środa, 19 października 2016

Klara skończyła już sześć miesięcy - kiedy to wszystko minęło...

Przed sesją - tu zdjęcie wykonane telefonem komórkowym:)

Moja Klara skończyła pół roczku i jest fantastyczna!:)

By tradycji stało się zadość przytoczę kilka faktów z życia Klary:
  • liczy sobie już 76 cm i waży 8,5 kg,
  • jest bardzo kontaktowa, wodzi wzrokiem za głosami i ludźmi,
  • potrafi się bardzo dobrze skoncentrować na osobie mówiącej i uważnie jej słucha,
  • nie siedzi, ale jest bardzo silna i wielkimi krokami zmierza do tego, by już siadać,
  • nie pełza, ale ochoczo obraca się z pleców na brzuszek,
  • chętnie leży na brzuszku i pięknie unosi główkę wysoko, przy okazji bierze zabawki do rączki i jak coś jej nie wychodzi to bardzo głośno krzyczy,
  • chętnie bierze do rączek wszystko, co jest w zasięgu jej rączek i od razu ląduje w buzi,
  • uwielbia się chlapać w wanience, a raczej w wannie, bo wanienka jest nieco mała,
  • ząbków brak i zapewne nie pojawią się wcześniej niż u moich starszych dzieci, czyli około 10 miesiąca życia:))),
  • pięknie gaworzy, głośno się śmieje, chętnie się uśmiecha i piszczy:),
  • uwielbia mleczko mamusi i jest w stanie zrobić wszystko, co tylko potrafi, by go dostać. Czasami na widok piersi piszczy głośno, jak moje dorosłe dzieci:),
  • bardzo lubi skrzypiące i kolorowe zabawki, chętnie chwyta coś piszczącego,
  • fantastycznie reaguje na śmiech, zabawę i zaczepki starszego rodzeństwa i oni także ją uwielbiają, choć nie mogę ich zostawiać samych,
  • już przyjmuje pokarmy inne niż mleko i choć nie robi to z jakimś szczególnym entuzjazmem, to wierzę, że będzie lepiej:)
Uważam, że Klara w dużej mierze rozwija się szybciej przy rodzeństwie. Na pewno mają oni ogromny wpływ na swoją siostrę i zapewne w ciągu kilku następnych miesięcy przekonam się o tym znacznie lepiej:)

Ważna wiadomość dla rodziców planujących trzecie dziecko: nie słuchajcie, gdy Wam mówią, że "trzecie chowa się samo". Zdecydowanie się z tym nie zgadzam. Trzecie dziecko należy traktować tak samo, jak te pierwsze i drugie. Także potrzebuje się od nas uczyć wielu rzeczy, potrzebuje naszej czułości, obecności, miłości i zaangażowania. Jak na razie nie zauważyłam, by któreś dziecko chowało się samo. Każde należy ubrać, nakarmić i wielu rzeczy nauczyć (w sensie, że kupić ubranka i jedzenie, bo Karinka i Tomek jedzą i ubierają się już sami). Być może dzieci są jeszcze zbyt małe.

A co poza suchymi faktami?
Ano jest magicznie! Jestem już bardziej świadomą i dojrzałą mamą, jestem spokojniejsza przy maleństwie, nie stresuję się bzdurami i doceniam każdą chwilę. Ileż to razy łzy szczęścia pojawiają mi się na policzku? - kto to zliczy? Szkoda, że nie wszystko mogę zatrzymać w kadrze aparatu lub na filmie, by o tym wszystkim pamiętać. Wiadomo czasami z całą trójką jest ciężko, ale przyznaję, że dzieci to niesamowity dar i jeżeli ich się nie ma, to nie jest się w stanie tego zrozumieć. Wiem, o czym piszę, bo sama długo nie miałam dzieci i nawet o nich nie marzyłam, więc reakcje wielu ludzi są mi w jakiś sposób znane i zrozumiałe.
Z Klarą rozumiemy się fantastycznie i dużo szybciej nauczyłam się jej niż pierwszego Tomka, czy drugiej Karinki. Tak to już jest, że wraz z doświadczeniem, przychodzą umiejętności...

Tymczasem następnym razem może napiszę coś wreszcie o mamie?:)

środa, 12 października 2016

Matka na urlopie macierzyńskim - relaks, odpoczynek, laba, ciągłe wakacje i lenistwo!

