czwartek, 28 stycznia 2016

Imupret N nadal pomaga! - oby tak dalej - krótkie sprawozdanie, jak postępuje kuracja migdałkowa.

krajmed
Tomek na kolejnej wizycie u laryngologa

Zdaję sobie sprawę, że ponownie reklamuję specyfik zwany dla jednych suplementem diety (już o nim pisałam TU), dla innych syropem, albo innym lekarstwem, ale jeżeli coś pomaga mojemu dziecku i dzięki temu czuje się lepiej, to może pomoże także innemu maleństwu.

Tymczasem my jesteśmy już po drugiej wizycie u laryngologa. Od początku grudnia 2015 Tomka migdały zmalały w sumie o około 40%. Poza tym nie ma wody w uszkach, nie kaszle, nie łapie tak szybko katarków, choć nie jest jeszcze całkowicie uodporniony. Po ostatnich dodatkowych lekach, które otrzymaliśmy do stosowania z Imupretem, katar zanikł całkowicie, jednak Tomek załapał ponownie lekki i mało uciążliwy katarek w przedszkolu. Dlatego otrzymaliśmy dodatkowe krople i lekarz zapewnił, że powinno być lepiej. Zobaczymy. Katar zanikł, ale wiadomo, jak to w przedszkolu, może się niebawem pojawić:(
Przez to, że Tomek nie jest jeszcze w pełni uodporniony (a powinien) będzie musiał dłużej brać Imupret, tj. przedłużamy kurację o kolejne trzy miesiące.

Przez następne dwa miesiące będziemy używać Imupretu i mamy się pojawić u lekarza. Kontrolę mamy zaplanowaną po Świętach Wielkanocnych. Wówczas będziemy już w sumie po czterech miesiącach kuracji Imupretem. 

Ciekawa jestem, czy rzeczywiście uda nam się całkowicie wyleczyć migdałki Tomutka i dzięki temu uniknąć operacji migdałków. Oby tak i oby przez to wszystko Tomek się uodpornił.

cdn...


środa, 27 stycznia 2016

Jak szybko uszyć prostą i wygodną sukienkę dla dziewczynki?

sukienka dla dziewczynki
Sukienka skrojona i uszyta przeze mnie w ciągu 2 godzin.

Wbrew wszystkim pozorom szycie nie jest takie trudne. Oczywiście mam tu na myśli szycie prostych modeli, jak np. sukienka dla Córeczki, bluzka dla mamusi, kocyki, podusie, spódnice, a nawet suknie dla nas samych. 
By coś uszyć potrzebujemy materiału, nici, maszyny i pomysłu. Tu posłużę się moim przykładem. Mam w domu wiele ścinków i kawałków różnych materiałów. Jest ich na tyle mało, że nie mogę nic uszyć dla siebie, ale na tyle dużo, by coś uszyć dla dzieci.
Czerwony materiał ze zdjęć, z którego uszyłam sukienkę dla Karinki to tkanina dresowa średniej grubości zakupiona niegdyś na allegro. Lubię ubierać Karinkę w sukienki, więc pomyślałam, że będę szyć proste i wygodne dla dziewczynki sukienki. Tak powstała ta - najprostsza z możliwych, z falbanką poniżej pasa, z długimi rękawami i lekkim dekoltem. Kilka danych dla Was, gdybyście mieli ochotę na uszycie podobnej:
  • krój na rozmiar około 92 cm wzrostu,
  • długość falbanki: 22 cm (w tym 1,5 cm na wszycie i marszczenie),
  • długość rękawa: 31 cm (liczony od ramienia, w tym 1 cm na wszycie oraz w moim przypadku 1,5 cm podłożenie rękawa, bo Karinka ma króciutkie ręce),
  • długość boku: 17,5 cm ( w tym 2 x po 1 cm na wszycie),
  • szerokość falbanki po marszczeniu: 32 cm,
  • szerokość falbanki przed marszczeniem: 63 cm (tyle miałam materiały, więc tyle skroiłam, w tym 2 x po 1 cm na wszycie),
  • szerokość rękawa: 17 cm (w tym 1,5 cm na wszycie),
  • wykończenie: szyja, dół i rękawy są obdziergane, czyli brzegi obszyłam drobnym/gęstym ściegiem. Przez to głowa łatwo przechodzi przez otwór. Ponad to rękawy okazały się nieco za długie, więc je podwinęłam, dzięki temu sukienka posłuży nam z pewnością do końca roku.

