czwartek, 31 marca 2016

38 tydzień ciąży

38 tydzień ciąży
Na zdjęciu jestem w końcówce 37 tygodnia ciąży z Karinką i Tomkiem na mini placu zabaw.

Właśnie rozpoczął się mój 38 tydzień ciąży. Każdy tydzień mija bardzo szybko. Jak widać na załączonym zdjęciu, brzuchol mam ogromny i chyli się on bardziej już ku dołowi. Dzięki, a raczej przez ból zęba, moja waga zmalała i stoi w miejscu. Oznacza to, że będzie mniej do odchudzania:) W poprzednich ciążach przytyłam odpowiednio 25 i 24 kg, w tej jest 16 kg, czyli znaczny postęp i zdecydowanie lżej dla ciała. 

Generalnie ta ciąża jest jednak najcięższa dla mnie. Na pewno wpływ na to ma to, że już mamy sporą rodzinę 2+2, więc nie ma co marzyć o odpoczynku. Raczej jest człowiek 24h na dobę zajęty, zwłaszcza, gdy jest okres chorobowy. Od stycznia do teraz dzieci non stop chorowały. Teraz na szczęście dzieci zdrowe i mam nadzieję, że tak pozostanie już do lata, choć szanse są nikłe.
Jak dzieci wyzdrowiały to my zaczęliśmy chorować, więc leżę w łóżku i staram się jakoś dojść do siebie. Jak powszechnie wiadomo, mało leków jest dopuszczalnych dla mnie. Obecnie przyjmuję tylko syrop prenalen oraz tabletki do ssania isla. Coś czasami pomaga na gardło, ale noce są nieciekawe:(
Do tego jeszcze 14 dzień boli mnie ząb. Już boli mniej, ale boli. Tabletek przeciwbólowych już nie powinnam brać, więc jest słabo. Byłam już 3 razy u stomatologa i zrobił, co mógł, więc czekam nadal z nadzieją, że ząb przestanie boleć i nie będę musiała go wyrywać. A dlaczego boli? - kto to wie?

Przeszłam leczenie kanałowe i niby wszystko, co było można zostało zrobione. Dlaczego więc ząb nadal boli? Może po porodzie przestanie? Przy tym ból poporodowy może się okazać przysłowiową "pestką".
Poza tym i poza żylakami, które doskwierają bardzo, jest wszystko dobrze. Jeszcze dwa/trzy tygodnie i na świat przyjdzie moja druga córeczka. Oby była zdrowa, dla tej myśli jestem w stanie wytrzymać jeszcze z bólem. Obecnie moja nienarodzona jeszcze córeczka jest bardzo ruchliwa i przypomina mi o sobie w każdej niemal minucie. Dobrze, bo wiem, że u niej wszystko w porządku. 
Ciekawe, jaka będzie? Jak będzie wyglądać? Do kogo będzie podobna? Jaki będzie miała nosek? Ach te i inne pytanie...już niebawem zostaną zaspokojone odpowiedzią:)
Ze zdjęć USG nic nie wiem, a chciałabym:) Czasami tak bywa, że badanie nie pokaże nam tego, co oczekujemy:)

Tymczasem cieszy mnie to, że nareszcie widać u nas wiosnę. Słonko nastawia człowieka optymistycznie i od razu inaczej się żyje. Przez to można normalnie wyjść na dłużej z dziećmi na spacer z czego i one i my-rodzice korzystamy w pełni. Oby było już tylko cieplej. Poniżej zdjęcia z naszego poniedziałkowego świątecznego spaceru we czwórkę. Jak widać nasze pociechy są już coraz większe i coraz więcej potrafią. Mam nadzieję, że będą kiedyś zgraną paczką. Na razie bywa różnie, są kłótnie, kuksańce i bijatyki, ale jest także miłość, zabawa i wzajemna troska. Cóż, taki wiek i taki rozwój. Wszystko jest w granicach normy.



