niedziela, 7 lutego 2016

Ciąg dalszy "nowego miesiąca"...

Nasza rodzinka w dniu urodzin mamusi. Ja gruba, że nie mogę na siebie patrzeć:(

Oczywiście mąż nie zapomniał o moich urodzinach. On w naszej rodzinie akurat zawsze o tym pamięta. U mnie jest z tym gorzej, ale powolutku i to się zmienia.
Pomimo późnej pory 3 lutego był tort, piękne i pachnące róże i słodkie upominki. Dzieci bardzo się cieszyły z tortu i efektów świetlnych. Tomek najchętniej świętowałby urodziny codziennie. On uwielbia torty, świeczki i podobne okazje oraz śpiewanie: "100 lat nie żyje nam":) 
Było bardzo miło. Tortem podzieliliśmy się z sąsiadami. Był pyszny i świeżutki. Przy okazji siostra zrobiła nam to cudowne zdjęcie! - tu wszyscy śpiewają mi właśnie ulubione Tomka "sto lat":) Bardzo mi się podoba ta fotka, pomimo, że jestem na niej okropnie gruba i niestety nie zawsze jest tak wesoło, jak na zdjęciu.

Karina ma już za sobą szósty dzień odpieluchowania i przyznam szczerze, że jest znacznie lepiej niż myślałam. Drugi dzień woła, że chce siusiu za każdym razem i dzięki temu nie musiałam zmieniać w ciągu dnia majteczek i spodenek. A wczoraj i dzisiaj rano obudziła się o 6.00 i wołała siusiu. Pieluszka po całej nocy była sucha! W trakcie drzemek także nie robiła siusiu do pieluszki. Dzisiejsza drzemka była bez pieluszki, tylko w majteczkach i także siusiu zrobiła po przebudzeniu. Ciekawe, co będzie dalej? Czy wszystko się już tak utrzyma, czy jednak coś się jeszcze zmieni? Czas pokaże.

Ze smoczkiem jest gorzej. W związku z jej chorobą dałam jej smoczka uspokajacza, bo było mi żal dziecka.
Niestety Karina coraz gorzej kaszle i wczoraj cały dzień miała temperaturę powyżej 37. Po kolejnej wymianie zdań mąż ruszył się i w końcu pojechał z nią do lekarza. Diagnoza: początek zapalenia płuc, antybiotyk na 7 dni, plus dodatkowo inne leki i inhalacje, bo gardło jest w zapłakanym stanie. Co mąż sobie z tego robi? - ano nic. Wychodzi z założenia, że od tego się nie umiera. 
Biedne dziecko, biedna ja.

Liczę, że do narodzin następnej córci, uda mi się odzwyczaić Karinkę od smoczka i będę miała ten problem także z głowy.
Może przy okazji spędzania tyle czasu z dziećmi uda mi się jeszcze moje pociechy nauczyć zasypiania w tym samym czasie i bez niepotrzebnych gestów ze strony mamusi, czyli na przykład rysowania obrazków na pleckach:), albo "kiziania" po czole;)

Mąż był w międzyczasie z Tomkiem u lekarza na drugiej kontroli. Świsty w płucach ustały, choć nie jest jeszcze czysto. Najważniejsze jest, że jest poprawa. Temperatura znikła także, jest mokry kaszel i jeszcze słabiutki Tomek. W związku z chorobą ma praktycznie dwie drzemki w ciągu dnia, co wcześniej mu się w ogóle nie zdarzało.

Pomimo tego wszystkiego bywają chwile, gdy dzieci razem się bawią i mam dosłownie chwilkę spokoju. Wówczas moje "maleństwa" są jak dwa gołąbki, a ja rozpływam się patrząc na taką sielankę. Poza tym jest mi ciężko z tak dużym brzuszkiem, bolącymi żylakami i dwójką maluchów w domu non stop. Niestety mąż tego nie rozumie. A który rozumie? 

Mąż nie pojmuje, że dzieciom należy zorganizować dzień, jakieś zajęcia, czytanie książek, naukę, posiłki, deserki. Dobrze jest też, gdy przy okazji uda się nieco ogarnąć mieszkanie. No i ja sobie niepotrzebnie zaplanowałam dodatkowe zajęcia, jak zmiany w pokoju dziecięcym, które trwają już od jakiegoś czasu. A że w wielu sytuacjach korzystam z kupna używanych sprzętów (i wszystko muszę robić sama), to niestety czasami na te właściwe należy poczekać, ale dzięki temu są duże oszczędności:)
To wszystko wymaga organizacji, pracy i zaangażowania. Dlatego w ciągu dnia nie ma czasu na odpoczynek lub choćby krótką drzemkę. Mąż natomiast stwierdza, że mam tyle czasu, a ciągle narzekam. Gdyby to on miał się wszystkim zająć, to wierzcie mi, było by słabo, ale o tym nie będę się rozpisywać, bo nie mam ochoty na narzekanie na męża (przynajmniej na razie:)).
Sama zastanawiam się , dlaczego po takich dniach nie mogę przespać nocy? Czasami nie mogę spać od trzeciej i zasypiam nad ranem wtedy, gdy trzeba już wstawać.