Kolejność szycia w moim przypadku:
  • jako pierwsze połączyłam boki i ramiona sukienki. Pierwotnie chciałam na ramieniu wykonać guziczki, ale z tego zrezygnowałam, dlatego na zdjęciu poniżej jedne ramię jest dłuższe,
  • następnie pomarszczyłam falbany i je zeszyłam. Tu należy kontrolować szerokość, by się zgadzała z szerokością części bluzkowej. Falbanę można pomarszczyć również poprzez wszycie gumki.
  • kolejna czynność to zszycie rękawów i obdzierganie na końcach, 
  • dalej przyszywam falbanki do części bluzkowej oraz rękawy do całości,
  • ważne jest, by obciąć wszystkie odstające nitki i równo wszystko przyszyć,
  • Na końcu obdziergałam dół falbany oraz wycięcie przy szyi. Po przymiarce podwinęłam także rękawy.

Prawda, że prosto?!

Następnym razem podam Wam mój przepis na szybkie uszycie łatwej bluzki dla ciężarnej:) Mam nadzieję, że wielu z Was pomogę, bo pytacie mnie o to w mailach:)




krój sukienki
Kawałki niezbędne do uszycia sukienki.


Jeżeli macie jakieś pytania, to chętnie na nie odpowiem:)

wtorek, 26 stycznia 2016

I u nas była zima:)

sanki
Karina i Tomek po raz pierwszy na sankach

W tym roku dopisała zima i choć wszystko wokół mówi, że już nie wróci, to my się cieszymy, że była choć te 10 dni. Tomek po raz pierwszy widział tyle śniegu i był bardzo tym wszystkim podekscytowany. Ja zresztą także. Jakby nie było nasze zimy od kilku już lat nie są jakoś specjalnie białe. Czasami mrozik się pokaże, ale to wszystko. Tym razem i spadł śnieg i był mróz, więc dzieci wiedzą już, co to jest prawdziwa zima. Tomek marzy, by taka zima była, gdy w następnym roku odwiedzi nas Mikołaj:) Świąt Bożego Narodzenia ze śniegiem to i ja już nie pamiętam, więc mam podobne marzenia, co Tomek...
Synek bardzo cieszył się śniegiem i spacerami, Karinka już mniej. Córeczce podobała się jazda na sankach, ale jak się okazało mąż zakupił nieco małe sanki, więc dwójka dzieci ledwo się na nie mieściła. Nie było to w smak, ani jednemu, ani drugiemu, bo ciągle spadali z sanek:)))
Mieliśmy okazję być kilka razy na sankach i przyznaję, że zmarzłam za każdym razem. W końcu nie zjeżdżałam z wielkim brzuchem z górki, a raczej tylko robiłam jakieś zdjęcia, więc stałam w miejscu.

Obecnie mamy już na dworze jakieś 7 stopnie, śnieg całkowicie stopniał. Następne miesiące przyniosą zapewne mało lubiane przeze mnie opady, wiatry, mgły i nie wiadomo, co jeszcze. Oby do wiosny, do porodu. Wówczas będzie pięknie:) 

A tak na marginesie, zastanawiam się, jak będę chodzić od wiosny na spacery z trójką małych dzieci?
Jedno w wózku, jeszcze nie będzie chodzić to ok, ale dwójka już biegająca i chodząca? Za kim biec? Kogo pilnować? Jak my to ogarniemy nie mam jeszcze pojęcia. Na razie mój mąż nie chce wychodzić nawet z dwójką, bo to już dla niego przecież "ogromnie" obciążenie. Oj, mężczyźni... Nie wiem, jak Wasi, ale mój jest wygodny na maksa i zawsze szuka dla siebie rozwiązań najprostszych i wymagających minimalnego albo żadnego wysiłku.