Prosta zjeżdżalnia a tak cieszy:)

Dzieci na huśtawkach raczej dla dzieci dorosłych, ale i tu dają radę:))) Tatuś pomaga:)


piątek, 25 marca 2016

Ból zęba w ciąży - właśnie tego doświadczam i nikomu tego nie życzę.


fot. ze strony: ostropestplamistyblog.wordpress.com/2015/02/02/co-pomoze-na-bol-zeba/


Od siedmiu dni boleśnie cierpię z powodu bólu zęba. 
To nic, że systematycznie robię przeglądy zębów. To nic, że systematycznie myję zęby. To nic, że po każdym wątpliwym posiłku, np. nafaszerowanym cukrem gonię do szczotkowania i nitkowania zębów. Jeden z nich uaktywnił się u mnie właśnie teraz, w 37 tygodniu ciąży! Tuż przed porodem. Pytam się, dlaczego akurat teraz? A kto to wie? 

W zeszły piątek coś zaczęło mnie pobolewać na twarzy. Myślałam, że chyba mi się zdaje. W sobotę było już nieco gorzej. A niedziela po nieprzespanej i koszmarnej nocy dała mi tylko kopa, by jak najszybciej poszukać stomatologa, który mógłby mi usunąć ten uciążliwy ból. Mąż podejrzewał, że to nie ząb, a raczej zatoki, bo bolała mnie połowa twarzy. Mnie się jednak zdawało, że to zęby. Znalazłam jakiś dyżur świąteczny w Warszawie i już przed południem udałam się tam, by uśmierzyć ból. Lekarz coś poszperał w zębie, zakleił i poinformował, że właśnie rozpoczął leczenie kanałowe. Psia mać myślę sobie, dlaczego nie powiedział mi o tym w trakcie otwierania zęba? Dlaczego w ogóle nic nie mówił? Ok, myślę sobie dalej, spokojnie, najważniejsze, by ból zniknął a ząb się uratował. Pojechałam do domu.
Znieczulenie przestało działać, a ból pozostał. W sumie miał pozostać do jednej doby, a tu nic z tego. Po trzeciej dobie poszłam (już w dzień powszedni) do mojego stomatologa, który ekstra mnie przyjął, bo kolejki do niego są duże. Zęba otworzył i stwierdził (dzięki temu, że ma jakiś dobry sprzęt), że poprzedni stomatolog przebił jakiś nerw, który nie powinien być ruszany. Masz Ci babo placek. Siedziałam na fotelu dentystycznym jakieś dwie godziny. Dentysta poinformował mnie, że niestety ból będzie nadal, ale coraz lżejszy. Za to po świętach (po tygodniu od wizyty) leczenie może zostać już zakończone. Pytanie, czy ból ustanie?
Na razie żyję z potwornym bólem, który uaktywnia się bardziej wieczorem. Biorę na niego tylko paracetamol, bo ten jest dopuszczalny i staram się, by jednak nie brać lekarstwa dużo, a o połowę mniej niż napisane w ulotce. Moja Pani doktor powiedziała, że dziecku nic nie będzie, ale jednak mam jakieś obawy. Takiej sytuacji jeszcze nie miałam w żadnej ciąży.
Niestety zimne okłady, masaże i inne domowe sposoby na mojego zęba nie działały. Paracetamol dawał także słabe efekty, przynajmniej w pierwszych dniach. Obecnie jest już nieco lepiej, ból jest już mniejszy, nie boli pół twarzy i dlatego dopuszczalny środek przeciwbólowy także działa. Jednak najbardziej przeraża mnie myśl, że raczej święta będą u mnie mijały pod hasłem bolącego zęba i myśli o tym, czy do porodu uda się wszystko wyleczyć:(

Wobec powyższego nic nie piszę. Skupiam się tylko na zębach i na tym, kiedy minie ból i kiedy będzie już spokojniej. W innej sytuacji wzięłabym silniejsze środki przeciwbólowe i było by lżej, a tak? Muszę cierpieć i mieć nadzieję, że nie odbije się to w żaden sposób na naszym dziecku.

 Hmm... można spokornieć w takiej sytuacji.

Do tego wszystkiego Karinka była ze mną w ostatnim tygodniu znowu w domu. Zatruła się czymś i nie chodziła do żłobka. Cierpiała bidulka podobnie do mnie i żal mi jej było, że patrzy na matkę pełną bólu. Ja jeszcze taka duża z ogromnym odstającym brzuchem, jak jakaś pokraczna istota, która nie może się w pełni bawić z małym dzieckiem. Na zielone marchewki, co te moje dzieci o mnie myślały...;)

Tymczasem sobie życzę ustania bólu a Wam spokojnych i radosnych Świąt Wielkanocnych!

Karinka świątecznie z zeszłego roku:)


wtorek, 15 marca 2016

Rozwój dziecka 3 oraz 3,5 - letniego, czyli co powinniśmy wiedzieć o naszych maluchach

Podczas wczorajszego spacerku. Buzie uśmiechnięte, dzieci zadowolone i mama dotleniona:)

U nas jakoś wszystko do przodu. Niestety dzieci ponownie są w domu, bo jakieś infekcje nie dają nam normalnie żyć. Karinka znów brała antybiotyk. Tomek na szczęście obył się bez tego, ale lekko nie jest. Wobec powyższego przez ostatni tydzień (a właściwie ponad tydzień) miałam w domu wesołą, "chorą" ekipę, która bynajmniej nie miała ochoty na siedzenie z wycieńczenia chorobą. Dziwne jest to, że dzieci często, gdy są chore nie zachowują się, jak chorzy. Co do Tomka, to coraz częściej mam uczucie, że choruje na przedszkole i tym samym nami trochę manipuluje. Gdy ma wyjść do przedszkola, to z miejsca pojawia się groźny kaszel z tendencjami, nawet do wymiotów. Co robić? Liczę na to, że jeszcze kilka takich akcji i już się nie dam przekonać do tego, że dziecko jest chore. W weekend byliśmy u lekarza, który u Tomka, jak zwykle nie stwierdził nic. Jest katar i kaszel, ale to norma, a my rodzcie martwimy się, by od razu nie pojawiło się zapalenie płuc.

No cóż nie będę ukrywać, że jest mi z tym wszystkim obecnie ciężko, bo jednak brzuchol trochę waży i nie mam tej sprawności, co bez niego, by zajmować się dziećmi. Wiele domowych i ruchowych zabaw z nimi odpada, bo nie daję rady, no i nie chcę dużo wcześniej urodzić.
Dodatkowo, gdy pogoda na dworze była paskudna (bo wczoraj na szczęście było ślicznie), to nawet nie było, jak wyjść z dziećmi do lasu, by trochę poszalały i poganiały.
Wczoraj i przedwczoraj za to byliśmy choć po godzinię na spacerze i dzieci od razu inaczej się zachowują. Ja także lepiej się poczułam, pomimo paskudnego kataru, który nie wiedzieć skąd do mnie przyszedł:( - może od dzieci...;).

Tymczasem chciałam dzisiaj troszkę o czym innym także napisać. Jakiś czas temu pisałam TU o moim uczestnictwie w ciekawych warsztatach pomagających w wychowywaniu dzieci. Pomimo tego, że dużo na ten temat czytam i już sporo wiem, to mimo wszystko nadal dużo się uczę i dowiaduję się wielu nowych rzeczy. Ostatnio otrzymaliśmy na zajęciach krótkie podsumowanie dotyczące rozwoju , trzylatka, czterolatka, pięciolatka i etc. przygotowane przez panią Annę Salwę - Kazimierską  z SPPP "Uniwersytet dla rodziców", z którym (uważam) powinien zapoznać się każdy rodzic oraz opiekun, niania, czy przedszkolanka. 

Nasze przedszkolanki coraz częściej zdają się być dla mnie osobami, które nawet takich podstawowych informacji nie wiedzą a do pracy po prostu chodzą, bo muszą (czyli tu do przedszkola), by z czegoś żyć, a bynajmniej nie kochają dzieci. Przykre to, ale prawdziwe. Myślę, że przy pierwszej lepszej okazji postaram się im także przekazać takie krótkie streszczenie rozwoju naszych dzieci... Być może wóczas choć w rozmowie ze mną nie będą wygadywać głupot nt. dzieci i nieco zmienią retorykę.

A dzisiaj dzielę się z Wami podsumowaniem Pani Anny dotyczącym trzylatków oraz trzy i półlatków. To bardzo mądre teksty o rozwoju naszych dzieci, które dobrze jest znać.

ROZWÓJ DZIECKA 3 - LETNIEGO ORAZ 3,5 - LETNIEGO.

(teksty są Anny Salewy - Kazimierskiej z SPPP "Uniwersytet dla rodziców"

Nasze dziecko, siągając mniej więcej trzy latka, uspokaja się po burzliwym okresie w życiu większości dwu i pół latków, kiedy to targały nimi przeciwstawne potrzeby, emocje, i pragnienia, a głównymi zasadami było "ja chcę sam" oraz "wszystko na przekór rodzicom".

Tak oto trzylatek staje się przeuroczym, słodkim i wdzięcznym towarzyszem zabaw i rodzinnego życia. Jest posłuszny, harmonijny, z reguły radośnie otwiera się na to, co proponuje mu przedszkole i rodzice, a największą radością są dla niego zagadki i tajemnice. Nie ustaje w pytaniu "dlaczego?" i "po co?", nieustannie eksploruje świat. Z reguły jest już doskonały w sposobie komunikowania się i samodzielnego załatwiania potrzeb fizjologicznych. Ludzie stają się dla trzylatka ważniejsi, niż byli wcześniej. Już nie tylko przyjmuje uczucia i zaangażowanie rodziców, ale potrafi je z wdzięcznością oddawać, wyznaczając bliskim miłość i przywiązanie. Potrafi już wyjść poza typową dla dwulatka sztywność, umie zrezygnować z własnych pomysłów na rzecz tego, co zaproponuje mama, tata, czy opiekunka. Potrafi dzielić się zabawkami nie tylko dlatego, że przyniesie mu to korzyści, ale po to, by sprawić komuś przyjemność. W przedszkolu nawiązują się też pierwsze przyjaźnie i sympatie.

Mniej więcej w czasie, kiedy dziecko kończy trzy i pół roku, okres harmonijnego rozwoju gwałtownie się załamuje i dziecko przechodzi kolejny kryzys. Pogarsza się jego koordynacja, może nagle znienawidzić rysowanie, czy kolorowanie. Mamy czasem wrażenie, iż dziecko przestaje nas słyszeć, wolniej reaguje, wiele przedmiotów wypada mu z rąk, a same rączki mogą delikatnie drżeć. Dziecku mogą się zdarzać potknięcia na prostej drodze. To czas, kiedy spotyka je więcej wypadków na placu zabaw niż jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Pojawiają się wielkie oczekiwania w stosunku do rodziców i kolegów w przedszkolu: dziecko żąda wyłączności. Bywa bardzo zazdrosne, rywalizuje o względy rodziców z rodzeństwem i o ulubionego kolegę z grupą innych dzieci. Może popadać w skrajne emocje. Świadomość faktu, że są to przemijające trudności wynikające ze specyfiki tego wieku rozwojowego, pomoże nam zrozumieć dziecko, na przykład w sytuacji, kiedy nagle przestanie akceptować codzienny pobyt w przedszkolu.

Kilka miesięcy później dziecko skończy cztery lata i wejdzie w wiek totalnego głodu ruchu i nowych doznań. Czterolatki to dzieci trudne do opanowania, muszą się cały czas ruszać, nieustannie potrzebują stymulacji, skaczą, biegają, śpiewają - ma się wrażenie, że wypełniają sobą każdą wolną przestrzeń. Bardzo często ta żywiołowość ruchowa wiąże się z niesfornością w stosunku do opiekunów, zdarzają się przekleństwa, wykrzykiwanie rodzicom, że są okropni, a chwilę później - miłość i oddanie. Czterolatki to prawdziwe żywioły. Potrzebują stanowczości i jasnego podkreślania granic, nawet jeśli będzie się to wiązało z ich gwałtownym sprzeciwem. Wiernie odtwarzają słowa rodziców, powołując się na nich, jak na wyrocznię (np.: "moja mama powiedziała, że tak ma być"). 

To tylko najważniejsze informacje dotyczące naszych przyszłych czterolatków, więcej w następnym wpisie.


poniedziałek, 7 marca 2016

33 tydzień ciąży

Ja i mój ogromnu brzuchol!:)

Właśnie mija mi 33 tydzień ciąży. Pozostał mi już praktycznie ostatni miesiąc w tym stanie. Generalnie czuję się dobrze i wszelkie wyniki są w normie, więc nie ma większych powodów do obaw, ale nie jest łatwo. Brzuszek jest coraz bardziej twardy i dość znacznie się obniżył. Pomimo, że mam około 4 kg mniej niż w poprzednich ciążach w tym czasie, to trudno wygodnie się położyć i przespać całą noc. Czuję się bardzo ociężała i czasami trochę jak jakaś niemota. Trudno ubrać obuwie i włożyć spodnie. Trudni się umyć, być na nogach cały dzień, bawić się z dziećmi lub nawet leżeć w jednej pozycji. Ach ze wszystkim jest trudniej. 
Nie jest łatwo także z moimi nogami, bo ciężko im dźwigać taką masę;))

Niestety żylaki są bardzo brzydkie i chyba będę musiała jeszcze przed cesarką wykonać USG żył, by się upewnić, że nie dojdzie do zatoru. Na razie biorę na żyły leki dozwolone w ciąży i codziennie męczę się i zakładam pończochy z odpowiednim uciskiem. Przyznam, że z pończochami w ogóle nie czuję bólu nóg. Właściwie to zapominam o żylakach. Gorzej z ich ubieraniem. Pończochy te są bardzo mocne i nie można ich ot tak sobie naciągnąć i włożyć na nogi. Raz, że się je ubiera na leżąco przed wstaniem, a dwa najlepiej mieć nogi w górze. Jak to wykonać z tak wielkim brzucholem? 
Codziennie ubolewam, że mam takie krótkie ręce;)

Córeczka ma masę w normie. Lekarze szacują jej masę na około 3200-3500. Niestety nie mam żadnego jej zdjęcia z USG. Przez całą ciążę nie chciała uchylić rąbka tajemnicy, jaką ma buzię i trochę się martwię, czy wszystko ok. Modlę się, by była zdrowa i to jest najważniejsze. Wiadomo, jak to jest tuż przed porodem. Niby wszystkie badania dobre lub bardzo dobre, niby ciąża przebiegała książkowo, ale przy porodzie może się okazać, że jednak coś zostało przeoczone. Hehe włącza mi się ciążowe czarnowidztwo. Oj nie lubię tego, ale myśli same przychodzą do głowy.

Żałuję, że będę miała cesarkę, bo to już trzecia z kolei, a to nic dobrego, ale nic na to nie poradzę. To ważne dla mojego bezpieczeństwa. Obym szybko do siebie wróciła i mogła normalnie funkcjonować.

Tymczasem torba do szpitala już prawie spakowana. Kącik w domu dla nowej Księżniczki gotowy. Mieszkanie na bieżąco sprzątane. Cały miesiąc po porodzie zaplanowany. Dzieci werbalnie uświadomione, choć na ile, okaże się dopiero po urodzeniu:) Nie mam jeszcze tylko dokładnego terminu porodu, ale to myślę, że w przyszłym tygodniu zostanie już dokładnie określone.
Szkoda, że nie mogę zaplanować, by Karinka i Tomek byli zdrowi i to mnie przeraża, bo co jeśli okaże się, że nadal są chorzy? A jak noworodek się zarazi? Oj, oj, to było by nieciekawe. W tym momencie żałuję, że nie będę rodzić w maju. Wówczas pogoda bywa już bardziej ustabilizowana i mniej kapryśna i ludzie rzadziej chorują.

A na zakończenie jeszcze jedna myśl, która mnie nie opuszcza, a mianowicie, 
jak ja sobie poradzę z trójką małych dzieci?:)

czwartek, 3 marca 2016

Warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców dzieci do lat 6. "Więcej skuteczności, mniej bezradności. Jak z miłością i szacunkiem wyznaczać dziecku granice"

Widok sali przed rozpoczęciem warsztatów. Czyżbym była za wcześnie:)

