poniedziałek, 9 grudnia 2013

życie nas zmienia, czy nam się to podoba, czy nie

I kto by się spodziewał, że to już po Mikołajkach i zbliża się połówka grudnia?
Już tyle razy pisałam, że czas jest niemiłosierny i płynie za szybko...
Co to da? Nic, tylko tyle, że sobie to napiszę i już:)
Nim się oglądnę mija kolejny rok. Jeszcze trochę i będzie już 2014.

  Miniony tydzień był tak zwariowany, że brakowało mi sił, by napisać coś rzeczowego. Na szczęście mogłam usiąść wieczorem choć na godzinkę i poczytać Wasze opowieści, komentarze i różne perypetie dnia codziennego.
W poprzednim tygodniu udało mi się zrobić kolejne badania, odwiedzić lekarza, spakować się do szpitala, zamówić dodatkową piżamkę do karmienia, odwiedzić kosmetyczkę, złożyć wizytę w Urzędzie Skarbowym, wysłać kolejne pisma do ZUS i wykupić bilety na przedstawienie teatralne dla maluchów.

Ja przed reklamą Smyka. Prawda, że Miś jest śliczny? To akcent optymistyczny do posta:)


To wszystko oczywiście oprócz standardowych prac domowych, o których już prawie żadna z nas nie pisze, bo uważamy przecież, że to jest oczywista oczywistość, jak mawia jeden z polityków.

Zeszły tydzień był też czasem, w którym zaczęłam się zastanawiać nad wieloma poważnymi tematami, które wydarzyły się w mijającym roku. Jak zwykle pod koniec roku zaczynam analizować, co było, co się wydarzyło i wyciągam z tego wnioski.
Ciekawe, czy każdy z nas tak ma?

Z jedną z refleksji podzielę się z Wami, bo świadczy ona o tym, że jednak z czasem zmieniamy się i zmieniają się nasze poglądy, a to wszystko zależy od tego, w jakim momencie życia jesteśmy i jaką mamy sytuację rodzinną, lub jej nie mamy i co już zdążyliśmy doświadczyć.

Podczas tygodnia przypadkiem spotkałam mamę blźniaków, z którą chodziłam na rehabilitację, tzn. ona z bliźniakami, a ja z Tomkiem. Widywałyśmy się regularnie, ale zawsze rozmawiałyśmy "o niczym".
Tym razem nie widziałyśmy się od czerwca i przystanęłyśmy na przysłowiowe 15 minut. W trakcie rozmowy po raz pierwszy usłyszałam, że jeden z bliźniaków ma poważną wadę narządów, która została stwierdzona już w 11 tygodniu ciąży. Do tej pory chłopczyk przeszedł kilka operacji i jak na razie nic więcej nie można zrobić. Było mi strasznie przykro, łzy napływały mi do oczy. Nie mogłam nad nimi zapanować. Było mi żal tej młodej dziewczyny, która mimo wszystko zachowała w sobie wiele optymizmu  i w tej sytuacji próbowała mnie pocieszyć, choć moje dziecko jest zdrowe, a ja płakałam przecież nad jej synkiem. I tu nadchodzi mnie taka refleksja, że kiedyś miałam całkiem inne poglądy na różne sprawy rodzinne, matczyne i kobiece.

Jakieś 15 lat temu nie wyobrażałam sobie, jak wygląda miłość kobiety do jej dziecka?, jak rodzice kochają swoje dzieci? jak cierpi się po stracie dziecka? jakie przykre jest poronienie? jaka ogromna więź jest pomiędzy kobietą a dzieckiem? jak przeżywamy każdą chorobę i gorączkę dziecka? ile jesteśmy w stanie zrobić, by uratować dziecko nasze lub pomóc komuś innemu? itd...

Często, gdy słyszałam, że jakieś dziecko umarło, zastanawiałam się, dlaczego rodzice tak ubolewają, przecież mogą się postarać o drugie? albo po prostu adoptować. To wydawało mi się takie proste i mało skomplikowane. Wychodziłam z założenia, że skoro dziecko jest bardzo chore to może lepiej, że nie cierpi, a odchodzi od nas i odpoczywa w spokoju, a rodzice i matka powinna to rozumieć. Sama brałam pod uwagę adopcję jakiegoś maluszka, jednak nie podchodziłam do tego bardzo emocjonalnie.
Nie rozumiałam, dlaczego małżeństwa chcą mieć więcej niż jedno dziecko, przecież to jest kłopotliwe w różnych sytuacjach i wymaga dużych nakładów finansowych.
Gdy słyszałam, że kobieta poroniła i bardzo to przeżywała, to nie zastanawiałam się, co to znaczy dla niej, dla jej psychiki, ale że to oznacza, iż płód był słaby i lepiej, że nie przeżył w brzuszku i nie męczył się po urodzeniu. Byłam pewna, że ta kobieta postara się o nowego dzidziusia

Teraz myślę już skrajnie inaczej, mam w sobie więcej empatii, współczucia i rozumiem zupełnie inaczej ból po stracie dziecka i ból w przypadku choroby dziecka. Obecnie mogę śmiało napisać, że doświadczyłam macierzyństwa i wiem, że wszystko z tej strony wygląda skrajnie inaczej. W życiu nie możemy planować wielu rzeczy, zwłaszcza tych, na które nie zawsze mamy wpływ. Niestety nie możemy też przewidzieć, co nas czeka w przyszłości, jak zmieni się nasze postrzeganie świata. Oczywiście pewne nasze przekonania mogą pozostać, ale wiele naszych poglądów kształtuje nasze własne życie, więc nie będę się już nigdy upierać przy tematach, które mogą ulec modyfikacji.

U mnie w mijającym roku zaszło bardzo dużo zmian, w wielu kwestiach zmieniłam zdanie, priorytety mam już inaczej rozłożone, w kilku tematach moje poglądy uległy dużej poprawce.

Oczywiście nie jest to tak, że stałam się inną osobą, jednak jakiś skrawek mnie uległ przeobrażeniu, może dojrzał?

Mam nadzieję, że te wszystkie zmiany wpłyną na to, że stanę się jeszcze lepszym człowiekiem.


Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedzenie mojego posta!!!
Gorąco zapraszam do dyskusji i komentarzy, a także do obserwowania mojego bloga. 
Na pewno będą jeszcze ciekawe konkursy!!!:))))
Chwalcie się swoimi dzieci i osiągnięciami związanymi z wychowaniem, a tym samym pomagajcie w wychowaniu innym.

3 komentarze:

  1. Chciałoby się podsumować-punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Ja zanim zostałam mamą tragicznie mało wiedziałam o dzieciach i jak się później okazało-o samej sobie też. Dzieci w rodzinie były, ale mało mnie interesowały, nie miałam- tak jak niektóre kobiety, w tym moja mama, szalejącego instynktu macierzyńskiego już od podstawówki... Nie ukrywam, że byłam wygodna, skupiona właściwie na sobie i własnych przyjemnościach. Wiedziałam, że kiedyś będę chciała mieć dzieci, ale jakoś tak bez większych emocji do tego podchodziłam. Ciąża z Elizą a potem problemy zdrowotne jakie z Nią mieliśmy przewartościowały mój świat o 180stopni... Zmieniło się wszystko, ja się zmieniłam, odkryłam, że wcale nie jestem tak silna jak myślałam... Że po tym ile przeszliśmy z Elizą, potrafię rozkleić się już przy głupim przeziębieniu którejś z Dziewczynek, bo zaraz do mnie wracają te wszystkie wspomnienia... Może to mało oryginalne, ale czasami tęsknię za swoim starym życiem. Za tą beztroską dziewczyną jaką byłam...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Człowiek dojrzewa mentalnie, nie każdy bo znam i takich, którzy osobowościowo żadnych postępów nie robią. Nie każdego macierzyństwo zmienia chociaż większość na szczęście tak :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny maluszek. :( Dzięki takim osobom jak Ty, które nie są obojętne na los dzieci, świat jest lepszy.

    OdpowiedzUsuń