No cóż przyznam się do tego, że weekendowy wyjazd bardzo mi się przydał, tzn.:
- dla samej mnie,
- dla mojego samopoczucia,
- dla mojego ego,
- dla lepszego dalszego funkcjonowania,
- dla męża i
- do pewnych moich przemyśleń.
Pomimo tego, że niechętnie zostawiam synka nawet na 3h wyjścia do kina, wiem, że powinnam do tego przywyknąć, bo dzieci rosną szybko, a przecież chcę je dobrze wychować.
Także mąż musi nauczyć się całkowicie opiekować dzieckiem, tzn. całodobowo, a nie jak by był gościam w domku:)
Prawda jest taka, że podczas mojej nieobecności świat się nie zawalił, synek nie rozchorował, a mąż nie urządził imprezy demolującej nasze mieszkanie. A pro po mieszkania, też nie wyglądało źle:)
Jedyne straty to moja czerwona ulubiona i jedyna donica:( Strzegłam jej jak oka w głowie i oczywiście nie dopuszczałam do niej synka. W ogóle mamy w mieszkaniu miejsca, gdzie synek nie wchodzi dla swojego bezpieczeństwa. Te zasady mąż złamał, bo dlaczego Tomak miałby się nie przekomnać na własnej skórze, jak np. "bije się donica" o podłogę???
To w łazience Tomutek rozprawił się z papierem toaletowym. Po moim przyjeździe zbierałam ostatnie kawałeczki.
No właśnie to różnica między mną a mężem, ja jestem konsekwentna, kieruję się tysiącem zasad i chciałabym tego nauczyć synka. Mąż natomiast często łamie zasady i działa niestandardowo.
I jak to pogodzić takie żywioły???:))))))
Przyznaję, że dzięki temu nie jest nudno:) I chyba czasami przypominamy włoską głośną rodzinę:)
A to moja ulubiona czerwona donica w sypialni. Tu już w kawałkach. I gdzie ja taką znajdę?
W jednej kwestii (oprócz pozwolenia Tomkowi prawie na wszystko) jeszcze musiałam z mężem porozmawiać, a mianowicie posiłków dla dziecka.
Otóż jeżeli dziecko prześpi godzinę karmienia to nie czekamy do następnej i jeżeli prześpi następną godzinę to ponownie nie czekamy do następnej pory na posiłek, tylko najnormalniej dajemy dziecku, np. obiadek po przebudzeniu. Mąż w sobotę (podczas mojej nieobecności) dał dziecku śniadanko o 9:00, ale obiadku o 12:00 już nie, bo Tomek spał, a że o 15:00 także spał, więc także nie dostał drugiego dania. Dziecko ciepły posiłek zjadło dopiero o 17:00 - ku rozpaczy mamusi:)!!!!!
Dobrze, że w międzyczasie dostał banana i jak mąż oświadczył, bardzo chciało mu się jeść flipsy, więc zjadł całą paczkę (a ja flipsy kukurydziane daję mu sporadycznie:))
Dziecko było po prostu głodne:)
Poza tym, to chyba będę planować systematycznie jakieś dłuższe wyjścia z domu, bo ojciec inaczej do dziecka podchodzi niż matka i dziecku potrzebny jest i ojciec i matka. Jego rozwój także wygląda inaczej, jest bardziej wszechstronny.
Współczuję gorąco kobietą, które same muszą wychowywać dzieci. Nie należy to do prostych czynności i wymaga wielu poświęceń i cierpliwości.
Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga.
Na pewno będą jeszcze ciekawe konkursy!!!:))))
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.
Dobrze, że Oni jakoś to przetrwali :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że tak o tym nie pomyślałam:) A Powinnam:) Pozdrawiam:)
UsuńMama urodziła mnie w wieku 19 lat :) Przez 18 lat byłam jedynaczką i tuż przed 40stką urodziła moją wymarzoną siostrzyczkę! Kocham ją nad życie, a już za 7 miesięcy będę miała swoje :) Zapraszam serdecznie do mnie, http://www.stormofhormones.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia i zdrowego maluszka za 7 miesięcy:)))) Chętnie odwiedzę Twój blog:) Serdecznie pozdrwiam:)
UsuńDonicy szkoda, ale dobrze zrobił chłopakom męski weekend. :-) Musisz to powtórzyć :)
OdpowiedzUsuń