Mam nadzieję, że gdy Tomek będzie bliżej czwartego roku, a Karinka 2,5 to już będą się bardziej słuchać mamusi i spacery staną się bardziej przyjemne, a otwarta przstrzeń nie będzie budzić przerażenia w oczach matki:))

na sankach
Chyba kupiliśmy za małe sanki:(

na sankach
Wycieczka na sankach wpłynęła na Tomka dość usypiająco:)

śnieg
Po drodze spotkaliśmy wypoczywające kaczki:)

na sankachna sankach
Tatuś i mamusia z dziećmi na górce:)

na sankach
Karinka wolała się tylko przyglądać:)

 
Tomek bawił się cudnie i chętnie zjeżdżał z górki:)

Kolejny udany zjazd:)


czwartek, 21 stycznia 2016

27 tydzień ciąży - będzie dziewczynka!:)

Zdjęcie zrobione przed chwilą z telefonu:)

Za mną już 27 tydzień ciąży i zastanawiam się, jak daję radę:) Mówi się, że każda ciąża jest inna i u mnie jest podobnie. Czasami bywa bardzo trudno. Początki miałam słabe, teraz jest już lepiej, ale brzuchol daje się we znaki. Jest bardzo duży (choć mniejszy od tego z pierwszej i drugiej ciąży), ale wiecie jak to jest, gdy ma się przed sobą jakiś 10 kilo, do tego rodzinę, dzieci i chce się normalnie funkcjonować? - bywa ociężale, nieporadnie i czasami po prostu trudno.
Jak wytłumaczyć dziecku, że mama nie może się tarmosić na podłodze, tańczyć w zawrotnym tępie na dywanie, zjeżdżać na sankach, trzymać na kolankach dwójki rozbawionych maluchów i spać z dziećmi? - ano trudno.
Choć Tomek już rozumie, że będzie nowy dzidziuś i, że mama ma w brzuszku jakieś maleństwo, to nie zawsze przyjmuje to do wiadomość i nie zawsze o tym pamięta. Ja natomiast muszę uważać, bo dzieci w wieku Tomka są nader aktywne i za wszelką cenę chcą się wybawić i wyszaleć czasami kosztem także rodziców. Jak by nie było jesteśmy również do tego stworzeni;))

Gdy porównuję wszystkie ciąże to świadomość tej jest oczywiście największa. Inaczej się odżywiam, nie jem tak dużo słodyczy, a jeżeli jem to umiarkowanie, bo przyznaję, że nie odmawiam sobie wszystkiego. Na szczęście nie mam cukrzycy ciążowej i może to właśnie jest efekt tego, że jem bardziej rozsądnie.
Ponad to ważę około 4 kg mniej, choć tendencje mam lekko wzrostowe. Już mam świadomość, że po porodzie odchudzanie będzie ciężkie i długie. Może uda mi się do wakacji zrzucić choć z połowę przyrostu wagi? - mam nadzieję. 

Będzie druga córeczka i świetnie!! Oby była zdrowa. Przyznam, że było nam obojętnie, czy to będzie chłopak, czy dziewczynka. Gdy jest się już świadomym rodzicem to marzy się tylko o zdrowiu dla dzieci i o niczym więcej:) Mamy już imię dla Niuni, ale niech to zostanie tajemnicą do jej narodzin:) Imię dla córeczki znaliśmy już dawno, tzn wówczas, gdy jeszcze nie myśleliśmy, że będziemy się starać o trzecie dziecko.  Usłyszeliśmy je po raz pierwszy i tak bardzo nam się spodobało, że gdzieś nam siedziało do czasu informacji o ciąży:)

Obecnie jestem już na tym etapie, że nie mogę za dużo spać, siedzieć także jest trudno, a najlepsze ułożenie do odpoczynku to leżenie na boku. I co to za przyjemność leżeć na boku? - nie można ani czytać, ani oglądać filmów, ani szyć, ani robić na drutach, etc... Tak więc nie leżę za często, w wręcz przeciwnie. Staram się wykorzystać ten czas na załatwienie wszystkiego przed porodem na najbliższe miesiące.

