zabieram, czy dziecko jest odpowiednio gotowe i czy to na pewno ma sens. Choć w sens wierzyłam, to ciężko było zrealizować moje postanowienie.
W związki z tym zrobiłam sobie przerwę i powróciłam do tematu w następnym roku. Pisałam o tym na blogu TU. Do wakacji efekty były słabe, bo syn, choć sporo się nauczył, to nadal nie potrafił samodzielnie czytać. Miał już sporą wiedzę na temat sylab, samogłosek, spółgłosek i liter, ale nadal brakowało pożądanego czytania.
Wzięłam udział w płatnych warsztatach nauki czytania dzieci metodą sylabową profesor Jagody Cieszyńskiej. Pomyślałam, że być może ja robię jakiś błąd. Może nie podchodzę do nauki syna w odpowiedni sposób lub może nie potrafię w dobrze przekazać wiedzy.
Pół żartem i pół serio napiszę, że po warsztatach przejrzałam na oczy. Dotarło do mnie, jak wiele drobnych, ale znaczących błędów robiłam i jak sama utrudniałam naukę czytania. Warsztaty nauczyły mnie, w jakiej kolejności, co robić. Pokazały różne możliwości nauczania dzieci. Uzmysłowiły, że to nie jest prosta sprawa a ciężka harówka i nakazały wręcz ruszyć głową i wymyślać sposób dotarcia do dziecka, by wszystko to, co chcę mu pokazać, do niego przemówiło. Po tym ruszyłam ponownie z nauką we wrześniu 2017 roku. 
Tomek zaczął czytać już w grudniu. Tak, znienacka, z zaskoczenia, podczas powtarzania kolejnych sylabek (przed ukończeniem wszystkich zeszytów z pierwszej serii), mój syn czytał. Byłam tak mocno zaskoczona i szczęśliwa, że mój syn patrzył na mnie i pytał, co się stało, że tak reaguję, że przecież chciałam, by czytał.
Ja, po prostu, po tylu miesiącach nauki, prób i ćwiczeń osiągnęłam wreszcie to, na czym mi bardzo zależało i byłam (ba, nadal jestem!) z tego dumna i szczęśliwa. Gdy słucham, jak on pięknie czyta, jak składa sylaby, jak już wiele wyrazów czyta wzrokowo, to łzy ze szczęścia lecą mi same. A to przecież taki banał! 
Macierzyństwo potrafi zmienić punkt widzenia:)

Moje refleksje...
Nauka czytania metodą symultaniczną-sekwencyjną to bardzo wymagający sposób nauki, zobowiązuje do codziennego ćwiczenia i nauki wielu sylab i paradygmatów. Te zobowiązanie dotyczy przede wszystkim rodziców i to oni muszą dziecko odpowiednio zmotywować do ćwiczeń i powtarzania. 
Wyobraźcie sobie, że każdego dnia siedzicie z dzieckiem jedną godzinę i uczycie go skomplikowanych sylab? 
Rodzice muszą być konsekwentni, pomysłowi, cierpliwi, wygadani i przekonywujący. Do tego powinni mieć silną wolę i ambicję sięgającą zenitu. Sama podczas codziennych ćwiczeń, wiele razy myślałam, że dam już sobie spokój, że może jednak odłożę to i poddam się, ale zaraz potem wracałam i z (niekiedy) wymuszonym uśmiechem na twarzy znajdowałam nowy sposób na uatrakcyjnienie zajęć.
Niestety czasami bywa bardzo ciężko. Jednego dnia dziecko bardzo chce się uczyć, a innego nie jest w nastroju, by powtarzać coś nawet tylko przez 5 minut. A do tego wokoło biega jeszcze dwójka dzieci, które pożądają uwagi, chcą się bawić z mamą, bo tata w pracy. Czasami nie wiem, jak ja tego dokonałam, jak dałam radę bez pomocy i z trójką dzieci.
Obecnie uczę Karinkę sylab, ale robię to spokojnie, bez pośpiechu ale systematycznie i konsekwentnie.







2 komentarze: