piątek, 28 kwietnia 2017

Nikt mi nie zazdrości:)

Ja z moimi dziećmi na placu zabaw. 
Z całą trójką wyprawa na plac zabaw jest trudna, bo jak się tu roztroić?

W ostatnim czasie bardzo często obce kobiety (mężczyźni nie ogarniają tego tematu) współczują mi tego, jak mam ciężko. Zagadują i rozmawiają. Pytają, jak sobie radzę. Pytają o konkretne sytuacje, czy także ich doświadczam. Mówią, że doceniają mnie, jako matkę i rozumieją, jakie mam ciężkie życie. No cóż, nie mogę ukrywać, że tak zaiście jest. Obecnie moje życie pędzi, jak zwariowane, rodzina przypomina korporacyjny młyn, a wszystko, co się wokół mnie dzieje jest bardzo intensywne. Czasami zapominam, jak się nazywam. Bywa ciężko, ale jest też czas spokoju, wielkiej radości i takiej rodzinnej sielanki. Jestem zdania, że będzie coraz lepiej. Owszem, może trudniej (inaczej), ale ogólnie, jeżeli chodzi o rodzinę, to powinno być coraz przyjemniej:) Gdy dzieci podrosną i już będzie można z nimi rzeczowo porozmawiać to będzie bardzo dobrze. 

Tymczasem rozmowy z innymi kobietami na temat dużej rodziny są często szalenie miłe. Gdy tak sobie rozmawiamy i dzielimy się naszymi doświadczeniami wiem, że to są osoby, które nie patrzą na mnie wilkiem, a ze zrozumieniem. Wystarczy, że wymienimy kilka zdań, a robi się bardzo miło i czy to zakupy w biedronce, czy poczekalnia u lekarza, czy może spacer w parku, człowiek jest szczęśliwy, że może z kimś miło porozmawiać.

Tymczasem mam takie różne swoje przemyślenia dotyczące kobiet...

Jeżeli kobiety mają lub miały dzieci, to wiedzą, ile pracy, siły, cierpliwości, oddania, obowiązków, etc. wymaga praca z nimi.
Jeżeli kobiety nie miały dzieci lub miały wszechobecną pomoc, co się często jednak zdarza, to raczej nie mają szacunku do innych kobiet z dwójką, trójką, czy większą gromadką dzieci.

Te pierwsze kobiety chętnie służą pomocą, wesprą, dodadzą otuchy, zabawią dziecko (gdy jest jakaś sytuacja podbramkowa), przepuszczają w kolejce sklepowej, pomagają w komunikacji miejskiej, ustąpią miejsca, przypilnują dziecko u lekarza (gdy mama nie może wejść na wizytę, a tatuś się spóźnia), pomogą na placu zabaw, ba nawet podprowadzą do mieszkania (gdy jedno z dzieci np. zaśnie na rękach, a wózek trzeba pchać...). Są bardzo miłe i wyrozumiałe, aż się serce śmieje, gdy ktoś taki się do mnie odzywa a do tego w tak miły i spokojny sposób.

Te drugie kobiety zioną ogniem, są złe, kłótliwe, bezczelne, nieuprzejmie, pełne pretensji, aroganckie, niekiedy wręcz chamskie. Nie pomogą, wszystko negatywnie komentują, a zwłaszcza beznadziejne wychowanie dzieci, jakby mogły to obce dzieci (znaczy moje) na miejscu udusiły. Na te kobiety lepiej nie patrzeć, nie rozmawiać z nimi, nie komentować i uciekać jak najdalej. W ostateczności zabierać głos, o ile jest to rzeczywiście konieczne. Jak można to lepiej zatkać uszy, wyłączyć się i udawać, że się tego nie słyszy. Należy pamiętać, że takiej kobiety nikt w życiu do niczego nie przekona, nie nauczy uprzejmości i kultury oraz nie pomoże w zrozumieniu (tak jak z teściowymi). Taka kobieta wie lepiej, jest mądrzejsza, lepsza, doskonalsza i o niebo bardziej święta.

Przez ostatnie lata wiele razy miałam okazję poznawać się z różnymi kobietami w różnych okolicznościach i już chyba nic mnie nie zdziwi. Na pewno nauczyłam się bardziej dbać o swoje nerwy i dlatego często nie reaguję w przykrych sytuacjach.

Na szczęście w minionych miesiącach bardzo często spotykam się raczej z sympatią innych kobiet. To jest szaleńczo miłe i mnie zawsze zaskakuje, ale dodaje też i otuchy i nadziei, że nasze społeczeństwo nie jest złe. Kobiety w sytuacjach stresowych i trudnych, jakie mają w swoich rodzinach, doskonale się solidaryzują. Potrafią odnaleźć swoje bratnie dusze i sobie pomóc na różny sposób i to jest cudowne. Nie ważne, że czasami to są tylko słowa. Pamiętajmy, że słowa podobnie, jak wiara, czynią cuda. Tak jak i ja wiele razy otrzymuję słowa otuchy i wsparcia od innych kobiet, tak często staram się to samo podarować innym w życiu codziennym i także tu na blogu oraz w mailach, na które odpowiadam.

Jedno jest pewne i w tym utwierdzam inne mamy i kobiety, nie jest aż tak źle w dużej rodzinie:) Bywa trudno lub intensywnie,  niekiedy moje zmęczenie widać na twarzy, ale tak bywa generalnie w życiu. To kolejny etap, na który świadomie się zdecydowałam i mogę napisać, że się na niego przygotowywałam, więc obecnie on trwa. Owszem nie jesteśmy w stanie przygotować się na każdy scenariusz życia, ale jesteśmy w stanie dużo zrobić:)))))

A pro po ustępowania miejsca w kolejkach matkom z dziećmi...

Przed kilkoma dniami byłam na poczcie z całą trójką dzieci. Cóż, nie miałam innej możliwości. Musiałam coś wysłać, mąż był długo w pracy, a ja przez kilka dni z dziećmi w domu. Na poczcie otrzymałam numerek i byłam dwudziesta. Dzieci zaczęły marudzić i (niestety) szaleć. Jedna z kobiet głośno zaczęła mówić, że mam prawo iść do okienka bez kolejki. Znalazła się druga kobieta, która uważała, że to nie jest w porządku, bo każdy musi sobie radzić. Ona sobie w życiu radziła i nikt jej nie przepuszczał w kolejkach, a czasy były złe. W ciągu pięciu minut kilkanaście osób oczekujących na poczcie podzieliło się i komentowało powyższy temat. Za przepuszczeniem mnie byli prawie wszyscy bez dwóch kobiet. W końcu weszła na pocztę inne kobieta, jak się okazało sąsiadka przeciwniczki przepuszczenia mnie. Bardzo zdenerwowana przyłączyła się do rozmowy pacyfikując sąsiadkę, że przecież ona nie ma dzieci i w życiu wcale nie miała ciężko!!!

Ręce mi opadły... Zostałam obsłużona bez kolejki, a moje dzieci poprzewracały w międzyczasie stos książeczek, kopert i innych towarów wystawionych na poczcie... Na koniec wszystkim bardzo ładnie podziękowałam.

Jakie są Wasze doświadczenia z dziećmi na zakupach i w kolejkowych zmaganiach?

4 komentarze:

  1. w takich sytuacjach zawsze sobie tłumaczę, że ta gorycz być może wynika z tego, że same dzieci mieć nie mogą
    ja jestem osoba dość asertywną (mąż wręcz pewnie by powiedział "agresywną") w związku z tym z rzadka daję sobie dmuchać w kaszę z powodu pretensji innych, że mam dzieci w miejscach publicznych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, spotkałam się już nieraz z zawiścią osób, które nie mają dzieci. Wprost potrafią wypomnieć 500 plus czy zwrot podatku z tytułu posiadania dzieci. Nie rozumieją jednak, ile to czasu trzeba dzieciom poświęcić, ile w nie zainwestować siebie (tak nie finansowo)i ile razy trzeba się dla nich rozdwoić, roztroić (na placach zabaw, kolejkach itp...)Pozdrawiam i proszę się takimi nieprzyjemnymi komentarzami nie przejmować...,choć wiem, że to trudne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też chętnie bym pomogła i podziwiam.Nie ogarnęłabym trójki,tak mi się wydaje☺Czytuję Pani bloga od czasu wpisu o nosidełku dla Tomusia,szkoda że jestem z Trójmiasta chętnie bym się z Panią zakumplowała☺Pozdrawiam,Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, te drugie kobiety same będą gryzły się w język, gdy przyjdzie ich czas na bycie matką! :D

    Moja mała na szczęście jeszcze nie jest na tyle duża, by "aż tak" broić. Chociaż ostatnio uciekła z Pepco z nocnikiem (którego wcale nie chciałam kupić). Musiałam razem z ekspedientką wyrywać jej go siłą w akompaniamencie strasznego lamentu, jakby od tego nocnika zależało jej życie :D

    OdpowiedzUsuń