Wracamy metrem, oczywiście we czwórkę. Klara śpi w wózku:)
Od kiedy jest nas więcej, nie mam już tak dużo czasu na pisanie bloga i bardzo nad tym ubolewam. Czasami mam wrażenie, że pojawiam się tu jako gość. Wszyscy to znamy i wiemy, jak to jest, gdy rodzina się powiększa:) i człowiek układa sobie wszystko na nowo i próbuje wszelkich sposobów, by z jednej strony ułatwić sobie życie, a z drugiej być z dziećmi jak najwięcej.
Czasami śmieję się sama z siebie, bo pomimo mojego napiętego grafiku, ciągle coś chciałabym w niego jeszcze wcisnąć, a tak się nie da.
Duża rodzina oznacza inną organizację wszystkiego, bo i posiłek należy przygotować większy (jedna dodatkowa osoba zazwyczaj nie robi różnicy, ale więcej o dwie lub trzy osoby to już różnica), zrobić większe pranie i większe zakupy, czas na zabawę zaplanować inny (by dogodzić każdemu), odprowadzić dzieci na zajęcia, do żłobka, czy przedszkola, znaleźć czas dodatkowy dla każdego dziecka w ciągu dnia i w końcu też usiąść z drugą połówką i porozmawiać (nawet o głupotach), może obejrzeć jakiś film, przeczytać książkę, posłuchać muzyki, albo ot być ze sobą.
Jeżeli w dużej rodzinie (gdzie dzieci są jeszcze małe i nie ma dodatkowej pomocy) zachoruje jeden z rodziców to jest zupełna klapa. Na tego drugiego spada dosłownie wszystko.
Tak się właśnie niedawno stało u nas. Mąż zachorował i całkowicie rozłożył się na łopatki. Leżał i był nieprzytomny. Musiałam wezwać lekarza do domu. Diagnoza: angina.
Takim oto sposobem do opieki nad trójką dzieci otrzymałam jeszcze jedno w postaci chorego męża.
Nie cierpię, gdy mój mąż choruje (hmmm, dlaczego ja nie choruję???). Zawsze sobie myślę, że nie dosyć, że 90% w domu robię ja, to specjalnie zachorował, bym jeszcze na jakiś czas straciła te 10%, które dla mnie wiele znaczą. Co więcej w czasie, kiedy mąż chorował mieliśmy zaplanowane wyjście na urodziny do dawno niewidzianych znajomych. Cieszyłam się tak bardzo, że już moje dzieci powtarzały, że mama się cieszy, bo idzie na urodziny. A tu masz Ci babo placek! - z urodzin nici. Teraz już wiem, że nie można się tak bardzo z czegoś nadchodzącego cieszyć, bo los może nam zrobić psikusa.
Podczas choroby męża mój dzień zaczynał się od 6:00, a kończył o 22:00 i mało było czasu na przerwę lub choćby filiżankę herbatki. Czy kiedyś nadrobię takie drobne sprawy? - raczej nie, bo życie idzie dalej i nie ogląda się za siebie.
Dobrze, że mogłam odprowadzić córkę do żłobka, to w domu byłam z dwójką dzieci + mąż. Posiłki dla Tomka, karmienie Klary, spacery dla obu, pomoc mężowi, zajęcia dla Tomka, a po 15:00 czytanie dzieciom, powtarzanie ćwiczeń, kąpiel, sen, pranie, sprzątanie po wszystkim i jeszcze inne domowe sprawunki. Kto, jak nie kobiety wiedzą, dlaczego w takich sytuacjach nie odbieram telefonu? Jak rozmawiać z kimś, skoro ma się tysiące spraw na głowie i małe dzieci, które mało rozumieją i żądają 100 procentowej uwagi?
Dlaczego Tomek był w domu? Ano wczoraj Tomek miał w szpitalu zabieg usunięcia migdałów i nie mogliśmy dopuścić, by zachorował. Nie mógł mieć nawet słabego kataru, więc musiał zostać w domu.
Ubolewam nad tym, że zabieg był konieczny, bo chciałam tego uniknąć dla zasady, jak to niektórzy mówią: "nie ruszaj g..., bo zacznie śmierdzieć", ale czasami się nie da i musieliśmy się zdecydować. O efektach będę informować zainteresowanych. Na razie jestem lekko przerażona, co i jak będzie dalej.