Niestety we znaki dają mi się moje "śpiące" żylaki i pomimo różnych zabiegów, stają się coraz bardziej widoczne. Gdybym wiedziała, że będę się starała o jeszcze jedno dziecko, to nie decydowałabym się na operację usuwania żylaków. Mam tylko cichą nadzieję, że moje nogi nie będą w mocno opłakanym stanie po porodzie.

Poza jakimiś typowymi dolegliwościami wszelkie badania nadal są dobre i mam nadzieję, że tak pozostanie:)

Dziewcyny trzymajcie kciuki. Przede mną jeszcze jakieś 12 tygodni!:)

czwartek, 7 stycznia 2016

Bezpieczeństwo w przedszkolu - jak reagować na częste wypadki naszych dzieci?

Tomek poszedł we wrześniu tego roku do przedszkola, które zresztą bardzo mu się podobało, do którego też chętnie chodził i ba, nawet prosił, by później po niego przychodzić. Gdy przychodziliśmy wcześniej uważał, że ograniczamy mu zabawę z dziećmi w jego wieku. Tomek był w przedszkolu zawsze uśmiechnięty, chętnie sprzątał zabawki, bawił się z innymi, a w domu opowiadał różne ciekawe historie z życia przedszkola. Jego nowe ciocie/panie także go chwaliły i nie szczędziły dobrych słów.

W listopadzie zaczęło się coś zmieniać, a grudzień dał mi wiele do myślenia. W pierwszym tygodniu grudnia odebrałam Tomka z poranioną twarzą. Miał kilka zadrapań z zaschniętą krwią. Pani poinformowała mnie, że wpadł w krzaki. Pomyślałam, że ok zdarza się, zadałam pytanie, gdzie wówczas były Panie? Pani miło odpowiedziała, że nie da rady wszystkie dzieci przypilnować i czasami tak bywa. Stwierdziłam, że nic mu nie jest, nie wygląda to groźnie, więc jest ok.

W kolejnym tygodniu grudnia odebrałam Tomka smutnego, który rozpłakał mi się w ramionach. Patrzę, a na policzku ma wielkiego siniaka. Pani mówi, że nie wie co się stało, bo dopiero przyszła, ale inna mnie poinformowała, że pogryzł go chłopczyk. Siniak wielkości średnicy 3 cm na całym policzku i płacz dziecka już mnie zdenerwował, a tłumaczenia Pani wzięte z księżyca nie uspokoiły. 

Dla mojej zdrowotności i dla dobra dziecka poprosiłam męża, by się z "główną" opiekunką umówił i poważnie porozmawiał. 
Niestety, jak się okazało miałam tą średnia przyjemną sytuację wcześniej spotkać panią, z którą wymieniłam kilka zdań. Dowiedziałam się wówczas, że mam agresywne dziecko. Nie wiem, co przedszkolanka miała na myśli, aczkolwiek dla mnie zabrzmiało to niemalże, jak słowo "bandzior". 
Idźmy dalej...

Pomyślałam ok, może przesadzam i tak to już jest, że dzieci się czasami gryzą. Zresztą i Tomkowi się to w domu zdarzało.

To zdjęcie z 18.12.2015. Niestety następne dni pokazywały nam jeszcze barwniejsze kolory, tj. od żółtego do granatowego. Obecnie siniak jest już lekko beżowo/żółtawy, więc mam nadzieję, że jeszcze tydzień i już całkowicie zniknie.

 Niestety na tym się nie skończyło, bo 17.12 odebrałam dziecko z przedszkola z ogromnym limem pod okiem i siniakiem na całym drugim policzku (- na zdjęciu powyżej, tymczasem siniak po wcześniejszym ugryzieniu był jeszcze słabo widoczny). Pani pośpiesznie mnie poinformowała, że dziecko nie zdążyło zahamować i wleciało w szafkę. Zdenerwowałam się tak bardzo, że ręce zaczęły mi się trząść. Wzięłam dziecko i wyszłam z przedszkola. Nie chciałam robić dużej awantury i chciałam się uspokoić.

Po ponad dwóch tygodniach nie jestem spokojniejsza. Tomek do końca grudnia nie wrócił do przedszkola. Najpierw przez kilka dni od zdarzenia z szafką bolało go oko i policzek, poza tym siniak był ogromny i oko podpuchnięte (nie chcę przedstawiać tu większej liczby zdjęć). Nie chciałam, by mu się coś dodatkowego z tego powodu przytrafiło. Potem miał kurację "migdałkową", podczas której musiałam mu podawać pięć razy dziennie konkretne leki, więc musiał pozostać w domu.

Po Nowym Roku Tomek wrócił do przedszkola, a ja zastanawiam się, jak podejść do tego wszystkiego? Czy z kimś rozmawiać (z przedszkolanką rozmawiałam już kilka razy i okazuje się, że jestem matką bez doświadczenia, a ona je posiada, a to wszystko jest całkiem normalne, tylko ja o tym nie wiem)?

Czy to może kwestia rozwoju dziecka i jego charakteru? Czy dziecko jest wszystkiemu winne? Czy może "my" - rodzice zawiniliśmy, bo nie byliśmy na takie zdarzenia przygotowani?

Poza tym, nic i nikt nie zwalnia przedszkolanek w przedszkolu z pilnowania naszych pociech. W przeróżnych sytuacjach te panie mogą się znaleźć i wierzę, że czasami bywa trudno, ale powinny odpowiednio na takie zdarzenia reagować i następnym razem starać się im zapobiegać, np. gdy dzieci się gryzą, czy biją lub biegają, co może zagrażać bezpieczeństwu. Zdaję sobie sprawę, że różne "stresujące" sytuacje wśród takich maluchów to całkiem normalna sprawa, ale proszę nie trzy razy w miesiącu tak poważne w skutkach.

Wracając do kwestii przedszkola to przyznaję, iż zaczynam się obawiać o bezpieczeństwo mojego syna. A zwłaszcza, że któregoś dnia przyjdę po Tomka, a pani poinformuje mnie, że stracił oko, bo wpadł w krzaki, albo że dzieci go pobiły i jest w szpitalu, albo może wybiegł na ulice i auto w niego wjechało...etc.

"Albo" jest wiele, a wyobraźnia matki wielka. Tymczasem, co robią w tym czasie te panie z tak wielkim doświadczeniem (o którym słyszałam już wiele razy, zresztą tylko od nich samych!)? 

Przyznam, że w żłobku też zdarzały się różne przypadki, ale na miłość boską nie systematycznie i nie tak drastyczne. Przecież takie ugryzienie lub taki upadek to boli! Może ja powinnam dla przykładu pogryźć przedszkolankę? - by jej uzmysłowić, co to jest, bo jak do tej pory ona wszystko traktuje z uśmiechem. 

Dalsze moje rozważania i wnioski może jednak w obecnej sytuacji pozostawię dla siebie. 

Pewne jest to, że będę rozmawiać w przedszkolu z paniami (mamy wyznaczony termin!), bo najnormalniej obawiam się o bezpieczeństwo dziecka, co wcześniej mi się nie zdarzało. Nie chcę chodzić po dziecko i denerwować się przed wejściem do sali, czy jest całe i zdrowe. Chcę być pewna, że jest w bezpiecznym miejscu, gdzie dbają o niego, jak o własnego malucha, gdzie może się czuć dobrze i swobodnie. Jedna z mam powiedziała mi, bym uważała, bo przedszkolanki mogą się potem mścić na moim dziecku. Mój Boże! - to znaczy, że mam być cicho i udawać, że nic się nie stało? 

Tymczasem myślę też, by tej Pani (głównej przedszkolanki w grupie Tomka, bo poza nią są jeszcze 3 inne) o 30 letnim stażu w przedszkolu podsunąć jakąś pozycję książkową o pracy w przedszkolu z małymi dziećmi, bo po kilku wymianach zdań zdałam sobie sprawę, że kompetencje tej osoby są kiepskie i na bardzo niskim poziomie. 

