Karina i Tomek w "Smyku"
Często zdarza się tak, że musimy iść gdzieś razem z mężem do jakiegoś urzędu, banku lub prawnika, by coś załatwić. W takich sytuacjach oczywiste jest to, że bierzemy ze sobą dzieci. Przecież nie zostawimy ich samych w domu? Śmiało mogę napisać, że w takich momentach wrażliwość ludzka jest już znacznie lepsza niż przed kilkunastoma latami. Urzędnicy są dobrze nastawieni do takich rodzin i doskonale zdają sobie sprawę z tego, że rodzina z dziećmi, które zazwyczaj zachowują się bardzo głośno, to normalna rzecz. Ja mam ostatnio dobre doświadczenia.
Będąc w takim urzędzie jesteśmy zmuszeni bardzo dobrze się skoncentrować, by wszystko dobrze zrozumieć - oczywiście przy akompaniamencie głośnego towarzystwa naszych pociech.
W takich sytuacjach nasz Tomek ma zazwyczaj tysiące pytań do nas, do tego na wszystkie jego wątpliwości domaga się potwierdzenia lub odpowiedniej reakcji. Karinka bardzo bacznie go obserwuje i naśladuje, więc mamy podwójną dawkę aktywności. W podobnych momentach nie pomagają już różne zabiegi stosowane, gdy dziecko było mniejsze, jak książeczka, bajka na telefonie, jakiś owoc, czy nawet lizak. Nasze dzieci już się na to nie nabierają. One chętnie zwiedziły by biuro, z dystrybutora wody wylały jej resztę, zaglądnęły do każdych otwartych drzwi, uruchomiły drukarki i inne urządzenia biurowe i obejrzały zawartość szafek, etc.
Bardzo się cieszymy, że nasze dzieci są tak aktywne, ale w takich momentach jest zwykle trudno nad nimi zapanować:(
Niekiedy, gdy urząd dysponuje małym kącikiem zabaw, jest zdecydowanie prościej, bo mamy jakieś 10-15 minut spokoju, więc da się już coś załatwić. Gorzej jest, gdy kącika zabaw nie ma:(
Wówczas sprężamy się, jak możemy, ale jest to dość męczące i przy staraniach wszystkich stron w końcu wychodzimy załatwieni.
Ostatnim razem mieliśmy dwie sprawy i jedną mógł mąż załatwić sam, więc starałam się to maksymalnie wykorzystać.
A że nieopodal znajdował się duży sklep Smyk z kącikiem zabaw, więc prędko się tam udaliśmy i najbliższą godzinę dzieci bawiły się w swoim towarzystwie. Przy okazji obejrzałam towar i ceny.
A dzieci? - cóż mama już im nie była potrzebna. Właściwie to już dla nich nie istniałam. Najważniejsze było to, że miały do zabawy coś innego, niż jest w domu (choć wydawało mi się, że niektóre zabawki dublowały się z naszymi:))
Przekonałam się po raz n-ty, że dzieci uwielbiają bawić się w sklepach z zabawkami. Moje na szczęście jeszcze nie wymuszają na nas kupna wszystkiego, czym się bawiły, więc wejście do takiego sklepu nie jest groźne. Wręcz przeciwnie, traktujemy je jak ciekawe doświadczenie. Czasami można przetestować niektóre zabawki i przekonać się, czy będą atrakcyjne dla naszego malucha i czy będzie się nimi chętnie bawił.
Zakupem nieprzemyślanych zabawek można się bardzo rozczarować. Dlatego życzę wszystkim dobrego zakupu, właściwych zabawek przed świętami:)
A poniżej kilka fotek ze sklepu z zabawkami:)))
Karina w "Smyku"
Karina i Tomek w "Smyku". Ich kreatywność po raz kolejny mnie zaskakiwała:)
Karina i Tomek w "Smyku"
Karina i Tomek w "Smyku"
Karina i Tomek w "Smyku"