piątek, 27 lutego 2015

Wpis na czasie, czyli ubezpieczenia nasze, naszej rodziny i nie tylko

Foto ze strony: nietypowe-ubezpieczenia.pl

Należę do osób typu: "przezorny zawsze ubezpieczony". W obecnych czasach powinniśmy się ubezpieczać na wszelakie przypadki i wypadki. Wiem, że wiele osób myśli inaczej, jednak moje doświadczenie życiowe zawsze podpowiada mi: "ubezpiecz się". 

Jak do tej pory nie zdarzyło mi się gdzieś wyjechać bez ubezpieczenia, zawsze mam ubezpieczone mieszkanie, w którym mieszkam (bez względu na to, czy je wynajmuję od rodziny, czy od obcych, czy jest moje lub męża). Zawsze mam ubezpieczony sprzęt, z którym podróżuje. Jednym razem jest to rower, innym aparat, a jeszcze innym coś innego. Jeżeli biorę udział w jakiś biegach lub zawodach sportowych także jestem ubezpieczona. Jestem także ubezpieczona na wypadek śmierci, by moi bliscy nie zostali na przysłowiowym "lodzie". Na każdą niemal ewentualność mam także ubezpieczenie OC. Tak samo moja rodzina. Uważam, że żyjemy w takim okresie, iż to jest wręcz pożądane, posiadać stosowne /właściwe dla każdego/ ubezpieczenia i polisę na życie. Nigdy nie wiemy, co może nam się stać i jakie mogą być tego skutki, dlatego moim skromnym zdaniem, czasami lepiej zbierać nawet cały rok na ubezpieczenie niż go nie posiadać. Nie jest to żaden zbytek, czy próżność, wręcz przeciwnie to ostrożność i dbałość o innych, o rodzinę.

Czy korzystałam choć raz z tych ubezpieczeń? - zapytała mnie ostatnio jedna z Pań, z którą rozmawiałam w poczekalni przychodni /rozmawiałyśmy właśnie o ubezpieczeniach/.
Oczywiście korzystałam już choć nie było to aż tak wiele razy. Tu przede wszystkim korzystałam z ubezpieczenia piwnicy /miałam włamania/, a także z OC, oraz z ubezpieczenia mieszkania. Można pokusić się o stwierdzenie, że na szczęście nie musiałam korzystać z innych ubezpieczeń, ale w razie czego wiem, że je mam.

Moja historia z ubezpieczeniami rozpoczęła się po poważnym wypadku samochodowym. Zdarzenie to miało miejsce około 18 lat temu. Nie byłam najbardziej poszkodowaną osobą, a mimo zostałam uziemiona na przeszło dwa miesiąca, a przez następne 6 miesięcy przechodziłam rehabilitację. Nie był to najlepszy okres w moim życiu, ale za to bardzo dużo mnie nauczył. Przede wszystkim, że należy się ubezpieczać. Jak się łatwo domyśleć, wówczas nie byłam ubezpieczona prywatnie i mogłam mieć o to pretensje tylko do siebie. W związku z tym, że nie ja spowodowałam wypadek i uważałam, że winny powinien zapewnić mi należyte odszkodowanie, rozpoczęłam starania o odszkodowanie. To wszystko własnymi siłami. Na początku próbowałam uderzać do towarzystw, gdzie był ubezpieczony mężczyzna, który spowodował wypadek, ale to była trudna sprawa.
Ostatecznie /zresztą w ostatnim momencie tj. gdy mijają ustawowe terminy/ znalazłam prawnika, który w moim imieniu napisał kilka pism i zaczęła się batalia o odszkodowania ściągane z ZUSu oraz od osoby, która spowodowała wypadek. Na moje szczęście ta osoba była ubezpieczona w kilku miejscach, więc gra warta była świeczki. Teraz nie trzeba szukać szukać ekstra prawników, bo są firmy zajmujące się pomocą poszkodowanym, np.: http://www.kompensja.pl/. Moje sprawy o odszkodowania ciągnęły się do roku. To długo i nie, zależy, jak kto na to patrzy. Uważam, że warto było i wiem, że na tamte pieniądze otrzymałam w sumie sporą kwotę. Wówczas miałam gdzieś w tyle głowy to, że nie wiem, jak skutki tego wypadku wpłyną na dalsze moje życie i czy konsekwencje będą się ciągnęły latami, czy nie.

Dlaczego o tym wszystkim tu piszę?
  • Przede wszystkim z tego powodu, ze to jest temat na czasie, tzn. na czasie w naszych skomplikowanych czasach, ze skomplikowanymi relacjami (banki, korporacje, przychodnie i inne). Jeżeli tracimy pracę lub z innego powodu nie mamy środków do życia i nie jesteśmy ubezpieczeni to lądujemy na bruku. Czasami trudno się z tego podnieść. Jeżeli mamy jakieś stosowne ubezpieczenie, które może pomóc choć na kilka miesięcy, to zawsze jest prościej i widzi się sens w dalszym życiu. Widać światełko w tunelu.
  • Obecnie ludzie biorą kredyty mieszkaniowe, kredyty inne, mają rodziny i pracę. Często niestety pojawiają się sytuacje, że tracimy pracę, albo mamy wypadek, albo chorujemy z jakiegoś powodu i nie możemy pracować i co wówczas z opłacaniem naszego kredytu? - ubezpieczenie może pomóc.
  • Czasami tracimy bliskiego i zostajemy sami bez środków do życia. My także możemy umrzeć lub zginąć i co jeśli nasze dzieci zostawimy bez środków do życia?
  • Niestety nadal stosunkowo często dochodzi do kradzieży naszej własności: w mieszkaniu, kradzieży samochodu, roweru, zawartości piwnicy lub komórki. Lepiej mieć wówczas ubezpieczenie i odzyskać choć część lub i całość naszego mienia.
  • A co, gdy zaleje mieszkanie, dom, gdy nasz dobytek zostanie spalony? W tej sytuacji ubezpieczenie to obowiązek.
To sytuacje życiowe, z którymi mamy do czynienia dość często i w których nie wyobrażam sobie nie mieć ubezpieczenia. 
Gdzieś ostatnio przeczytałam, że nie warto się ubezpieczać, bo potem nie można odzyskać pieniędzy. Na szczęście nigdy nie miałam sytuacji, by z jakiś przyczyn nie odzyskać odszkodowania. Może to kwestia towarzystwa ubezpieczeniowego? może to kwestia odszkodowania? A może po prostu niektórzy piszą czasami jakieś wymyślone historie, by ktoś ich czytał? Nie wiem i nie będę dociekać, ani się spierać o ten temat. Ja mam dobre doświadczenie z ubezpieczeniami i oby tak pozostało.

Tymczasem mam też manię ubezpieczania bliskich, gdy np. gdzieś wyjeżdżają. Jak do tej pory to systematycznie ubezpieczam wyjeżdżających  moich najbliższych, bo oni nigdy o tym nie pamiętają. Czasami nawet robię to, gdy już są w drodze i na sms-a wysyłam im numer polisy. Mówcie co chcecie, ale jeżeli się gdzieś wyjeżdża to już ciąży na nas obowiązek ubezpieczenia, bo nigdy nie wiadomo, co może się stać i ile może nas to kosztować. Ubezpieczenie pomoże.

Mój apel do wszystkich to ubezpieczajcie się.
Ubezpieczajcie się mądrze.