Przez przypadek dowiedziałam się o tych warsztatach prowadzonych przez Specjalistyczną Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną - UNIWERSYTET DLA RODZICÓW - w Warszawie. Tak na marginesie to kolejny plus mieszkania w dużym mieście, bo zawsze można znaleźć jakieś ciekawe szkolenia/warsztaty dla rodziców wspomagające wychowanie bez ponoszenia za nie astronomicznych opłat. 
Powyższa placówka ma w swoim programie wiele różnych i interesujących szkoleń, a że wszystkie są bezpłatne, to kolejki są ogromne. Na te warsztaty zapisywałam się już w grudniu. W styczniu otrzymałam informację wstępną, a zajęcia ruszyły pełną parą w lutym. W sumie nie jest źle. Obym zdążyła przed porodem:)

Tymczasem na pierwszych zajęciach bardzo mi się podobało. Po pierwsze omówiliśmy zasady, jakie będą panować podczas naszych spotkań. To bardzo dobre posunięcie, bo często ludzie dziwnie się zachowują podczas szkoleń, a niekiedy niestosowne jest komuś zwrócić uwagę. Tu ustaliliśmy, że:
  • jesteśmy dyskretni, 
  • nie krytykujemy innych, 
  • nie dajemy dobrych rad, gdy nas o to nie proszą,
  • zawsze mówi tylko jedna osoba,
  • każdy robi tyle, ile chce i przychodzi na zajęcia, jak może, 
  • jeżeli chcemy odbierać telefon, to wychodzimy z sali i 
  • zostawiamy po sobie porządek:)

Poza tym prowadząca podała nam bloki tematyczne:
  1. Dlaczego nasze dzieci muszą być niegrzeczne? - jak interpretować zachowania dzieci.
  2. Jak to jest z nami, z rodzicami?
  3. Metody wychowawcze - ćwiczenia. Co możemy zmienić, ulepszyć dołożyć do naszego wychowania, by doprowadzić dzieci do celu?
...a także cele warsztatów (ze strony poradni TU):

  • Nauczenie się, jak można skutecznie, a zarazem w sposób przyjazny dla dziecka i rodzica przeprowadzić konieczne działania wychowawcze,
  • Nauczenie się rozpoznawania i lepszego radzenia sobie z emocjami przeżywanymi w kontakcie z dzieckiem, zwłaszcza w sytuacjach trudnych,
  • Wypracowanie bardziej odpowiadających potrzebom dziecka i rodzica sposobów reagowania w typowych, trudnych sytuacjach zdarzających się w kontakcie z dzieckiem,
  • Wybór najskuteczniejszych metod z własnego "zestawu narzędzi wychowawczych" i wprowadzenie zmian w tych mniej skutecznych.

Każdy z nas krótko się przedstawił oraz określił swoje oczekiwania od naszych spotkań. Omówiliśmy także cele wychowawcze oraz sposoby ich osiągania. 
Nasze oczekiwania były tak ogromne, że śmialiśmy się, iż sami na pewno nie jesteśmy aż tacy dobrzy, idealni i uzdolnieni. Pewnie podczas dalszych zajęć wszystko na nowo zweryfikujemy i przerobimy ponownie. Tak to zwykle bywa:)))

Atmosfera podczas zajęć była cudowna. Poznałam całkiem nowe osoby i każda z innymi doświadczeniami życiowymi i nie tylko. To miło porozmawiać z innymi rodzicami w asyście profesjonalisty i móc zweryfikować swoje metody wychowawcze:))

Tymczasem u nas Karinka znów ma jakiś groźnie wyglądający kaszel. Lekarz we wtorek nic nie stwierdził, ale przepisał inhalację, syropy i jakieś witaminy. Coś mi się zdaje, że za krótko trzymaliśmy ją w domu po kuracji antybiotykowej, bo tylko tydzień i chyba jeszcze do siebie nie doszła. Jakby nie było jest jeszcze mała:( Cały tydzień spędzamy więc w domu i znów z moim planem wykonawczym nici. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu spakuję się już do szpitala. Wyprawka dla nowej córci gotowa. Jakby nie było większość planu poza tym wykonałam, zostało mi jeszcze jakieś 30%, więc może uda mi się zamknąć w marcu moje postanowienia przedporodowe. Tak, by w kwietniu mieć już spokój i myśleć tylko o porodzie:)


cdn...