Źródło fot.: pudelekx.pl/urlop-macierzynski-16173

Niestety tak dużo osób rozumie urlop macierzyński. 
Należą do nich zazwyczaj (choć nie wszyscy z tych kategorii): single i singielki, stare panny i starzy kawalerowie, bezdzietne pary i szefowie, którzy spędzają w pracy po 12 h na dobę a w sobotę przychodzą do niej tylko dlatego, by nie pomagać żonie w domu (niestety znam takich nie tylko z Waszych opowieści).
Tak, tak, to jest przykry obraz naszej polskiej mentalności i naszej może zazdrości (trochę niepojętej) albo czego jeszcze? - podpowiedzcie mi proszę...

W ostatnich miesiącach miałam okazję wiele razy spotkać się z dziwnymi komentarzami na temat urlopu macierzyńskiego i tego, co to oznacza dla rozmówcy. Dużo osób myśli, że urlop to urlop, więc można nadrobić zaległości towarzyskie, czytelnicze, edukacyjne, podróżnicze i jakie tam jeszcze przyjdą na myśl i co najgorsze za to wszystko jeszcze nam płacą!! 
Mało, kto z grup powyżej łączy to z czymś, co ja nazywam ciężką harówką. Nie ma sensu z takimi osobami dyskutować, bo one i tak wiedzą lepiej. Nie przekona ich żadna siła, a że pozjadały wszystkie rozumy i dzieci już mieć także nie będą, nie ma co sobie nimi zaprzątać głowy. Niegdyś wdawałam się w podobne rozmowy, teraz kiwam tylko głową ze współczuciem i myślę, co myślę, ale nie mówię tego na głos. Chcę być zdrowsza i nie chcę się denerwować. Więc nawet, gdy dobra znajoma mówi mi, że fajnie tak pobyć w domu i nic nie robić, to pomijam to milczeniem.
Nawet nasi mężowie często nie zdają sobie sprawy z tego, jaki kawał roboty "odwalamy" w domu i przy dzieciach. 
Mój mąż obecnie często przychodzi bardzo późno z pracy i mówię mu, że to chyba raczej związane jest z tym, że chce mieć święty spokój i woli posiedzieć w pracy, niż jeszcze od 18:00 zajmować się dziećmi.
Oczywiście kochamy nasze dzieci i wskoczymy za nimi w ogień, ale przecież to nie o to tu chodzi, a o to, ile pracy, siły, cierpliwości  i energii musimy mieć i ile zdrowia często kosztuje nas praca w domu i przy dzieciach.
Pozwólcie więc, że gdy następnym razem ktoś mi powie, że mam cudnie, bo taki długi urlop, to pominę to milczeniem i udam, że tego nie słyszałam. Nie chcę tracić swojej energii, cierpliwości, etc. na jakiś cudaków, którzy na starość będą dywagować i układać sobie historie, dlaczego to oni nie mieli dzieci...

PS. Po tym urlopie macierzyńskim będę miała ogromne zaległości czytelnicze, edukacyjne, podróżnicze, hobbystyczne (czy ja jeszcze mam jakieś hobby?) a o towarzyskich nie wspomnę:((((

poniedziałek, 10 października 2016

Spacer z trojką małych dzieci? - nie, dziękuję

Dzieci czekają, aż mama strąci im kasztany:)))

Mój mąż nie był jeszcze ani razu na spacerze z naszą trójką, a nasza najmłodsza córka niebawem kończy pół roku. Dlaczego? - bo się boi. Nie jest łatwo iść z wesołą gromadką (dwójką, bo trzecie jeszcze leży i nie biega), tj. czterolatkiem i prawie trzylatką na spacer, na plac zabaw, czy gdziekolwiek. Rozumie to tylko ten rodzic, który wychowuje dzieci w obecnych czasach (nie trzydzieści lat wcześniej, kiedy wszystko wyglądało inaczej). 

Z racji tego, że jestem w domu, jestem zmuszona wychodzić z dziećmi na dwór, bo to chociażby jeden z czynników, by te dzieci uodpornić na choróbska. Wierzcie mi, że za każdym razem, gdy z moimi dziećmi gdzieś wyjdę, obiecuję sobie, że był to ostatni raz. Po czym oczywiście zdarza się ten następny. I znowu pojawia się pytanie: dlaczego?
Po pierwsze mieszkamy w dużym mieście, gdzie jest dużo aut, szerokie drogi, mnóstwo wypadków, potworna prędkość i masa stłuczek każdego dnia. Tu mało który kierowca skupia się na tym, jak rzeczywiście jedzie. Tu wyrocznią są światła. Koniec kropka. Niestety małe dzieci nie skupiają swojej uwagi na bezpieczeństwie, na światłach (pomimo, że wiedzą, przynajmniej w teorii, do czego one służą), na tym, że tu każde auto gdzieś się spieszy. Dziecko jest szczęśliwym małym aniołkiem, które cieszy się ze spaceru, wszystko dookoła ogląda, czasami wpadnie w kałużę, czasami na słup i jest świetnie. To rodzic musi być skupiony na wszystkim i wyprzedzić wszystkie fakty, by wiedzieć, gdzie i kiedy zainterweniować.
Po drugie tak małe dzieci jeszcze w ogóle nie słuchają większości poleceń, albo tylko wybiórczo. Tomek już raczej rozumie, co oznacza droga i auta i że należy bardzo uważać przechodząc przez jezdnię. Często też już słucha i ba nawet może pomóc w "złapaniu" Karinki. Karinka natomiast nie słucha nikogo i mało co do niej jeszcze dochodzi. Tak więc na spacerze w sytuacji, gdy powinna się zatrzymać, jest niemal pewne na 99%, że tego nie zrobi. Na placu zabaw, gdy jest jeszcze do czegoś za mała i tłumaczę jej, proszę nie rób, bo możesz sobie zrobić krzywdę, na 99% to coś zrobi. Potrafi zabrać coś dziecku i patrzeć , jak płacze, albo wręcz przeciwnie podbiec do płaczącego dziecka i go przytulać, całować i się nim opiekować, podczas, gdy maluch bywa często tym przerażony. Potrafi z rozbrajającym uśmiechem na moich oczach wylać kubek inki na podłogę, wysiusiać się, porysować coś gdzieś (pomazać), włożyć do buzi coś i połknąć, napić się czegoś, podrzeć (np. ulubioną książkę Tomka lub moją) itd..
Po trzecie mała Klara jest jeszcze przy piersi i raczej co trzy godziny musi napić się mleczka. Jak ją nakarmić na spacerze, czy placu zabaw, gdy ma się jeszcze dwójkę innych maluchów? Tomka to jeszcze jako tako mogę zostawić z kolegami i mieć na oku (jest to możliwe), ale Karinka biega wszędzie, jak mały piesek i należy na nią (niestety) cały czas uważać. Inne mamy owszem mogą pomóć i spojrzeć na dziecko, ale też nie zawsze mają możliwość i raczej są wpatrzone w swojego maluszka, a nie w obce dziecko.

Niejeden zadaje sobie pytanie, jak w takiej sytuacji wychodzić z dziećmi na spacer (bez niańki)? 
Nie mam pojęcia, ale mam swoje sprawdzone metody, które czasami okazują się dobre. 
Na przykład wybieram miejsca, gdzie nie ma w ogóle albo za dużo dzieci i ludzi. Są one zamknięte, czyli groźba wpadnięcia pod auto odpada, posiadają liczne ścieżki, jakiś piasek, dużo drzew lub po prostu idę do lasu, który mamy niedaleko mieszkania. Niestety w lesie bliższym także muszę uważać, bo ludzie z psami, które traktują, jak dzieci uzurpują sobie prawo do lasów i mają gdzieś, że psy skaczą na dzieci. Takim sposobem w lesie zostaliśmy już trzy razy napadnięci przez psy. Dwa razy duże psy przewróciły Karinkę, a raz mniejszy Tomka. Nie muszę pisać, że zarówno ja, jak i dzieci boimy się psów. Czyli, gdy idziemy do lasu, to raczej do dalszego (to dodatkowe 20 minut drogi w jedną stronę).

Tymczasem byłam z całą trójką w piątek na spacerze i jak zwykle wybrałam się na teren zamknięty, niedaleko domu. A że dzieci chciały pojeździć na hulajnodze, to pozwoliłam im na to. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Były dwie godziny świetnej zabawy, bo dzieci jeździły po ścieżkach na hulajnogach a ja biegałam z wózkiem. Po czym w drodze powrotnej "zahaczyliśmy" jeszcze o huśtawki i do domu. By tradycji stało się zadość Karinka musiała mi się jakoś wyłamać, bo przecież należało podkreślić swoją obecność na spacerze i uciekła ma na hulajnodze. Jechała jak oszalała i na nic było wołanie mamy pędzącej z wózkiem. Nie dał rady zatrzymać jej Tomek i kulejąca babcia (nikt inny nie zareagował, tylko obserwował. Ba wiele osób po prostu stanęło i patrzyło, co się wydarzy). Zatrzymałam ją przed samymi pasami i dałam dwa razy w tyłek!

Serce miałam w gardle, byłam spocona, zdenerwowana, wystraszona i przed oczami obraz tego, co mogło się stać. Ludzie? - cóż stali i patrzyli. Na szczęście nikt nie pokusił się na jakikolwiek komentarz, bo na pewno nie pozostał by bez odpowiedzi z mojej strony.