A tak na marginesie Tomek od około miesiąca w ogóle nie chce chodzić do przedszkola, a nasze poranki są okupowane płaczem dziecka i naszą pozytywną argumentacją na temat przedszkola.

Co radzą bardziej doświadczone matki?

niedziela, 3 stycznia 2016

Leczymy powiększone migdały Tomka.

laryngolog Michał Wątróbski
Tomek podczas badania był bardzo dzielny.

Od kwietnia ubiegłego roku Tomek ma poważne problemy z gardłem, ma także notoryczny katar i dość często niezidentyfikowany kaszel. Jak do tej pory odwiedziliśmy kilkunastu lekarzy i każdy stawiał jakąś diagnozę, przepisywał kolejne syropy i radził zrobienie USG migdałków. Warunkiem USG było to, że dziecko nie może mieć kataru i będzie całkowicie zdrowe. Świetnie, łatwo mówić, a gorzej zrealizować. Katar i kaszel Tomkowi nie przechodził od niczego. W domu na stałe mamy około 12 różnych syropów i jak do tej pory żaden nie pomógł. W ciągu minionego roku zdarzyły nam się tylko dwa tygodnie, gdy Tomek rzeczywiście nie miał kataru. To był lipiec i nasz urlop, czyli czas, gdy nie mieliśmy możliwości zrobić badania.

W listopadzie 2015 trafiliśmy do dobrego lekarza i skierował nas nie na USG, które w tej sytuacji rzeczywiście trudno zrobić, a na RTG. Zresztą dzięki uprzejmości Pana doktora  - badanie odbyło się już na drugi dzień w szpitalu, gdzie także pracuje i nie musieliśmy oczekiwać dwa lub trzy miesiące w kolejce. Ów lekarz był lekko przerażony, że do tej pory w tej sytuacji nikt nie skierował nas na RTG.

Jak się okazało Tomek ma przerośnięte dwa migdały, które nie pozwalają na swobodne przełykanie śliny, a w przypadku kataru tworzą zatory i dziecko ma kaszel oraz problemy z odkaszlnięciem.
Lekarz zalecił operację usunięcia migdała. Najbliższy termin wolny to LISTOPAD 2016 roku!! 

Pomyślałam - masakra! i do tej pory Tomek ma mieć non stop katar i ewentualnie kaszel, nie wspomnę już o innych chorobach, czy infekcjach? Kto to przeżyje i czy mnie to nie wykończy?

W między czasie zaczęłam się dowiadywać, czy jest inna metoda zmniejszenia migdałów. Dowiedziałam się, że ponoć istnieją leki, które mogą cofnąć przerośnięty migdał i że w ogóle można coś takiego wyleczyć farmakologicznie. Dzięki temu dziecko nie musiałoby iść na operację i ponoć szybciej można to wyleczyć niż zoperować.

Najpierw koleżanka powiedziała mi o ziołowym leku IMUPRET N, który ona dawała dziecku. Po trzech miesiącach kuracji u jej syna powiększone migdały zmniejszyły się, dolegliwości z tym związane skończyły się i dziecko uniknęło operacji usunięcia migdała. Tą wiadomością koleżanka dała mi dużo nadziei na szybsze wyzdrowienie Tomka i także na uniknięcie operacji. Mąż o podobnych cudach słyszał także w poczekalni u laryngologa, więc tym bardziej postaraliśmy się o ten lek. A dodatkowo dowiedzieliśmy się o bardzo dobrym lekarzu, który także stara się najpierw wyleczyć takie przypadki farmakologicznie. Na wizytę do tego Pana doktora (Michał Wątróbski) oczekiwaliśmy prawie 4 tygodnie (wizyta prywatna! - koszt 200 zł).

