niedziela, 5 lutego 2012

po co zaczynam pisać bloga...?

...no właśnie "ku pokrzepieniu serc" dla tych kobiet, które ponoć nie mogą mieć dzieci, a bardzo tego chcą. ...może też dla tych, którzy mają jakieś postanowienia, bo jednak i te się zmieniają.
...także dla tych, którzy nie wierzą, że przed czterdziestką można wyjść za mąż lub się ożenić, a bardzo tego chcą.
...i dla tych wszystkich, z którymi chciałabym się podzielić swoim optymizmem i pozytywnym nastawieniem do życia pomimo wielu przeciwności, jakie wiele razy i ja miałam sposobność w swojej egzystencji doświadczyć.

jednak najpierw było małżeństwo

Nie planowałam małżeństwa, bo niby po co, skoro samemu jest tak cudownie!  Można mieć przyjaciół, chłopaka na odległości czasami z nim pojechać na jakiś urlop, ale po co od razu małżeństwo?
Jednak którejś sierpniowej niedzieli 2009 roku wracałam z Poznania do Warszawy pociągiem IC i zaczytana w książce "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - słynnego już Stiega Larssona - poznałam swojego przyszłego męża, jeszcze o tym nie wiedząc. Wówczas zagadnął mnie pytaniem: "Czy obok jest wolne?". Nawet nie wiedziałam, że obok mnie było wolne siedzenie, tak oddawałam się lekturze. Odpowiedziałam, że skoro nikogo nie ma, to chyba jest wolne i wróciłam do lektury. Jak się okazało nieznany mi mężczyzna nie dawał za wygraną i tak mnie zagadywał całą drogę do Warszawy, że lekturę musiałam odłożyć, zresztą ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu.
Po tym spotkaniu, po siedmiu miesiącach byliśmy razem, po czternastu zaręczyliśmy się, po dwudziestu dwóch pobraliśmy się w małej kapliczce, a po dwudziestu pięciu dowiedziałam się, że już spodziewamy się dzidziusia, (pomimo tego, że lekarz nie dawał dużych szans na dziecko z różnych powodów, o których może później)....