środa, 25 lutego 2015

Tomek u logopedy, cz. 1

Tomek podczas zajęć u logopedy:)

Zaniepokojona mową Tomka zaczęłam naszą przygodę z logopedą. 
To oczywiście nie jest taka prosta sprawa, ale wszystko jest do zrobienia. Najpierw należy otrzymać od pediatry skierowanie do logopedy. Przy czym pediatra musi chcieć to skierowanie wypisać. Nasz pediatra kilka miesięcy temu uważał, że Tomek nie nadaje się jeszcze do logopedy. Miałam się nie obawiać o jego mowę, gdyż wszystkie oznaki pokazywały nam, że Tomek mieści się w tzw. normie. Wszystko ok, ale pomimo tego nie porozumiewał się tak, by go inni rozumieli, a dzieci w żłobku - w jego grupie - mówiły już znacznie więcej.
No cóż odczekałam cierpliwie do ukończenia 2 i pół roku i udałam się ponownie do pediatry. Tu przytłoczyłam go argumentami i skierowanie otrzymałam. W kolejce do logopedy na moje szczęście nie musiałam długo czekać, bo wskoczyłam na miejsce, które się zwolniło i dobrze, bo kolejki są do dwóch miesięcy i dłuższe.
Podczas pierwszej wizyty u logopedy dowiedziałam się wielu rzeczy i ani się nie uspokoiłam, ani nie wyszłam zaniepokojona. Można napisać, że byłam dobrze przygotowana na wszystko. No może nie na wszystko, bo nie wiedziałam, jakie ćwiczenia powinnam z dzieckiem wykonywać, by mu pomóc w rozwoju mowy. Większość rzeczy robiłam instynktownie i to dobrze, choć wielu także nie wiedziałam. Postaram się raz na jakiś czas pisać tu o ważnych kwestiach dających poprawę mowy u dziecka lub także jej nauki. Wszystko będę przekazywać na podstawie moich spotkań z logopedą i jego zaleceń dla Tomka.

Należy tu podkreślić fakt, że dzieci mają zapisane w genach, kiedy i jak zaczną mówić. Nie mogę oczekiwać od naszych dzieci, że będą płynnie mówiły w wieku 2 lat, skoro ja i mąż zaczęliśmy mówić w wieku 3 i później lat. Ponad to zarówno ja, jak i mój mąż mówimy bardzo szybko, więc w większości przypadków nasz syn może słyszeć nie kilka wyrazów (czyli jakieś zdanie), a jeden długi, niezrozumiały ciąg liter, które nie potrafi zrozumieć. No cóż te i inne kwestie mają ogromny wpływ na mowę naszych dzieci. Możemy je wspomóc w nauce i na pewno nie wyjdzie im to na złe. Do wszystkiego należy podejść ze spokojem.

Jeszcze ważna sprawa, każdy logopeda podczas pierwszej wizyty powinien zrobić z nami ankietę, z której dowie się bardzo dużo na temat obecnej lub przyszłej mowy naszego dziecka. To będzie także dla nas ważna informacja.

Z pierwszego spotkania kilka przykazań dla rodziców, jak wspomagać rozwój mowy naszego dziecka:
  1. Mówić do dziecka zrozumiale, zawsze dawać mu przykład starannej i poprawnej wymowy. Nie mówić do niego w sposób pieszczotliwy.
  2. Nazywać to, co robi dziecko w czasie zabawy. Powtarzać z nim nowe słowa.
  3. Wykonywać z dzieckiem ćwiczenia artykulacyjne, które kształtują zręczne i celowe ruchy warg, języka i podniebienia miękkiego.
  4. Bawić się z dzieckiem, żartować, uczyć wyliczanek, rymowanek, wierszyków i piosenek.
  5. Bawić się np. w dom, w sklep, w przedszkole, w zabawy ruchowe, wyznaczając różne role.
  6. Nazywać przedmioty, pokazywać ich przeznaczenie, wyjaśniać z czego są zrobione.
  7. Zapewnić dziecku wiele okazji to twórczej pracy: malowania, rysowania, lepienia.
  8. Nauczyć dziecko rozróżniać podstawowe kolory: czerwony, zielony, niebieski i żółty.
  9. Czytać razem książki, omawiać ilustracje, zadawać pytania.
  10. Nauczyć dziecko swojego imienia i nazwiska.
  11. Uczyć dziecka form grzecznościowych i stosowania ich we właściwej sytuacji (dziękuję, proszę, przepraszam, dzień dobry).
  12. Włączyć dziecko w codzienne prace domowe.
  13. Uczyć dziecko prawidłowego zachowania w domu, na spacerze, na placu zabaw.
  14. Uczyć samodzielności.
  15. Pozwolić dziecku posługiwać się tą ręką, którą samo wybiera.
  16. Uczyć dziecko wyrażania i nazywania emocji.
  17. Pamiętać o tym, by nagradzać dziecko za jego osiągnięcia - swoim uśmiechem, gestem lub słowem.
  18. Nie naśmiewać się z dziecka, gdy źle wymawia słowa, nie wymuszać poprawnej wymowy.
  19. Obserwować pociechę, śledząc jej postępy w rozwoju mowy i języka. Zachować umiar w swych wymaganiach w stosunku do dziecka. Dzieci, od których zbyt wiele się oczekuje, również mogą mieć problemy z mową.

Z czystym sumieniem przyznaję się do tego, że 14 z tych punktów realizowałam, z czego 11 w całości, a 3 częściowo. Pięć punktów z powyższych nie stosowałam w ogóle, bo uważałam, że jest na to za wcześnie. Jak się okazuje nigdy nie jest za wcześnie, bo dziecko zbiera gdzieś tam sobie wszystkie informacje i w odpowiednim dla siebie czasie lubi nas zaskoczyć.

Ciekawa jestem Waszych doświadczeń z mową dziecka?

poniedziałek, 23 lutego 2015

Wyjście z mężem na sushi - tylko we dwoje:)

Oj, jak ja lubię sushi:) - zdjęcie z komórki

Trudno jest wyjść z mężem na randkę z domu, gdy ma się małe dzieci. Zwłaszcza, gdy nie chce się dzieci z kimś zostawiać. Długo przyzwyczajałam się do myśli, że mogę komuś pod opieką zostawić moje dziecko. Długo dojrzewałam do myśli, że czasami nawet powinnam to robić, by odpocząć, by oderwać się od ciężkiej rzeczywistości i by odreagować w jakiś sposób.

Na pewno pomógł mi w tym żłobek Tomka. Pierwsze miesiące Tomka w żłobku miałam ogromne wyrzuty sumienia, że puściłam mojego kochanego synka do jakiegoś "ośrodka". Nie mogłam się doczekać godziny 12:00, by go odebrać. Zdawało mi się, że Tomek cały czas tęskni za mną, za domem i za naszymi zabawami. Oczywiście wiedziałam doskonale, że tak nie jest, ale raz po raz snułam jakieś teorie na ten temat. Mąż to wyśmiewał w niebo głosy. 
Obecnie Tomek chodzi już szósty miesiąc do żłobka i uważam, że dobrze zrobiliśmy, że go tam posłaliśmy. Jest szczęśliwy, czasami nawet nie chce wychodzić ze żłobka, uwielbia swoje żłobkowe ciocie. Widzę, że inaczej się rozwija i mam nadzieję, że wyjdzie mu to na dobre. No tak - duży minus to choroby, ale dziecko musi się gdzieś uodpornić. Mieliśmy świadomość tego, że będzie chorował i głównie dlatego daliśmy go do żłobka, by wychorował się, jak ja jeszcze jestem w domu.