Tymczasem córka nadal ma się dobrze, ja nadal ją bardzo kocham, mąż bardzo mnie podziwia (w nosie to mam!!), a ja pewnie kiedyś te wszystkie nerwy i tak odchoruję. 

Moja trójka:)

poniedziałek, 3 października 2016

Czym różni się usypianie pierwszego, drugiego i trzeciego dziecka?

śpiące dzieci
Południowa drzemka całej trójki:)

Różnica w usypianiu pierwszego, a drugiego i trzeciego dziecka w przypadku małych dzieci jest kolosalna - przynajmniej w moim przypadku.

Gdy moje pierwsze dziecko, czyli Tomek był malutki to chętnie spał, ale trudno mu się zasypiało i bardzo trudno go się usypiało. W domu panowała absolutna cisza, bo dziecku wszystko przeszkadzało. Na dworze nie było opcji spania, no chyba, że u mnie na rączkach (dlatego kupiliśmy nosidełko). Gdy obudził się w nocy, albo gdy była pora karmienia, to potem trudno było mu zasnąć, dlatego całymi nocami leżał u mnie na rączkach, a ja siedziałam w bujanym fotelu. Do tej pory dziękuję mężowi, że uparł się na zakup bujanego fotela, bo ten fotel uratował mi życie. Dzięki niemu po nocach z synkiem na rączkach, byłam wyspana i wypoczęta. Gdy synek podrósł i miał już pół roczku, potem roczek to zasypiał o której chciał i kiedy chciał. My, rodzice czuliśmy się bezradni i bez mocy, by to jakoś odmienić. Po przeczytaniu kilku książek-poradników dla młodych mam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zaczęłam zmieniać upodobania i przyzwyczajenia syna według wskazówek doświadczonych mam. Na początku nieśmiało, a później coraz odważniej stosowałam proponowane metody.

Tym sposobem drugie dziecko, czyli Karinka została przyzwyczajona do tego, że nie ma jedzenia na żądanie, a regularnie co trzy godziny. Dlatego też nie budziła mnie na karmienie, tylko sama przystawiałam ją do piersi. Po około 4 miesiącach oduczałam ją już od jedzenia nocnego. Oczywiście były wyjątki, jak gorące lato, jakiś zaduch, czy suche powietrze. Dzięki temu nie budziła mi się w nocy i nie "dziamdziała". Nie było też opcji bujania przez całą noc w fotelu, a jedynie zasypianie przy kołysance i czasami z opcją lulania na rączkach, ale przyznaję nauczyła się zasypiać w takiej sytuacji nie dłużej niż po 10 minutach. Karinkę przyzwyczajałam od razu do spania w ciągu dnia w konkretnych godzinach, więc każda drzemka była zaplanowana. W przypadku drugiego więc dziecka nie mieliśmy takich sytuacji, by zasypiało o 23.00 lub by w nocy robiło sobie godzinne przerwy na zabawę. Karinka od razu ze spania 20 h na dobę przeszła na regularne drzemki w ciągu dnia, aż do jednej 
(aktualnie) nie dłuższej niż 1,5 h. Po tym, dzieci idą spać o 19:30 i najdalej o 20:30 raczej już śpią.

Trzecie dziecko zasypia wręcz idealnie - przynajmniej na razie:). Najpierw jest kąpiel, potem karmienie i spanie. Gdy po karmieniu nie śpi, to mamusia żegna swoją Kruszynkę i odkłada do łóżeczka, opatula ulubionym kocykiem i przykłada ukochaną podusię, po czym wycofuje się z pokoju. Tak, to jest możliwe! Nie ma płaczu, stresu i bujania, i lulania. Jest uśmiech dziecka, czasami sporadycznie gaworzenie, ale zazwyczaj jest spanie już po kilku minutach.

Na pewno doświadczenie daje tu znać o sobie. My matki przy trzecim dziecku, jesteśmy bardziej pewne siebie. Częściej wiemy, czego dziecku potrzeba, co będzie dla niego lepsze i jak nim pokierować, by było mu lżej zasnąć i być przy tym beztroskim maluszkiem, szczęśliwej i wypoczętej mamusi.

W przypadku trzeciego dziecka (Klara ma już 5 miesięcy) śpi ono w ciągu dnia trzy razy, a o 18:00 ma już kąpiel, następnie karmienie i spanie. Po tym karmieniu, kolejne jest około 1:00 w nocy, dalej około 4:00 lub już między 6:00 a 8:00.

Pokuszę się tu o stwierdzenie, że pierwsze dziecko robi z rodzicami, co chce, drugie zaczyna z rodzicami współpracować, a trzecie idzie rodzicom na rękę;-)