Zdarza się, że moja siostra przyjedzie w ciągu dnia lub po pracy i mogę się położyć choć na pół godzinki gdy już wszystko mam zrobione i dzieci są ogarnięte, najedzone etc., więc tyle dobrego. 

W sobotę wyszłam po raz pierwszy od tygodnia z domu i miałam wrażenie, że od spacerku do metra będę miała ogromne zakwasy. To straszne, jak siedzenie w domu z powodu chorób otępia człowieka. Oj, będę miała co robić po ostatniej ciąży. Będzie się działo. Może zostanę drugą Chodakowską:).

Moje wyjście z domu było podyktowane oczywiście obowiązkiem, a nie przyjemnościami. Otóż na kolejną wizytę u lekarza w przyszłym tygodniu musiałam zrobić badania. Pojechałam więc do przychodni dyżurującej i jak zwykle ustawiłam się w kolejce do laboratorium. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka osób zwróciło mi uwagę, że mam pierwszeństwo. Po którejś, miłej zresztą, uwadze skorzystałam z tego, ale przyznaję, że to już nie jest częste w naszej kulturze i ja osobiście spotykam się z tym coraz rzadziej.

Aaaa... jeden pączek w tłusty czwartek smakował wybornie. Zjadłam go do lekkiej kawy, gdy dzieci zasnęły. To była taka słodka chwila...

czekoladki
Czekoladki od męża na urodziny:)

róże na urodziny
Mój piękny bukiet na urodziny od męża:)

Wspólna zabawa moich pociech. To jakieś pół godziny dla mnie...



6 komentarzy:

  1. Piękne kwiaty. Wszystkiego najlepszego.
    Oj Kochana, nie gruba tylko w ciąży.
    Miałam też takie momenty, gdzie tydz. nie wychodziłam z domu, np. w okresie ciąży, ale wbrew pozorom człowiek potem szybko dochodzi do formy, choć zadyszkę można na początku złapać i to na krótkim dystansie.Gorsze jest jednak takie wyizolowanie, nie wiem, jak to określić. W każdym razie siedzenie w domu kilka dni, bez wychodzenia do ludzi nie wpływa dobrze na samopoczucie.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojjj te choroby u nas też było potwornie ale wróciłam ze szpitala i odpukac wracam do formy.
    Kochana życzę Ci wszystkiego najlepszego! Pociechy z dzieci bo chociaż jest przy nich roboty to i tak każdy dzień z rodziną jest wyjątkowy; )))
    Ściskam cieplutko trzymaj się!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm, no może jako tata trochę beztrosko podchodzi do choroby dzieci, ale jako mąż- na medal :) Miłe są takie gesty i fakt, że pamięta o urodzinach. Niektórzy panowie faktycznie mają z tym problem. Mój na szczęście nie.
    Biedna Karinka, jednak się zaraziła :(
    Fajnie, że z pieluszką tak dobrze Wam idzie. Zobaczysz Kamilko, smoczka też pożegnacie. Choroba to zły czas na takie odstawienia.
    Myślę, że trochę przesadzasz- wyglądasz naprawdę ładnie, korzystnie, a już na pewno nie grubo!!!
    Czyli czekacie na drugą dziewczynkę?
    Zdrówka Wam wszystkim :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękne zdjęcie i takie urocze, cała rodzinka razem, uśmiechnięta. Pani taka promienna i na pewno nie gruba. I wiem,że codziennie nie jest tak radośnie i luzacko, Życzę Wam , aby takich wspólnych, wesołych chwil było jak najwięcej. Pani dużo siły na te ostatnie tygodnie ciąży i zdrówka dla dzieciaczków. Pozdrawiam Weronika

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego najlepszego! :) Ja jestem beznadziejna w świętowaniu urodzin.

    Podziwiam cię, że wytrzymałaś tydzień w domu. Ale pewnie miałaś masę zajęć, więc nic w tym dziwnego - przy dwójce dzieci! Ja bym chyba oszalała albo i gorzej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedne dzieci potrzebują jeszcze tyle uwagi i zajęć, a tu kolejne lada moment wyjdzie na świat :) Spore wyzwanie, bo macierzyństwo to bardziej odpowiedzialna praca niż jakakolwiek inna. oby wystarczyło sił na wszystko :)

    OdpowiedzUsuń