W międzyczasie postaraliśmy się o Imupret N. Koszt to około 11 EUR i dostępny w każdej aptece niemieckiej bez recepty.
Niestety niedostępny na polskim rynku. Na własną rękę zaczęłam podawać synowi ten lek zgodnie z informacją od koleżanki. Dodatkowo przeanalizowałam całą ulotkę i dowiedziałam się między innymi, że to lek całkowicie ziołowy z domieszką alkoholu zalecany przy uciążliwym kaszlu. Nie zalecany dla dzieci poniżej 2 roku życia. 
Zaczęłam podawać Tomkowi trzy razy dziennie po 10 kropel.

lek na migdały Imupret N lek na migdały Imupret N
To mój osławiony Impuret N. Lek jest w płynie, a podaje się konkretną liczbę kropel. Ta liczba jest uzależniona od wieku i wagi dziecka.

Po trzech tygodniach na wizycie u doktora Wątróbskiego okazało się, że migdały zmniejszyły się o około 20%!!! Byłam w całkowitym szoku, bo jak zioła mogą pomóc? - jednak mogą...

Pan doktor znał ten lek i nieco zwiększył nam dawkę (ważna okazała się tutaj waga i wiek dziecka). Dodatkowo otrzymaliśmy trzy inne lekarstwa, bo jak się okazało szansa na zmniejszenie migdałów do właściwych rozmiarów jest jak najbardziej możliwa. Obecnie jesteśmy po 10 dniach brania wszystkich leków łącznie z Imupretem N i katar całkowicie zanikł, a kaszel zmalał właściwie do minimum. Nadmienię, że po lekach, które otrzymaliśmy i sposobie ich podania, widać, że lekarz działa niestandardowo i to uważam za bardzo dobry znak. Podczas rozmowy z lekarzem zadawałam mnóstwo pytań i żadne nie pozostało bez odpowiedzi. Dodatkowo otrzymaliśmy dużo informacji dodatkowych, co mnie bardzo uspokoiło a pro po migdałków i infekcji Tomka.

Jest więc nadzieja, że Tomek nie będzie przez najbliższy rok kaszlał i się dusił w nocy. Imupret będziemy brali jeszcze 33 dni, więc w sumie będzie to okres około 2 pełnych miesięcy i jeszcze trochę. Trzymam kciuki za Tomutka i mam nadzieję, że obędzie się bez operacji za rok!:)

Jak się okazuje niekiedy możemy uniknąć nawet drobnych zabiegów, które czasami nie są także do końca skuteczne. W naszym przypadku była ewentualność, że migdały ponownie wrócą do swoich rozmiarów, więc było by trzeba powtórzyć operację. I po co to dziecku?

Tak na marginesie to niewyobrażalne, ilu mamy nieskutecznych lekarzy w Polsce. Przez Tomka kaszel i katar musiałam dziecku praktycznie codziennie podawać jakieś syropy, a także przeznaczyć dodatkową półkę na leki w szafie. Boję się w takich sytuacjach, że dziecko będzie uzależnione od przyjmowania leków lub jakiś substytutów diety. W listopadzie byłam już tak podirytowana tym stanem rzeczy, że powiedziałam dość ze wszystkimi syropami. Nie chcę Tomkowi nic podawać. 
Niekiedy mam wrażenie, że lekarz na odczepnego przepisuje jakiś syrop, a matka głupia wierzy, że to coś może pomóc. Dlaczego w Polsce nadal nie zleca się odpowiednich badań, tylko wodzi się za nos i za kieszenie rodziców?
Czy my jesteśmy skazani już na dobre na takie praktyki?
Takim sposobem, to i ja mogę zacząć leczyć, bo co to za trudność zapisać syrop, inhalacje i dodatkowe witaminy? Nikt nie analizuje naszych badań, bo je nawet nie zleca. Mało który lekarz zastanawia się nad objawami, nie przemyśli sposobu leczenia, tylko od razu kieruje na wycięcie lub inną operację.
Ach... pobiadolić sobie mogę, a następnym razem pójdę lepiej przygotowana do lekarza i już z kolejnym syropem, bez badań nie wyjdę!

Po ostatniej wizycie u doktora Wątróbskiego odwiedziliśmy pobliskie centrum handlowe i podziwialiśmy z Tomkiem cudną choinkę:)))


CH LAND Warszawa
Po badaniu odwiedziliśmy centrum handlowe i przy okazji cieszyliśmy się z choinki:)