Poza tymi aspektami, przekonałam się, że to zdrowe i dla dziecka i dla mnie, że w ciągu dnia jakiś czas przebywa z kimś innym, a ja mogę mieć też czas dla Siebie. Ten czas żłobkowy to taki czas przygotowania mnie na mój powrót do pracy i uświadomienia mi, że dziecko nie będzie miało źle, a wręcz przeciwnie. Zdaję sobie sprawę, że powrót do pracy dla mamy po macierzyńskim jest stresujący, a gdy do tego dochodzi jeszcze świadomość, że u kogoś obcego pozostawiłam dziecko i na pewno jest mu tam źle - to nerwica gwarantowana. 
Na szczęście jeden stres nie dotyczy już mnie. Nie będę się denerwować tym, co robią dzieci i jak spędzają czas, gdy ja pracuję. 
A pro po żłobka - poznałam tam wiele fantastycznych kobiet, a także historii różnych rodzin. Na pewno niektóre z tych - na razie luźnych - znajomości zamienią się w jakieś przyjaźnie w przyszłości.

Tymczasem od jakiegoś czasu staram się także systematycznie gdzieś wyjść sama lub, jak znajdzie się ktoś chętny do dzieci, z mężem. Wówczas wszystko jest jakieś inne... Ameryki pewnie tym nie odkryję, ale przyznaję, że życie w rodzinie jest skrajnie różne od tego, gdy się jest stanu wolnego. Innego znaczenia nabierają niemalże wszystkie rzeczy, czynności, hobby, praca i znajomości. Pomimo tych wszystkich różnic i zmian, ważne jest, by zachować także siebie i jakąś swoją cząstkę. 
Uświadomiłam sobie to, że dzieci dorastają i chcą mieć rodziców aktywnych, szanujących siebie i swoje zainteresowania. 
Podczas ostatnich kilku miesięcy wiele czasu poświęciłam swoim pasjom. Skończyłam kilka kursów, by te pasje pogłębić i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Wiecie, jak trudno jest podczas urlopu macierzyńskiego  robić coś tylko dla siebie? To niemal niewykonalne. Na szczęście udało mi się - częściowo dzięki pomocy męża, który mógł czasami wziąć urlop i także zajmował się naszymi dziećmi. Postaram się kiedyś napisać coś o moich innych pasjach:) - niż te, o których tu pisałam:)

Niedawno byłam z mężem na sushi i pierwszy raz od kilku miesięcy byliśmy sami, trzymaliśmy się za ręce i rozmawialiśmy, jak niegdyś o wszystkim. Nikt nam nie przeszkadzał, nie wchodził na kolana, nie krzyczał, nie wylewał sosu i było inaczej. Cieszyliśmy się z tego wyjścia, choć przyznam, ze gdy nasza randka miała się już ku końcowi, zaczęliśmy się zastanawiać, co u dzieci...
Chcielibyśmy kontynuować takie nasze wyjścia, choć raz na dwa tygodnie. Czy nam się uda? Ciężko powiedzieć. W każdym razie będziemy się starać. 

To miał być post tylko o randce, a zrobił się niemalże o wszystkim, a także o tym, że powroty do pracy po urlopie macierzyńskim bywają bardzo trudne. Ja wracam do pracy 1 kwietnia. To chyba tak na ironię losu:) 
Jak będzie nie wiem:)



Mąż ze swoją przystawką:)


sobota, 21 lutego 2015

Tomek u fryzjera:)

Tu jeszcze chwila spokoju...

...a tu niestety już wszystko na "nie"

Miałam nadzieję, że Tomek dojrzał już do tego, by pójść do fryzjera i bez jakiś specjalnych ceregieli ściąć włosy. Skoro u lekarza nie robi problemów, jest już prawie odpieluchowany, robi porządki, sam je, już wiele rozumie etc... - to było oczywiste, że i u fryzjera będzie wszystko dobrze. Kilka dni wcześniej dość intensywnie rozmawialiśmy o zawodzie i wykonywanych czynnościach fryzjera, o tym, co robi, dlaczego i komu. Pomimo tego, Tomek nie czuł się w zakładzie fryzjerskim dobrze. 
Po około 5 minutach obcinania musieliśmy z tego zrezygnować. Przez te pierwsze pięć minut fryzjerka w tempie ekspresowym obcięła najdłuższe włosy z tyłu głowy. Ba zrobiła to nawet prosto, czym byłam maksymalnie zaskoczona, bo ja w takich warunkach nie ręczyłabym za wykonaną usługę. Tomek w tym czasie kończył lizaka i już zaczynał stękać i rączkami zabierać ręce fryzjerki. Zrezygnowałyśmy z dalszego strzyżenia, bo bałam się, że komuś może się stać krzywda. 
Tomek po prostu nie jest jeszcze gotowy na fryzjera i bez sensu było by robić coś na siłę. Poczekam pewnie kolejne pół roku. Może będzie lepiej...

To było już trzecie podejście do fryzjera. Dwa razy sama ścinałam mu włosy. Nie było to idealnie wykonane, ale ważne, że w miarę prosto i Synek wyglądał, jak człowiek.
Mam w domku małego kochanego buntownika i muszę sobie jakoś z nim radzić:)

Tomutkowi wszystko przeszkadzało u fryzjera:(


piątek, 20 lutego 2015

Odwiedziny babci w Warszawie

Tomutek i Karinka z babcią na spacerze:)

Niedawno odwiedziła nas babcia. Babcia mieszka daleko od nas i droga do niej to dla nas wyprawa życia. Gdyby się jeszcze okazało, że do miejsca przeznaczenia dojeżdża pociąg to bym się zdecydowała na taką wycieczkę. Niestety nie dojeżdża i my może bez wyobraźni, albo właśnie z nią nie mamy na tyle odwagi, by wybrać się z małymi dziećmi tak daleko.
Na szczęście czasami przyjeżdża do nas babcia. Babcia może przyjechać tylko w okresie wakacji, bo poza nimi bawi innego wnuczka.
Bardzo się cieszymy, gdy babcia do nas przyjeżdża i w ogóle cieszymy się, gdy ktoś do nas przyjeżdża, choć może nie zawsze jest u nas tak różowo. Niestety dzieci od rana pokazują, jak bardzo są żywiołowe, więc nie można się wyspać, bądź w spokoju odpocząć. Na szczęście babci nie musimy nic tłumaczyć i wyjaśniać. Babcia po prostu wie:)

Tomek bardzo lubi babcię i na szczęście już pamięta, kto to jest. Wie, że babcia mieszka daleko z dziadkiem i czasami będziemy odwiedzać babcię, bądź babcia nas. Tomek uwielbia się bawić z babcią i angażować ją we wszystkie dziwaczne zabawy. Babcia jest zakochana we wnuczku, więc zgadza się na wszystko. My nic na to nie mówimy, bo babcia ma mało czasu na to, by rozpieszczać wnuczka, więc wszyscy są zadowoleni:)

Tym razem babcia ponownie przyczyniła się do zapełnienia naszych zamrażarkowych szuflad. Przygotowała nasze ulubione potrawy, a ja oczywiście część pomroziłam, by było na "czarną godzinę". Tak, tak "czarne godziny" jeszcze istnieją, a znam je z dzieciństwa.
Moja babcia zawsze mawiała, że należy się zawsze przygotować na "czarną godzinę" różnych sytuacji.
Tym razem przygotowałam się na "czarną godzinę", gdy nie będzie pomysłu na obiad, albo gdy nie będzie obiadu. Wówczas wyciągnę z zamrażarki coś gotowego, zamrożonego i do tego pysznego!:)

Jeżeli chodzi o Karinkę to na razie jest przylepką tatusia. Jeżeli nie ma tatusia to istnieje tylko mama, więc babcia nie miała z niej dużej pociechy. Karinka jest obecnie w tym okresie życia, kiedy dziecko boi się rozstania z rodzicami i najchętniej trzymałaby się kurczowo jednego z nas.

No cóż babcia była u nas prawie dwa tygodnie. Ten czas minął w mgnieniu oka. Szkoda, ale takie już bywa życie.

A tu mamusia  dołączyła do zdjęcia, tatuś robi zdjęcia:)

Teraz mamusia robi zdjęcie, a tatuś idzie ze swoja mamą i dziećmi:)

Jeszcze ostatnia fotka z babcią przed powrotem do domku:)

czwartek, 19 lutego 2015

Nasze zaplecze kuchenne a raczej nasze braki:)

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak powinno wyglądać zaplecze kuchenne każdej rodziny. Nie, nie, nie napiszę Pani domu, bo przecież kobiety nie są same i nie tylko one muszą stać przy garnkach w kuchni. Ja owszem gotuję, ale nie przepadam za tym jakoś specjalnie. To co muszę to ugotuję, przygotuję, zaplanuję. Ba czasami nawet mam ochotę na coś specjalnego i wówczas jak się postaram to nawet mi dobrze wyjdzie, ale na tym się chyba kończy. Tak mi się przynajmniej wydaje:)

A tu wieczorową porą po późnej lekkiej kolacji z mężem na wspólnej selfi:) -dzieci śpią:)

Pomijając ten fakt braku większego zainteresowania do gotowania, to jakby nie patrzeć kuchnię i całe jej zaplecze muszę mieć. No właśnie i tu tkwi mały problem. Nasza kuchnia ma podstawowe i typowe sprzęty, ale brakuje w nich takich, które mogły by pomóc w codziennym gotowaniu, przygotowywaniu sałatek, jakiś miksów, ciast i ciasteczek etc... Wcześniej nie chciałam nic niepotrzebnego kupować, bo nie wiedziałam, jak ułoży się moje życie.
Nie będę ukrywać, że gdy nie było dzieci (a miało to miejsce jeszcze niespełna trzy lata temu) i całe dnie spędzałam w pracy, to jadłam raczej poza domem. W domu rozkoszowałam się raczej tylko śniadaniami. Teraz jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić, że non stop jadam gdzie indziej. Obecnie jestem bardziej świadoma tego, co jem i z czego to jest i co w tym jest. Stałam się też bardziej wybredna. Hmm... może nie jestem jednak taka "noga" w tym gotowaniu? - skoro jestem wybredna i się do tego przyznaję;)...
Dużo zmieniło się też od kiedy są dzieci, bo jakby nie patrzeć gotowanie zaczyna się dla nich. Chcemy, by nasze maluszki jadły zdrowo, systematycznie i właściwie, dlatego zaczynamy gotować.

Wobec powyższego gotowanie stało się częścią mojego życia. Poza tym czasami jakieś urodziny, spotkania u nas, odwiedziny bliskich i znajomych - to wszystko są powody do tego, by coś przygotować, ugotować. I tu właśnie zaczęłam zauważać różnego rodzaju braki w postaci mikserów, robotów kuchennych, jakiś maszynek do krojenia i nie wiadomo czego jeszcze. Nawet nie wiem, jakie są obecnie możliwości.
Od niedawna podglądam, co mają sąsiadki i zastanawiam się z mężem, co dokupić do naszego gospodarstwa, by umilić i uprościć sobie gotowanie.
  • Na pierwszym planie jest obecnie coś do krojenia warzyw na sałatki. Szukałam już wstępnie jakiś krajalnic, ale mąż uważa, że wszystko jest przereklamowane. Co wybrać? Macie jakieś typy?
  • Druga sprawa to jakiś uniwersalny robot - do ciasta, babek, past, sosów, naleśników. Tu jest tak duży wybór, że nie mam pojęcia, czym się kierować. Nie chcę przepłacać, ale jak już kupię wolałabym coś uniwersalenego i sprawdzonego. Co wybrać? Może ktoś coś poleca?
  • Następnie jakiś dobry zestaw noży:( Niestety i tego nam potrzeba. Mąż już znalazł noże kuchenne Gerlach, więc pewnie z tego coś wybierzemy, vbo na stronie jest bardzo dobry wybór, ale może jeszcze WY coś polecacie?
Na razie chcemy się zamknąć w tych sprzętach. Mam nadzieję, że do lata coś z tego zakupimy, by życie stało się lżejsze:)


Najchętniej a pro po tego tematu zrobiłabym krótką ankietę wśród kobiet, np. blogerek, albo matek na macierzyńskim, albo wśród kobiet lubiących gotować, no albo wśród mężczyzn, co gotują:). Zapytałabym: " Jakie są Wasze niezbędne sprzęty w kuchni?"

Będę wdzięczna za każdą podpowiedź!:)


wtorek, 17 lutego 2015

Pierwsze kroki Kariny

Nic nie daje takiego szczęścia rodzicom, jak nauka dziecka i jego pierwsze kroki, pierwsze słowa, pierwsze umiejętności i osiągnięcia. Uwielbiam obserwować swoje dzieci, bawić się z nimi, uczyć je i pokazywać im różne zabawy, rozwiązania zadań, różne możliwości w życiu. Choć są jeszcze bardzo małe, to wiem, że dużo tej nauki pozostaje gdzieś w nich i wyjdzie na jaw później. Widzę to już choćby po Tomku, który często w różnych sytuacjach "odkopuje" z zakamarków pamięci różne umiejętności, które ćwiczyliśmy kilka miesięcy temu. 

Tymczasem kilka dni temu moja córeczka zaskoczyła mnie tak bardzo, że poszły mi łzy ze wzruszenia. Gdy dałam jej wózeczek z Myszką, to nie zastanawiając się długo wstała złapała rączkę i poprowadziła go wzdłuż pokoju:))) Karina miała już swoje pierwsze próby jednego, dwóch kroczków, ale w asyście rodziców lub jakiegoś mebla. Tym razem sama wstała, złapała się rączki i podreptała. Spójrzcie sami poniżej na filmie. 

Karinka podczas akcji chodzenia!:)

Bardzo mnie to wszystko cieszy, bo jeszcze w 10 miesiącu nic na to nie wskazywało, że Karinka będzie chodzić przed ukończeniem półtora roku, a tu proszę taka mała niespodzianka. Po tym zdarzeniu Karinka codziennie wykonuje już coraz więcej małych kroczków i nawet pozwala sobie na przejście od jednego mebla do drugiego bez asysty rodzica:) Cudnie to wygląda, gdy dziecko tak się bardzo stara i musi włożyć tak dużo wysiłku, by dojść gdzieś do celu. Na końcu oczekuje oklasków i uśmiechów i to także jest piękne.

Tomek zaczął chodzić, gdy skończył dokładnie 13,5 miesięcy (przeszedł pierwszy raz bez trzymanki około 3 metrów). Karina niedługo także kończy 13,5 miesięcy i raczej także już pokona ten dystans bez trzymanki. To będzie oznaczać, że Tomek i Karina zaczęli chodzić dokładnie w tym samym momencie.

Tymczasem u nas jest bardzo mroźnie, ale za to słonecznie. Czasami, gdy patrzę przez szybę za okno mam wrażenie, że to już wiosna. Nic bardziej mylnego, bo na dworze mróz i piękne zimne słonko. Dzieci w ogóle się tym nie przejmują i gdyby nie my, rodzice, to nawet nie potrzebowałyby rękawiczek. W weekend byliśmy na rodzinnym spacerze. Tomek bardzo się cieszył, gdy tym razem wzięliśmy rowerek. Skoro nie było śniegu, to niech dziecko ma radochę ze słońca i roweru:))) Przez cały spacer jechał, jak szalony, czasami musiałam szybko biec, by go dogonić. Ot, jak dzieci potrzebują ruchu. Na wiosnę i ja na powrót muszę pomyśleć o ruchu i o powrocie do biegania. Znajdę tylko odpowiednią godzinę i postaram się być tak konsekwentna, jak z myciem zębów u dzieci:)

Niestety brak zdjęcia grupowego:( Nikt nie pomyślał - to przez ten mróz!:)

Tymczasem u nas na dworze słonecznie i mroźno, nie bardzo mroźno:)

Tomutek był na spacerku z rowerkiem, bo nie było śniegu, więc czemu nie:)...

Na placu zabaw sprawdziliśmy, czy sprzęty jeszcze stoji i czy jest dobry:)

niedziela, 15 lutego 2015

Tchibo dobra jakość za dobrą cenę




S3_viewer_big_tchibo-00

Ze względu na bardzo ciekawą ofertę od poniedziałku w Tchibo, koniecznie chciałam zamieścić jeszcze dzisiaj informacje na jej temat. Ufff udało mi się...
Otóż sama bardzo lubię dobrą jakość noszonej odzieży. W zależności od typu odzieży i to na jak długi czas będzie potrzebna wydaję stosowną kwotę. Tchibo uważam, za markę w dobrej cenie i bardzo dobrej jakości i tu często zakupuję odzież dla dzieci. Jeżeli ktoś z Was miał okazję zakupić już coś z odzieży dla dzieci w tym sklepie to wie, o czym piszę.

Od poniedziałku, 16.02.2015 w Tchibo znajdziecie dobrą promocję odzieży wierzchniej/przeciwdeszczowej + różne potrzebne dodatki, dla całej rodziny, tj. mamy, taty i dzieci. To wszystko w bardzo dobrej jakości i dobrej cenie. Za jakość mogę ręczyć, bo mam już wiele odzieży dla dzieci z Tchibo i nigdy się jeszcze nie zawiodłam.

Jak to zwykle w Tchibo bywa, promocje są bardzo dobrze przygotowane, tj. jest gazetka, w niej wiele, pięknych zdjęć, bardzo dobrze opisany towar, a do tematycznej promocji wiele różnych dodatków. W tym przypadku oprócz kurtek i spodni przeciwdeszczowych, także plecaki, czapki, chusty dla dzieci, kurtki softshell, legginsy, parasole i nawet skarpety.
Kolekcja jest bardzo kolorowa, w szczegółach dopracowana, że aż cieszy oko.
W linkach znajdziecie odnośniki do całej gazetki promocyjnej, oraz do poszczególnych produktów, czyli tych, które akurat tu zamieściłam.
Pocieszające jest to, że zakupy w Tchibo można dokonać także na stronie internetowej:), z której zawsze ja korzystam. Jeżeli ktoś posiada dodatkowo kartę klienta to może się załapać na jeszcze lepsze ceny. Co jeszcze jest ważne? - a mianowicie to, że jeżeli chce się coś zakupić online w tej sieci, to proponuję nie zwlekać, bo za tydzień może już brakować rozmiarówki.


S3_viewer_big_tchibo-06

S3_viewer_big_tchibo-07

S3_viewer_big_tchibo-01

S3_viewer_big_tchibo-18
https://tchibo.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-tchibo-16-02-2015,11694/32/


S3_viewer_big_tchibo-33



sobota, 14 lutego 2015

Dzień świętego Walentego:-)

http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/

Niech sobie każdy mówi,  co chce - ja bardzo lubię takie święta,  jak Dzień Świętego Walentego.  No i co tego, że to z Zachodu i że to przereklamowane i że wiąże się z komercją. Dla mnie ważne jest, że propaguje miłość, a miłość to piękne uczucie i kolejna okazja, by nim obdarować nie tylko chłopaka, partnera,  męża,  ale także dzieci i bliskich, jest pożądana i przeze mnie uwielbiana. Bardzo lubię w takie szczególne (dla mnie) dni coś fajnego/śmiesznego/ładnego przygotować dla moich bliskich, lub może coś wyjątkowego zorganizować.  Teraz gdy mamy dzieci nie szalejemy zbytnio z wiadomych względów,  ale staramy się w jakiś sposób zaznaczyć i podkreślić,  co obchodzimy. Chcę, by w przyszłości także Tomek i Karina potrafili bawić się takimi dniami i czerpać z nich, co najlepsze.

Zastanawiałam się tym razem, co zorganizować na dzisiaj, lub co zrobić. Nie miałam za wiele czasu, więc liczyłam na coś, co będę mogła szybko wykonać, albo zamówić, albo zakupić i do tego po jakiś rozsądnych cenach. 
Troszkę poszperałam w internecie pod hasłem "czekoladki" by znaleźć jakieś czekoladowe cuda, bo przyznam, że mieliśmy ochotę na coś innego, dobrego, czekoladowego. Nie jemy za dużo czekolady, ale czasami mamy ochotę na coś wyjątkowego, ładnego i w nie dużych ilościach. Jak coś kupimy, to chcemy, by nam to bardzo smakowało. Znalazłam stronę chocolissimo. Na niej same cudowności i niezwykłości z czekolady. Można znaleźć coś dla chłopca, dla dziewczynki, dla mamy, dla taty , dla nowożeńców, dla zakochanych itd. Byłam zachwycona wyborem i możliwościami zamówienia różnych czekoladowych cudeniek.
Zakupiłam kilka rzeczy, to znaczy dla każdego coś:) Dla Tomutka czekoladowy zestaw narzędzi, dla męża czekoladowy telefon komórkowy dla Karinki misia, a dla mnie orzechową bombonierkę. Wszystko na zdjęciu powyżej:) Paczka przyszła cudnie zapakowana w niej dodatkowo kupony na następne zakupy, z którymi się chętnie podzielę (o tym poniżej).
Same czekolady bardzo delikatne w smaku, subtelnie mleczne , niebo w gębie. Miło było zrobić taki prezent.
Do Tomka na początku nie docierało w ogóle to, że jego narzędzia są do jedzenia. Próbował się bawić i chciał wbijać młotkiem gwoździe. Śmiesznie to wyglądało. Tomek czasami jada czekolady, ale podobnie, jak rodzice, mało i tylko wybrane. Tu jak się spodziewałam kawałek zjadł i resztę schował na później.
Cieszyły mnie te prezenty dla bliskich i bardzo podobały mi się pomysły z czekolady na tej stronie. Jest ich wiele i pełne inwencji. Ktoś ma głowę do tego i śwetnie ze wszystkim wystartował.
W międzyczasie zresztą ta firma rozpoczęła kampanię reklamową na dużą skalę, czyli wstrzeliłam się w odpowiednim czasie, a minowicie, kiedy firma miała bardzo duży wybórw ofercie:)

Polecam Wam te czekoladki!:) A jak nie planujecie zakupu, to wejdźcie na stronę i pooglądajcie, jakie pomysły serwuje nam firma chocolissimo.

Dzień Walentynek minął nam tym razem bardzo słodko:)

http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/
Tomutkowi bardzo podobał się zestaw majsterkowicza. Mieliśmy przy tym sporo zabawy.

Jak ktoś ma ochotę na zakupy w http://chocolissimo.pl/ to chętnie podzielę się Voucherem na kwotę 15 zł. Voucher ważny przy zamówieniu za minimum 100 zł w sklepie internetowym. Proszę o info w komentarzu:)

czwartek, 12 lutego 2015

Gry komputerowe dla trzylatka


http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/
Na razie najlepsze są gry i zabawy na dworze, które mamusia uwielbia. Szkoda tylko, że nie można na dworze spędzać teraz po kilka godzin...

Ostatnio czytałam trochę na temat gier komputerowych dla trzylatków. Kilka także przeglądnęłam. Jak się okazuje jest ich trochę i wydaje się, że są odpowiednio dopasowane do wieku. Kilka pokazałam Tomkowi i ku mojemu zdziwieniu bardzo szybko pojął, co i jak się robi. Gry komputerowe dla takich Maluszków cieszą się coraz większą popularnością i wiele z nich zawiera aspekt edukacyjny. Niektórzy specjaliści uważają gry komputerowe, za bardzo nowoczesne metody dydaktyczne. Inni wręcz przeciwnie.
Biorąc pod uwagę gry, które z Tomkiem przeglądałam, stwierdziłam, że na pewno nie warto generalizować, bo wiele z nich dobrze wygląda i uczy dziecko spostrzegawczości, orientacji, logiki i szybkości w podejmowaniu decyzji. 
Czytałam, że wiele spośród gier odpowiada programom edukacyjnym na różnym poziomie. Ba i nawet posiadają rekomendację MEN.

Gry na komputer, które z Tomkiem widziałam uczyły rozpoznawania figur geometrycznych, kolorów, cyfr i liter. Ćwiczyły pamięć, koncentrację, orientację przestrzenną a niektóre z nich mogą także stymulować rozwój emocjonalny, czyli na przykład uczyć empatii. W wielu z nich głównymi bohaterami są Kubuś Puchatek, Franklin oraz Nemo. Można powiedzieć, że przez te bajkowe postacie gry łączą w sobie zabawę z nauką. Nie przeglądałam wszystkich z tych gier, ale widziałam także gry, które mają za cel zainteresować dziecko przyrodą, geografią i innymi naukami. W zależności od gry pracuje się z dzieckiem między 15 a 30 minut i nie więcej, więc nie jest to jakaś długa nasiadówka przed komputerem, a seans, który trwa bardzo krótko, a dziecko poznaje coś innego.

Jaki z tego morał? Gry na pewno ćwiczą w człowieku refleks, koordynację wzrokowo-ruchową, podejmowanie decyzji, budzą ciekawość i wyobraźnię, wręcz prowokują do myślenia. Niewątpliwie nie można dziecko sadzać na kilka godzin przed ekranem, by bawiło się grami. Należy to wyważyć i w jakimś stopniu ograniczyć. Zdarza się często tak, że niektóre spośród mam lub nianiek wolą posadzić dziecko przed kompem lub telewizorem na dwie trzy godziny i mieć chwilę spokoju dla siebie. No cóż to nie jest dobre rozwiązanie, ale różnie w życiu bywa.
 Niedługo mam wizytę u lekarza i będę z nim rozmawiać na temat gier komputerowych dla Tomka. Ciekawa jestem opinii.

Nie wiem, jak to wygląda z programami edukacyjnymi, bo do tej pory nie mam TV, więc nie jestem na bieżąco.

Ciekawa jestem, jak to wygląda u Was? Czy wspomagacie się w rozwoju dziecka wykorzystaniem gier komputerowych? może jakiś programów telewizyjnych? a może są jeszcze jakieś inne gry warte polecenia?

środa, 11 lutego 2015

Tomek uczy się sprzątać.

http://ciaza-przed-40tka.blogspot.com/
Tomek i Karina podczas wspólnej zabawy w swoim kąciku pełnym pudełek.


Od jakiegoś czasu staram się Tomkowi wpajać pewne nawyki. Jednym z nich jest nawyk sprzątania po sobie, sprzątania swojego pokoju i zabawek, które sam roznosi po mieszkaniu. Tomek za kilka miesięcy skończy trzy latka i myślę, że jest to już taki wiek, kiedy dziecko doskonale rozumie pojęcie sprzątania. Na moje szczęście w żłobku dzieci także są uczone sprzątania i nie jest to nic obcego dla Tomka.
Na początku zastanawiałam się, jak podejść do tej kwestii. Poczytałam różne rozwiązania w książkach, na stronach internetowych, na blogach i na różnych przypadkowych forach. Sama zastanowiłam się nad tym, co myśli taki mały człowiek i jak on może postrzegać bałagan i porządek. Tu uzmysłowiłam sobie, że dzieci do pewnego wieku nie rozróżniają bałaganu od porządku. W różnych publikacjach piszą, że dwulatek jest już świadomy porządku. Ja jednak uważam, że to kwestia indywidualna i należy po prostu dziecko obserwować, bo na wszystko przychodzi czas. W przypadku Tomka 2,5 latka było wiekiem, kiedy dojrzał do wielu rzeczy i dało się to zauważyć. Wówczas rozmowa z Tomutkiem zaczynała wyglądać już znacznie inaczej, bo uczestniczył w niej i swoimi sposobami zadawał nam pytania, pokazywał. Dawał sobie wiele rzeczy wytłumaczyć, wyjaśnić, nie krzyczał, nie histeryzował i zaczął stawać się partnerem, a nie tylko małym rozrabiakom. To był ten moment, kiedy zaczęłam rozmawiać z Tomkiem o porządku i  sprzątaniu.

Tymczasem jeżeli chodzi o porządek w domu to niestety, gdy się posiada dzieci należy zaakceptować pewien nieład. Jeżeli wcześniej miałam idealny porządek, zero kurzu, żadnych, nawet najmniejszych plamek na podłodze, idealnie czyste ściany i wszystko na swoim miejscu, to teraz muszę o tym zapomnieć i nauczyć się z tym żyć. Jeżeli sobie tego nie uświadomimy to będzie kiepsko, bo możemy się wykończyć nerwowo:) Z nieładem także możemy się jakoś poradzić. Ja mam w salonie kącik, gdzie dzieci się bawią i znoszone przez cały dzień zabawki i inne gadżety są gromadzone w tym właśnie kącie. Wieczorem przystępujemy do porządkowania wszystkiego i jest to już właściwie nasz rytuał:) Także odkurzamy, a na koniec wycieram podłogi.
Ściany niestety pierwsze malowanie mają zaplanowane po ukończeniu przez Karinę dwóch lat:( 


Przy  sprzątaniu z Tomkiem (w przyszłości także z Karinką ) kieruje się kilkoma zasadami, a mianowicie:
  1. Staram się dostosować zadania do Tomka wieku. Można dziecku zakupić małe sprzęty do sprzątania, ale ja wolę wykorzystać nasze, np. szufelkę i zmiotkę. Czasami nawet daję Tomkowi odkurzacz i pokazuję, co ma i gdzie odkurzyć. Nie daję mu do rączek urządzeń do sprzątania, którymi może sobie zrobić krzywdę. Zawsze mówię, co i gdzie kładziemy, czasami informuję też dlaczego. To zaczyna się sprawdzać, bo mama sprząta razem z dzieckiem i każdy jest za coś odpowiedzialny. Tomek daje radę i ma z tego wiele radochy. Owszem nie sprzątamy jeszcze szafek z ubraniami i nie pastujemy podłóg, ale 
  2. Sprzątanie traktuję, jako formę zabawy. Tu często Tomek uczy się naśladować mamusię lub konkuruje ze mną. Konkurencja to zdrowa rzecz, więc uczymy się jej od małego.
  3. Przypominam Tomkowi zawsze, że teraz jest pora sprzątania. Niestety tego mój synek jeszcze nie ogarnia i bardzo często o tym zapomina, więc należy mu o tym powiedzieć.
  4. Chwalę Tomka po wykonanej pracy. Mówię głośno, co zrobił i jak pięknie to wykonał. Przez to wie, za co jest chwalony.
  5. Zawsze sprzątam z Tomkiem. Przez to uczę go, co i gdzie oraz dlaczego należy położyć. Daję mu przykład, dzięki temu może mnie naśladować i nie robi się jeszcze większy nieład. Wiadomo, że dzieci mogą po swojemu wszystko porządkować. W wyniku tego na drugi dzień nic nie znajdziemy, a tego staramy się uniknąć. Poza tym, gdyby tak małe dziecko miało sprzątać samo, to szybko znalazłoby sobie inne zajęcie.
  6. W pokoju Tomka mamy system schematowo-pudełkowy. Zabawki mają określone pudełka i uczą się przez to porządkować wszystko według schematu. Myślę, że to dziecku bardzo pomaga, bo wie, gdzie co powinno leżeć i nie rzuca wszystkich zabawek w jeden kąt, a układa je do określonych pudełek - no na razie się uczy:)
  7. Nie poprawiam tego, co zrobił Tomek. Przynajmniej, gdy on to widzi. Jak mi to bardzo przeszkadza, to poprawię to, gdy już śpi:)
  8. Nauczyłam się cierpliwości, gdy Tomek sprząta. Nie popędzam go, nie ganię, że wolno sprząta i nie wyręczam go. To mogło by dziecko bardzo zniechęcić, a nie na tym mi zależy. 
  9. Nie zmuszam go do sprzątania, a raczej informuję, że niedługo będziemy sprzątać. Mówię też głośno od czego zaczniemy sprzątanie i kto, co będzie robił. Czasami Tomek nie chce czegoś robić, wówczas mówię mu, że jak zrobi tą rzecz (której nie lubi, np. poukłada kredki w pudełkach.) to następna będzie inna (ta którą uwielbia, np. odkurzanie).
  10. Nie lubię bałaganu, więc go nie robię. To dobry przykład dla dziecka, które widzi, że w domu raczej jest porządek, a po każdej pracy wszystko układa się na swoje miejsca.


czwartek, 5 lutego 2015

Pomagam

Gotowy do wysyłki kocyk dla chłopczyka, który przyjdzie na świat w okolicach 20 lutego:)

Zawsze od kiedy pamiętam starałam się na swój sposób pomagać innym. Teraz, gdy jestem mamą częściej pomagam raczej mamom. Tak jest i tym razem. Od jakiegoś czasu staram się pomóc w trudnej codzienności mamie dwójki chłopców z Podkarpacia (Wspominałam o tym TU). Jakiś czas temu okazało się, że ta mama spodziewa się trzeciego chłopca. Sama już nie planowała z mężem dzieci, ale różnie to bywa i tak się stało, że jednak jest w ciąży.
Niestety rodzina jest bardzo biedna, bo na Podkarpaciu kiepsko z pracą, więc utrzymują się z jednego niskiego wynagrodzenia męża. 
W związku z tym, że rodzina nie miała wyprawki dla dziecka, bo tą po synach rozdała z przekonaniem, że trzeciego malucha już nie będzie, podjęłam się pomóc i w tej kwestii. 
Wysłałam dwie paczki z najpotrzebniejszymi rzeczami. Duża część potrzebnych rzeczy jest po moich dzieciach, inne dokupiłam, a jeszcze inne dołożyła sąsiadka (Madziu dziękuję).
W związku z tym, że miałam jeszcze kawałki kilku tkanin, to dla małego chłopca uszyłam także kocyk, który powyżej na zdjęciu (ciepły, miły w dotyku, gruby kocyk):)  
Przyznam, że kocyk bardzo mi się podoba. Uwielbiam szyć takie gadżety z kolorowych tkanin. Cieszę się, że mamie z Podkarpacia i także jej dwóm Chłopczykom kocyk bardzo się spodobał. Taka mała rzecz, a tak cieszy i jedną i drugą stronę.

Czy komuś pomagacie?
Dobrze jest komuś pomagać, to uczy dużej pokory. Często uświadamia nam ona, jak jesteśmy w wielu sprawach ograniczeni i może też tego, że lepiej być czasami cichym wzorowym człowiekiem, niż się wywyższać ponad stan. To do niczego nie doprowadza. 
Pomaganie nauczyło mnie niewątpliwie oszczędności. Zawsze byłam oszczędna, jednak teraz patrzę jeszcze inaczej na te kwestie. Przede wszystkim nie zakupuję rzeczy, które są zbyteczne. Przed takim, czy innym zakupem, wolę przemyśleć go niż potem żałować. Czasami zdarza się, że coś mi się podoba i chciałabym to sobie kupić, ale gdy porównam to z innymi - bardziej potrzebnymi - rzeczami, to rezygnuję z zakupu. Czuję się z tym lepiej:)) Wiele rzeczy też naprawiam, reperuję lub przerabiam i to także jest oszczędność, która w dłuższej perspektywie daje wyśmienite efekty.

Pomaganie daje nam też bardzo dużo radości. Zawsze cieszy mnie to, gdy moja pomoc wywołuje uśmiech na ustach dzieci, rodziców, osób starszych. To takie uczucie trudne do opisania. Często jest tak, że ktoś jest w beznadziejnej sytuacji życiowej. Wówczas nawet z naszej perspektywy mała pomoc, czyni cuda.
Pomoc to nie tylko zakupy, opłacenie rachunków, obdarowanie odzieżą, czy innymi materialnymi sprawami. Pomoc to także rozmowa, znalezienie rozwiązania, pomoc w szukaniu pracy, w napisaniu pisma, pomoc przy pilnowaniu dzieci. Och długo by wymieniać. Zachęcam Was do tego, bo przez pomoc stajemy się lepsi dla innych i dla Siebie.

Tymczasem, jeżeli któraś z Was ma zbędne ubranka w rozmiarach między 68 a 92 cm i między 134 a 146 dla chłopców, to chętnie podaruję je mamie z Podkarpacia. Z góry bardzo dziękuję.



środa, 4 lutego 2015

41 lat minęło...

Moje róże od męża

Tak, tak - skończyłam 41 lat i mnie samej trudno w to uwierzyć. Nie miałam chwili na jakąś większą zadumę, bo dużo się u mnie dzieje - chciałoby się rzec - jak zwykle, ale może właśnie tak powinno być. Dzięki temu, że u mnie ciągle coś,  to nie myślę o przemijającym czasie, a raczej o przyszłości. Nie zastanawiam się co by było "gdyby", tylko żyję tu i teraz. 

