środa, 4 stycznia 2017

Początek nowego roku nie zawsze jest łaskawy

Podczas ostatniego spaceru, już w nowym roku:)

Mój początek roku okazał się chorobowy. Nie dosyć, że właśnie robię cykl badań po ostatniej ciąży, a wiąże się to z licznymi wizytami u różnych lekarzy i z licznymi badaniami. To jeszcze dzieci coś nie bardzo się czują. Niby to nic poważnego, ale jednak najpierw był wodnisty katar, potem lekko żółty, a na końcu już zielony. Dzieci nie wyglądają na chore, nie mają temperatury, ale jakaś wirusówka ich złapała. Wysyłać je w takim stanie do żłobka lub przedszkola? - nie bardzo, bo może się przydarzyć coś gorszego, a to nie jest wskazane. Nie chciałabym rozpoczynać tego nowego roku od antybiotyków.
Takim oto sposobem już od jakiś przeszło dwóch miesięcy jestem w domu z jednym, z dwójką lub z trójką dzieci. Co się z tym wiąże? Ano nie można nic załatwić, bo wycieczki z dziećmi do lekarzy, do sklepu lub do urzędu to przygoda niekoniecznie pełna pozytywnych wrażeń. 

Z dziećmi można owszem pójść na spacer, do parku, do lasu, na huśtawki, pojeździć na hulajnodze, ale nie bardzo coś innego. Ja odradzam. Nie dosyć, że nie można z tymi kochanymi istotkami praktycznie nic załatwić, to można się za to najeść wstydu i być sprawcą kłótni lub nieprzyjemnych sytuacji. Nikt bowiem nie liczy się z tym, że dzieci są żywiołowe, mają dużo energii, są ciekawe świata i nie mogą zagrzać gdzieś miejsca na dłużej niż pięć minut. W naszym społeczeństwie każdy oczekuje tego, że dzieci są grzeczne i siedzą na tyłku przez taki czas, jak oni sami chcą.

Ze wszystkimi dziećmi w domu ciężko jest mi także posprzątać, załatwić coś przez telefon i normalnie zająć się Klarą. Chciałabym móc jej poświęcić tyle czasu, ilu pozostałym dzieciom, ale jest to trudne, bo w domu każde chce, by mu poświęcić dużo uwagi. 

I taka jestem rozdarta pomiędzy jakieś normalne sprawunki a dzieci. 
Z dziećmi najlepiej być, bawić się, uczyć, czytać im, jeść z nimi, wychodzić na spacery, czyli praktycznie same przyjemności. Jak wiadomo oprócz przyjemności jest cała masa różnych innych obowiązków i zadań domowych, które muszą być zrobione, by normalnie funkcjonować. 
Buntuję się ostatnio i mówię mężowi, że macierzyński mam na jedno dziecko, a nie na trójkę. Czasami jestem tym wszystkim wykończona i niestety mąż tego nie rozumie. Przecież jestem w domu i mogę sobie wszystko odpowiednio zaplanować. 

I tu można by przejść do tematu rzeki, a mianowicie, co wiedzą mężczyźni o prowadzeniu domu, czy wszystkich banałach, które ktoś musi w nim robić, by inni z tego korzystali?
Moim zdaniem mężczyźni nie wiedzą nic! Nie spotkałam i nie słyszałam jeszcze o takim partnerze, który ogarniałby cały domowy galimatias. Takich nie ma i niestety mój mąż także taki nie jest. Owszem czasami zdarzy mu się pomóc i wiem, że się stara, jednakże w porównaniu ze wszystkimi drobiazgami, które codziennie robię ja, to kropla w morzu.

W dużych rodzinach to głównie kobiety są na maksa zapracowane i to one są mózgiem w rodzinie i nie wiem, czy coś może to w Polsce zmienić. Gdy mówię mężowi, że jestem zmęczona, to straszy mnie, że zadzwoni po swoją mamę i przyjedzie do pomocy. Żal mi go wtedy, bo nie wie, co proponuje. Ostatnio powiedziałam, że ok, to ja zrobię listę rzeczy, przy których potrzebuję pomocy, zajmę się dziećmi, a jego mama będzie "pomagać". Był lekko zaskoczony. Przecież ja chcę być z dziećmi i wolę to niż harować, jak wół. A mąż stwierdził, że mama przyjedzie i zajmie się dziećmi, a ja na pełen etat do domowej pracy. 
To pokazuje właśnie obraz typowego mężczyzny i jego wiedzy na temat prowadzenia domu. Mężczyzna myśli, że rzeczy w jego szafie układają się same, że pranie i prasowanie robi się samo, a lodówka i zamrażarka napełnia się po wypowiedzeniu kilku magicznych sztuczek. To samo z takimi niby bzdurami, jak papier toaletowy w łazience, pasta do zębów w szafce. A kto pierze pościel i prasuje, by móc ją co tydzień zmienić? A co z ręcznikami w łazience? - jakiś czas temu mąż zauważył, że jego ręcznik już śmierdzi, na co ja odpowiedziałam, że "Marysia jeszcze nie wymieniła?". To wszystko to takie niby błahe rzeczy, ale ktoś to musi robić!

Mężczyzna nie ma świadomości, że dzieciom należy zakupić ubrania, obuwie, książki, zabawki, że dzieci potrzebują obecności rodziców, ich uwagi i zainteresowania. 

Ach.. tak mogłabym pisać i pisać, ale same wiecie, jak jest. 
Podsumowując podkreślę, że jesteśmy całkiem normalnym i takim samym małżeństwem, jakie macie Wy. Mamy takie same lub podobne problemy, cieszymy się z tego samego, kłócimy się o to samo i mamy podobne dylematy. 

Oczywiście na zdjęciach wychodzimy równie ładnie, jak WY:))))))

Podczas ostatniego spaceru, już w nowym roku:)

Podczas ostatniego spaceru, już w nowym roku:)

Podczas ostatniego spaceru, już w nowym roku:)

5 komentarzy:

  1. niestety masz w 100% rację:) u mnie w domu jest dodatkowy foch, jak tylko zaczynam ten temat
    dodatkowo nadmieniam, że ja jeszcze muszę pracować zawodowo, więc ilość wysiłku mnie już powoli zaczyna zwalać z nóg

    OdpowiedzUsuń
  2. witaj w klubie mój mąż też nie rozumie że z trójką dzieci jest ciężko... że pewnych rzeczy się nie da wykonać bo jeśli miałabyś cały dom ogarnąć to znów dzieciom nie poświęcisz wystarczającej uwagi. Kiedy wyjechałam na 4 dni sama i zostawiłam męża z dziećmi gdy wróciłam to dom był w takim stanie że.... nic nie sprzątniete itd no dobra fajnie że wogóle obiadek dzieciom i śniadania gotował.. ale pranie prasowanie podłogi mycie odkurzanie ee nic z tych rzeczy musiałam ogarnąć ten cały galimatias ja... co do załatwiania różnych spraw pamietam ja w ciąży Arek jeszcze nie chodził do przedszkola i czekanie w poczekalni 3 godziny do ginka....masakra...dobrze że chłopaki sami wiedzą gdzie mają bielizne i ciuchy do ubrania bo inaczej to nie wiem chyba by kupił nowe w sklepie bo nic się nie orientuje (albo poprostu nie chce by się nie napracować). No ale przecież samodzielne dzieci to tylko moje wygodnictwo i lenistwo by mieć mniej do roboty... według męża.... dokładnie można by było pisać i pisać....:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Kamiśka:-) muszę trochę stanąć w obronie Panów - może Ty i kilka innych Pań tak akurat "trafiłyście", ale ja mam zupełnie inne doświadczenia. Mój mąż upierze, posprząta, zajmie się dziećmi (teraz już są duże, ale robił to kiedy tego potrzebowałam), robi ze mną zakupy, czasem ugotuje. Myślę, że to kwestia charakteru i wychowania faceta. No i tego, że żona też musi od niego pewne sprawy egzekwować od samego początku bycia razem. Nikt nie jest idealny. A stereotypy nt roli kobiety są nadal bardzo żywe w głowach mężczyzn. Może to my kobiety jesteśmy trochę sfiksowane na posiadanie idealnego domu, bycia idealną kobietą....Dawniej rodzice nie poświęcali aż tyle uwagi dzieciom. Dziś wszystko się zmienia, ale doba ciągle ma tylko 24 godziny.Jeśli chcesz być świetną matką i panią domu to niestety odbędzie się to kosztem Ciebie samej. Na pocieszenie powiem, że jak już dzieci podrosną to znajdziesz czas i dla siebie i na przyjemności:-) Trzymam kciuki za Ciebie - żeby Cię energia i zdrowie nie opuszczały. No i życzę Ci, żeby Twój mąż był bardziej wyrozumiały dla Twoich oczekiwań i potrzeb:-) Ściskam i pozdrawiam z małej urokliwej miejscowości w lubuskim:-) m.s.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie do tej pory działamy po partnersku, ja jedno, mąż drugie, nie ma zrzucenia czegoś na jedną osobę. Twój maz w pracy też nie leży, ciąży na nim presja zadbania o rodzinę, a po pracy pewnie czasem chciałby miec odrobine spokoju, a słyszy pewnie przytyki. Rozmowa rozmowa i jeszcze raz rozmowa jak jestes rozzalona, niestety potomstwo czesto niszczy relacje malzenskie, zwlaszcza takie niedopowiedzenia. Zdecydowaliscie się mieć troje dzieci ze świadomością z czym to się wiąże, to niestety trzeba zakasać rekawy. Trzymaj sie cieplo i nie poddawaj

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Kamilo, u mnie to samo :( Mąż pomaga owszem , ale tylko na moje "rozkazy". Ale jest pełno obowiązków, takich o których Pani napisała np. wymiana ręczników, czy choćby zakup papieru toaletowego. Ale są mężczyźni, którzy myślą, że to samo się zrobi. Pracuję zawodowo i naprawdę brakuje czasu na wiele rzeczy. Na starsze dzieci mogę liczyć w weekend. Ale są mężowie "bardziej zdyscyplinowani", znam kilku takich tak jak wyżej m.s napisała: ugotują, wypiorą, naprawią to i owo. Życzę cierpliwości i dobrej organizacji i dużo, dużo zdrówka dla Waszej rodzinki, a zwłaszcza dla Tomka i Karinki. A Tobie i sobie życzę, aby nasi mężowi starali się nas trochę bardziej zrozumieć. Pozdrawiam Weronika

    OdpowiedzUsuń