A na naszych zdjęciach, my podczas spacerów i czytania książek. Kocham chodzić z dziećmi na spacery i choć czasami jest to bardzo stresujące to ich uśmiechnięte minki wszystko mi wynagradzają. Dzieci są bardzo spontaniczne i prawdziwe, na bieżąco dają znać, co im się podoba i uwielbiam to w nich. My fanatycznie wręcz chodzimy do lasu i nad stawy karmić kaczki. Uwielbiamy też czytanie książek. Gorzej z wyborem tej, którą mama ma przeczytać w danym momencie. Zarówno Tomek, jak i Karinka mają swoje preferencje i zazwyczaj należy przeczytać im co najmniej dwie książeczki, lub dwa opowiadania. W przeciwnym razie jest płacz, lament i niekończące się dyskusje. Niekiedy zastanawiam się, jak na to reagować, czy czytać w nieskończoność? Czy może postawić granicę? W zależności od sytuacji, staram się odpowiednio podjąć decyzję i odpowiednio wytłumaczyć to dzieciom. Czasami bywa śmiesznie, bo czytam i czytam i po trzecim opowiadaniu, bądź książeczce bywam śpiąca i normalnie przysypiam. To nic, że jest godzina 19:00 lub 20:00. Jestem po całym dniu tak zmęczona, że nie panuję już nad tym:) Wówczas dzieci krzyczą: mama nie śpij! Śmieszne to trochę:))))
Tymczasem mąż stanął na nogi dopiero w piątym dniu choroby. Lekarza wzywaliśmy dwa razy, bo gorączka przewyższała przez trzy dni 40 stopni i nie pomagały ani antybiotyki, ani okłady. Mąż był od nas odseparowany, a ja spałam z trójką dzieci.
W ciągu dziesięciu dni schudł ponad 5 kg.
cdn...
Karina oczywiście tradycyjnie karmi kaczki i siebie. Nie wiem, dlaczego dzieci lubią jeść stare bułki:)
W lesie jest cudnie jesienią...
Niestety Karinka do zaśnięcia potrzebuje czasami smoka:(
chyba każdy mężczyzna jak jest chory to jest dużym dzieckiem taki nieporadny... wrrr... nie wie jakie i gdzie leki leży taki umierający kiedy ja jestem chora nie ma zlituj się masz robić swoje obowiązki koniec kropka... nie ma taryfy ulgowej... a tatusiowie to ech.... szkoda pisać...
OdpowiedzUsuńAno właśnie i o to się rozchodzi, że my nie możemy chorować, a gdy jesteśmy chore, to nikt o tym nie wie, bo nie leżymy w łóżku i nie jęczymy z bólu, tylko zaciskamy zęby i robimy...
UsuńSerdecznie pozdrawiam i zdrowia życzę:)
U mnie to samo jak mąż zachoruje,to faktycznie dochodzi jeszcze jedno dziecko do opieki. Nawet przeziębienie to leży jak kłoda. No, ale angina to już nie przelewki. Super sobie Pani radzi z całą organizacją dnia, podziwiam , zazdroszczę, bo u mnie rożnie z tym bywa. Wszystkiego dobrego, zdrówka dla całej rodzinki. Pozdrawiam Weronika
OdpowiedzUsuńTak to jest, mamy podczas choroby nie mają zwolnienia, ojcowie tak. Niesprawiedliwe to bardzo. A Ty jesteś niesamowita, z Twojego wpisu bije, mimo trudów, optymizm i szczęście, jakie daje Ci życie rodzinne! Chapeau bas!
OdpowiedzUsuńPani Kamilo stoje przed podobnym dylematem u syna-wyciecie migdalow :( moglaby Pani opisac jakie choroby mial Panstwa synek,jakie leki stosowal na obkurczanie I ile synek czekal na zabieg?u nas dodatkowo astma I alergia,po wielu probach obkurczania chyba nie ma wyjscia...pozdrawiam serdecznie :-) Anita
OdpowiedzUsuńWItam Pani Anito:) Nasz Tomek miał notorycznie katar i przynajmniej raz w miesiącu łapał albo zapalenie płuc, albo zapalenie oskrzeli, albo całkowicie szwankowało mu gardło. Najgorzej było od września do marca każdego roku, bo to był niemalże ciąg chorób... Wówczas "bywał" tylko w żłobku a potem w przedszkolu.
UsuńNa obkurczenie braliśmy głównie Imupret (ściągaliśmy go z Niemiec)i inne krople w kompilacji z innymi lekamil Doktor Wątróbski mówił nam, że w bardzo wielu przypadkach daje się wyleczyć migdałki, ale niestety nie we wszystkich.
Tomek czekał na zabieg dokładnie rok. BYliśmy w kolejce na liście zgodnie ze skierowaniem, choć mieliśmy nadzieję, że nie skorzystamy z tego miejsca. Jak się okazało musieliśmy skorzystać.
I Pani jest dodatkowo astma i alergia, więc ma Pani znacznie gorzej. U nas także jest alergia, ale przyznam, że od kiedy przestałam podawać dzieciom syroby przeciw alergii i trzy składniki (orzechy, kakao i mleko krowie), które je uczulają, to jest już dobrze, a nawet bardzo dobrze.
My nie mieliśmy wyjścia. Szkoda nam było syna, że ciągle choruje. Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej:)
Proszę się dobrze zastanawić nad operacją. Porozmawiać z lekarzem jakie są przeciwskazania. Czy może się wydarzyć coś złego? etc...
A potem należy podjąc decyzję.
Tymczasem życzę wszystkiego dobrego i dużo zdrowia:))))
Ojjj skąd ja to znam.. heh :) Chociaż ja tej pory zajmowałam się tylko mężem. Ewentualnie też sobą, kiedy razem chorowaliśmy... Dlatego podziwiam Cię, że dałaś sobie tak świetnie ze wszystkim radę :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń