poniedziałek, 29 maja 2017

Dzień mamy i dzień taty:)))

Tomutek przybiegł do nas z prezentami:)

Na dzień mamy i dzień taty byliśmy z mężem w przedszkolu Tomka. Dzieci zorganizowały (z pomocą przedszkolanek) mini przedstawienie. Byliśmy i oglądaliśmy i ja się wzruszyłam. Nie koniecznie samym przedstawieniem, a raczej tym, że syn się tak stara i jest przy tym taki szczęśliwy. Pięciolatki już rozumieją, co to dzień mamy i taty, bo trzylatki to nie bardzo, więc Tomek wiedział, po co przedstawienie i po co ten dzień mamy. 
Karinka miała podarunek dla mamy, ale nie bardzo wiedziała po co i dlaczego. Owszem orientowała się, że mamy mają swoje święto, ale to było by na tyle:) i na chwilę, bo gdy po wręczeniu podarunku zapytałam, jakie jest dzisiaj święto, moja córeczka nie wiedziała:)

Małe są jeszcze te nasze dzieci, więc nie wszystko jest dla nich takie oczywiste. Pomimo to, coraz częściej można już z nimi porozmawiać tak normalnie, usiąść i zapytać o to, czy o tamto. Coraz częściej dzieci zadają nam poważne pytania, same rozwiązują liczne zadania i są bardziej ciekawe świata. Właśnie teraz uwidaczniają się cechy charakterów naszych dzieci (w przypadku Tomka i Karinki), a my dostrzegamy w nich nas samych. Ciekawe, jak to będzie dalej...

Co do samego przedstawienia w przedszkolu, to było słabe. Raczej na poziomie żłobkowym, bo trzyletnia Karinka w żłobku pokazuje więcej. Nie winię za to dzieci, bo one nie wiedzą, jak można coś przygotować. Dzieci nie wiedzą, jakie mają możliwości i jak wykorzystać ich umiejętności oraz talenty. Dzieci nie odpowiadają za to, jak ich przygotują przedszkolanki. No cóż żal mi, że przedszkolanki u Tomka są tak słabo zaangażowane w swoją pracę, a przez to nasze dzieci nie wyniosą nic z przedszkola, albo wyniosą niewiele. Dzieci w grupie Tomka nie potrafią żadnego wierszyka, żadnej piosenki, żadnego tańca. Nic. 
Tomek schodzi już ze sceny:) Mój uśmiechnięty Miś:))

Cieszy mnie w tym wszystkim fakt, że pomimo moich wątpliwości nasze dzieci są szczęśliwe i lubią chodzić do tego przedszkola. Aura tego miejsca, położenie, spokój i las w około dają mnóstwo pozytywnej energii. Poza tym, tuż obok znajduje się ogródek jordanowski, który jest uwielbiany przez dzieci i niemalże każdego dnia po przedszkolu gromadzi się cała grupa Tomka:). Ponad to przedszkole jest w bliskiej odległości od naszego mieszkania, więc to także dużo daje.

Tymczasem Tomek ma w przedszkolu swoją grupę kolegów i koleżanek i świetnie się razem bawią i rozumieją. To jest najważniejsze dla dziecka i to także się liczy.
A co do nauki czegokolwiek to spoczywa to raczej na rodzicach. Dobrze, że mamy przedszkola i ktoś może się zaopiekować naszymi dziećmi, gdy my pracujemy:)

Tomutek przybiegł do nas z prezentami:)


czwartek, 25 maja 2017

Warszawskie targi książki

Tomek na Warszawskich targach książki...

W miniony weekend w Warszawie odbywały się Targi Książki. Wcześniej zaplanowałam sobie, że pojawię się na nich w czwartek i w piątek. W czwartek rzeczywiście udało mi się być, ale z piątku musiałam już zrezygnować. Wówczas zaczęły pojawiać się u Klary pierwsze krostki, które okazały się później bostonką.

Tymczasem w czwartek byłam na targach z mężem, Tomkiem i Klarą. Tego dnia mieliśmy ważną wizytę u alergologa z Tomkiem, a że nie mogłam iść z dwójką dzieci do lekarza, to mąż wziął urlop. Dzięki temu przy okazji wszyscy, no prawie wszyscy, bo Karinka była w żłobku, zaliczyliśmy Warszawskie Targi Książki.

Takie targi to nie zła gratka dla osób lubiących czytać, bo w jednym miejscu, w tym samym czasie można zapoznać się z szeroką ofertą bardzo wielu, jak nie wszystkich, wydawnictw obecnych na polskim rynku księgarskim. Ponad to można się spotkać z bardzo ciekawymi ludźmi, a także zdobyć autograf lubianego pisarza, czy autora książki. 

Na targach książki byłam drugi raz w życiu (pierwszy w zeszłym roku:)!) i wiedziałam, że jadę, by zakupić książki dla dzieci na kolejny rok czytania. Poprzednim razem zakupiłam sporo książek i byłam bardzo zadowolona nie tylko z samej treści i z pozycji, które kupiłam, ale przede wszystkim z bardzo dobrych i atrakcyjnych cen.

W tym roku książki kosztowały mnie średnio o połowę mniej niż ceny sklepowe, a przecież były nowe, więc praktycznie kupiłam je w cenie książek używanych.
W sumie zakupiłam na targach:
47 książek
za cenę "targową" (z paragonów):
555,00 zł.
Cena tych samych książek w wydawnictwach to:
982,13 zł.

czyli zapłaciłam mniej o 427,13. To spora różnica.

Po co o tym piszę? - bo nie każdy wie, że targi mają to do siebie, że wystawcy dają kupującym bardzo dobre ceny i czasami książki są sprzedawane za bezcen. Praktycznie na każdym stoisku większość książek była przeceniona między 20 a 80%. To bardzo dużo. Jeżeli więc ktoś planuje zakupy książek warto zaplanować to na czas trwania targów. Warto też na tą okazję uzbierać pieniądze, bo pozwala nam to wydać mniej na coś, co i tak chcieliśmy zakupić.
Zazwyczaj sama kupuję książki używane, ale na tą okazję w tym roku zaplanowałam odpowiednio budżet. Książki będą nam służyć długo, bo kupiłam je raczej pod Tomka, a mam jeszcze dwójkę młodszych dzieci, więc nic nie zostało kupione na marne...:)

Tymczasem uwielbiam takie okazje. Targi książki są jak wielki bazar, na którym możesz chodzić, oglądać, wszystko dotykać, coś tam poczytać i znaleźć jakieś swoje "perełki". Warto też popatrzeć, co się teraz czyta, kto, co pisze, co jest wydawane. Ja bardzo lubię czytać i choć teraz czytam głównie bajki i książki o wychowaniu dzieci, to warto wiedzieć, "co w trawie piszczy":)

Poniżej na zdjęciach wszystkie zakupione przeze mnie książki (bez dwóch moich, których brakuje na zdjęciach).

Przyznam, że pomijając serię "poczytaj mi mamo" to nie znam żadnej z zakupionych przeze mnie pozycji i to mnie cieszy. Mamy  zatem wiele nowych tytułów do czytania, a to oznacza, że nie będzie nudno. Sami przyznacie, że czytanie po raz dziesiąty tej samej książki dzieciom staje się dla nas samych nużące i usypiające. Dzieci to lubią, tak owszem, ale co z nami rodzicami? - przecież moglibyśmy niektóre książki już w całości cytować;)))))


W drodze na targi:)

W drodze na targi:)

Na targach wystawiali się także importerzy ciekawych klocków, puzzle, oraz gier i zabaw. Tu Tomek testuje klocki z magnesem.

Pani ze stoisko pomaga Tomkowi w rozwikłaniu zagadek z książki:)

Klara na targach nie czuła się zbyt dobrze. Dla niej było dość nudno. Staraliśmy się cały czas jakoś ją czymś zajmować...

I nawet ja się załapałam na zdjęcia:)



Moje zakupy:

Coś z mensy dla sześciolatków (i starszych dzieci).

Te książki zakupiłam za 25 zł jedną, a za używane na olx sprzedający chcą 20,30 i więcej złotych...











T baśnie znam, ale kupiłam bo były za złotówkę, a poza tym mają cudne obrazki i są dłuższymi wersjami, więc może być ciekawie:)


Tego sama nie kupiłabym, ale Tomkowi bardzo się spodobało, więc stwierdziłam, że wezmę:)

środa, 24 maja 2017

Nasz zakątek na Mazurach...

Widok z naszego okna:)

W drugi weekend maja wybraliśmy się na kilka dni na Mazury do naszego ulubionego miejsca, tj. do Zalesia obok Olsztyna. To miejscowość, którą odwiedzamy praktycznie przynajmniej raz w roku (wszystko zależy od finansów).
Ośrodek Zalesie Mazury SPA to miejsce dla rodzin z dziećmi. Właściciele pomyśleli tu o wszystkim, jest duża sala zabaw, basen, małe ZOO, plac zabaw, miejsce z chodzikami, wypożyczalnia rowerów, kosmetyczka, jacuzzi, masaże, place do różnych gier, kilka stołówek i oczywiście jest jezioro (kilka razy już o tym pisałam). Bez względu na pogodę można tu wypocząć i to sobie cenimy.
Nie martwimy się tu praktycznie o nic, a dzieci są szczęśliwe i o to właśnie chodzi. Taki kilkudniowy wyjazd to takie oderwanie od rzeczywistości, bo z głośnej stolicy przyjeżdżamy do cichego zakątka Polski i czas staje w miejscu. Dzieci się bawią, my resetujemy. Musimy nadal na nasze maluchy uważać i to bardzo, ale to nic. Czujemy, że odpoczywamy i nabieramy pozytywnej energii.
Bardzo lubię tam jeździć. Szkoda, że ceny są wysokie i mam wrażenie, że co rok nieco wyższe. No cóż, ośrodek cieszy się dużym powodzeniem wśród bywalców, a skoro właściciele dbają tam o jakiś standard to także muszą zadbać o wiele innych rzeczy, a wszystko kosztuje.
W okolicach Warszawy nie ma zbyt wielu takich miejsc skoncentrowanych głównie na rodzinach z dziećmi, a szkoda. 
Rodziny z dziećmi to teraz bardzo dobry klient:)

Poniżej kilka naszych zdjęć z tego wyjazdu...


Moja rodzinka na basenie...

wszyscy na basenie...

dzieci pozują mamusi do zdjęcia:)...

ośrodek...

ośrodek...

Dzieci z tatusiem na basenie, a ja na kawę z lodami:) - póki Klara śpi:)

Lody to podstawa dla dzieci:) - rodzina w komplecie (Klara śpi)

nad jeziorem:)

nad jeziorem:)

nad jeziorem:)

ulubione zajęcie Klary to dłubanie w oczach tatusia:)

Nasza Karinka w nowych okularach:)

auta/chodziki dla dzieci zaparkowane w ośrodku:)


nawet jest czas na przytulenie rodziców:)

Klara na trawie ze starszą siostrą:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

tak wyglądają dzieci zapatrzone w TV, gdy w domu tego nie mają:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

zabawa na świeżym powietrzu:) Tomek znalazł sobie kolegę:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

zabawa na świeżym powietrzu:)

w oczekiwaniu na lody:)

Klara także się tu odnalazła:)

Klara podgląda tatusia i rodzeństwo na basenie:)