Przyznam, że nie przypuszczałam dawno kiedyś, iż tak właśnie będzie wyglądało to moje piękne życie i dziękuję za to Bogu i tym Wszystkim, którzy się to tego przyczynili. 

Róże, coś słodkiego i coś mocniejszego:)

Gdy kończyłam 40 lat zamieściłam w swoim wpisie czołówkę i piosenkę z serialu "Czterdziestolatek" i wybaczcie mi, że zrobię to ponownie, ale uwielbiam tą czołówkę, piosenkę i nawet film. Filmu, co prawda dawno nie widziałam, ale dla przyjemności często słucham tej piosenki. Pamiętam, jak dziś, kiedy moja mama obchodziła 40 tkę i 41 kę i właśnie nuciłyśmy jej tą piosenkę. A teraz cóż... teraz ja mam 41 lat!:)


Dziewczyny i nie tylko życzcie mi proszę dużo zdrowia, bo to w życiu najcenniejsze:)

:)

Tymczasem biorę udział w konkursie na bloga roku. Szanse na wygraną lub znalezienie się w tej wybranej dziesiątce blogów parentingowych są bardzo małe, ale miło by było mieć te kilkadziesiąt głosów. Tak dla samej siebie:) i dla tego, co robię (że pisze bloga):) Serdecznie dziękuję za każdego sms-a:))))

Proszę o SMS o treści A11291 na numer 7122, 
koszt sms 1,23 zł. DZIĘKUJĘ:)




wtorek, 3 lutego 2015

ZUS - Wyrok Sądu II instancji


Źródło: www.rig.katowice.pl/wspolpraca-z-zus-w-chorzowie/ekspert-zus-odpowiada

W grudniu 2014 miałam kolejną sprawę dotyczącą mojego sporu z ZUS-em. Tym razem sprawa odbyła się już w Sądzie II instancji. W związku z tym, że sama sprawa miała miejsce pod koniec grudnia, a wydanie na piśmie wyroku i uzasadnienia trwało kilka tygodni, wszystko na piśmie otrzymałam dopiero teraz.

I co następuje?
Sąd II instancji zaskoczył mnie całkowicie, bo takiej decyzji nie spodziewałam się w ogóle. Sąd uchylił zaskarżony wyrok (korzystny wyrok Sądu I instancji zaskarżył ZUS) i decyzję ZUS z 2012 roku. Oznacza to, że sprawa rozpoczyna się na nowo! ZUS został zobowiązany do wydania w poprawny sposób odpowiedniej decyzji, gdyż ta, którą wydał w ogóle nie odnosi się do moich żądań z 2012 roku.
Można to ująć w ten sposób, że Sąd wydał decyzję, która unieważnia wszystkie dotychczasowe postanowienia i przede wszystkim unieważnia decyzję ZUS wydaną w 2012 roku. Sędziowie stwierdzili, że ta decyzja nie była zgodna ze standardami wydawania decyzji i w ogóle nie odpowiada na moją prośbę/żądanie. Sąd zauważa, że w decyzji ZUS jest opisywany jakiś przypadek, który nie dotyczy mnie.

Ciekawa jestem, jaką tym razem decyzję wyda ZUS. Ma na to całe 30 dni, czyli dość długo, ale czas szybko leci, więc już w lutym powinnam ją mieć. I co dalej?
Jeżeli decyzja ZUS będzie dla mnie korzystna, czyli właściwie wydana i będzie właściwie interpretować przepisy, czyli wyliczenia mojego zasiłku macierzyńskiego, to mój zasiłek, a właściwie dwa zasiłki powinny zostać wyrównane. Jeżeli natomiast decyzja ZUS ponownie będzie zawiła i niekorzystna dla mnie, to na nowo będę musiała iść do Sądu i walczyć o właściwe naliczenie stosownych świadczeń.

Szczerze? - to nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać. Generalnie decyzja jest dla mnie korzystna, z tym, że myślałam, że to wszystko już się skończy, a tu nici z tego. Być może kolejne dwa albo i trzy będę walczyć w Sądzie o prawidłowe naliczenie zasiłku przez niekompetentnych urzędników.

To dla mnie okropne, bulwersujące, wkurzające i przygnębiające, jak niekompetentni są nasi urzędnicy w ZUSach i innych instytucjach. Uważam, że tacy ludzi powinni ponosić odpowiedzialność za swoje błędy i że każdy obywatel powinien mieć prawo podać imiennie do Sądu osobę odpowiedzialną za wydanie konkretnych decyzji. Wówczas była by szansa na to, że wszystkie nieuki, które otrzymały stanowiska za nazwisko szybko by się wykruszyły, a na ich miejsce przyszli by ludzie merytorycznie przygotowani do pracy.

Jeszcze jedno małe spostrzeżenia do decyzji Sądu II instancji. Otóż wiele razy miałam możliwość otrzymać różne postanowienia Sądów i muszę przyznać, że po raz pierwszy spotkałam się z tym, że uzasadnienie Sądu jest napisane ludzkim językiem, bez jakiś zawiłości, skomplikowanych twierdzeń i niezrozumiałych przepisów. Uzasadnienie jest bardzo przejrzyste, pięknie i składnie napisane i pomimo to, że liczy sobie aż 8 stron, bardzo przyjemnie mi się go czytało.

poniedziałek, 2 lutego 2015

W ramach cotygodniowych okazji dzisiaj ubranka dla dzieci i nie tylko:)

Dzisiejsze (dokładnie od czwartku na sprzedaży) promocje w LIDL-u wydają się bardzo atrakcyjne i dlatego pragnę Was nimi zainteresować. Przede wszystkim na uwagę zasługują ubranka dla naszych rocznych pociech, a mianowicie legginsy, spodnie z jeansu, spodnie dresowe, bluzki, spódniczki i może jeszcze rajtuzy. Jakości rajtuz jeszcze nie znam, ale w komentarzach pisałyście mi, że nie zawsze się sprawdzają. Na miejscu postaram się ocenić wygląd i podejmę decyzję, czy kupuję, czy nie.

Tu osobiście nie polecam tylko body i pajacyków, bo już bywało, że je kupowałam i bardzo szybko wyrzucałam.

KLIK

Oprócz ubranek warto zakupić sobie także asortyment zabezpieczeń dla Malucha do domu. Jak widać w gazetce pomyślano tu o wszystkich możliwych zabezpieczeniach, dzięki czemu można zakupić: blokadę na drzwi, blokadę na drzwi piekarnika, ochronę na narożniki, zabezpieczenia do szaf, szafek, szuflad, lodówek i zabezpieczenia do gniazdek elektrycznych. Moje doświadczenia są takie, że do 2 lat dziecka należy wszystko w domu zabezpieczyć dla naszego i dziecka dobra. Dziecko nie rozumie, że czegoś nie można otwierać i będzie próbowało wszystkiego, by otworzyć szufladę, czy lodówkę. Będzie sprawdzało i wystawiało na próby naszą cierpliwość. A po co?


Lidl pomyślał już także o Walentynkach:) Co myślicie o czerwonej koszulce w zestawie z majtkami?:)))) Cena jest bardzo dobra. Nie wiem, jak z jakością? Na miejscu będzie można sprawdzić i ocenić.


Życzę udanych zakupów:)!