Tomek oczekuje na zabieg i przegląda swoją ulubioną encyklopedię o samochodach:)
Jak już wspominałam we wcześniejszym wpisie, pomimo długiego leczenia farmakologicznego (od 2015 roku) i bardzo dobrych efektów widocznych w kwietniu tego roku, musieliśmy teraz udać się na zabieg.
Na początku stycznia 2016 roku opisywałam naszą historię z powiększonymi migdałami Tomutka TU LINK. Potem było już tylko lepiej. W kwietniu 2016 roku laryngolog stwierdził, że jeżeli ten stan się utrzyma, to Tomkowi nie będzie już potrzebny zabieg usuwania migdałków. Byłam pewna, że tak właśnie będzie, tym bardziej, że od wiosny do września Tomek nie chorował, nie miał żadnej infekcji, kataru, chrypki, nie chrapał i nie miał bezdechu.
Na początku stycznia 2016 roku opisywałam naszą historię z powiększonymi migdałami Tomutka TU LINK. Potem było już tylko lepiej. W kwietniu 2016 roku laryngolog stwierdził, że jeżeli ten stan się utrzyma, to Tomkowi nie będzie już potrzebny zabieg usuwania migdałków. Byłam pewna, że tak właśnie będzie, tym bardziej, że od wiosny do września Tomek nie chorował, nie miał żadnej infekcji, kataru, chrypki, nie chrapał i nie miał bezdechu.
A tu masz babo placek, od momentu pójścia do przedszkola we wrześniu, migdały Tomka na nowo przerosły dopuszczalne granice. Znowu dawały o sobie znać w postaci chorób i różnego rodzaju częstych infekcji. We wrześniu musieliśmy ponownie zaaplikować antybiotyk, z powodu poważnych szumów na oskrzelach i w płucach. Te antybiotyki spędzają mi sen z oczu.
Laryngolodzy stwierdzili jednogłośnie, że należy operować, bo zaoszczędzi to wiele bólu, chorób i utrudnień dziecku. Będzie mu się lepiej żyło. Wcześniej nie chcieliśmy dawać Tomka na operację, by uniknąć skutków ubocznych i ewentualnie wszelkiego rodzaju powikłań. Jednakże w tej sytuacji zmieniliśmy zdanie i po konsultacjach lekarskich Tomek udał się na zabieg. Miał już zarezerwowane miejsce w dziecięcym szpitalu Warszawskim na ulicy Żwirki i Wigury. Byliśmy kierowani na operację już w listopadzie 2015 roku. Wówczas stwierdziliśmy, że robimy, co możemy, by pomimo wszystko udało się wyleczyć Tomka, bez krojenia, ale w kolejce będziemy oczekiwać (w razie czego).
Niestety nie udało się, co oczywiście nie oznacza, że innym dzieciom także się może nie udać. Osobiście znam dwie kobiety, których dzieci zostały wyleczone farmakologicznie, po czym migdały nie rosły i nie musieli się poddawać operacji ich usunięcia lub zmniejszenia, więc nadzieja dla innych pozostanie.
Nam się nie udało:( Nasz szpital to ten z ulicy Marszałkowskiej przeniesiony wiosną tego roku na Żwirki i Wigury.
Niestety nie udało się, co oczywiście nie oznacza, że innym dzieciom także się może nie udać. Osobiście znam dwie kobiety, których dzieci zostały wyleczone farmakologicznie, po czym migdały nie rosły i nie musieli się poddawać operacji ich usunięcia lub zmniejszenia, więc nadzieja dla innych pozostanie.
Nam się nie udało:( Nasz szpital to ten z ulicy Marszałkowskiej przeniesiony wiosną tego roku na Żwirki i Wigury.
Kolejki na zabieg w tym szpitalu i innych to okres od jednego do półtora roku. Cały czas byliśmy przekonani, że nie skorzystamy z tego miejsca, ale jak znów życie nam pokazało, nieco się myliliśmy.
Przed operacją Tomek poddał się badaniom zgodnie ze wcześniejszymi zaleceniami i skierowaniami. Wszelkie badania były robione w tymże szpitalu 7 dni wcześniej. Po dwóch dniach mąż pojechał z Tomkiem na konsultację do anestezjologa. Podczas tej operacji dzieci są niestety pod narkozą. Na dzień przed operacją mąż pojechał do szpitala i Tomek został przyjęty już na oddział. Jednak ze względu na to, że mieszkamy w Warszawie, to na noc Tomek i mąż wrócili do domu z przykazaniem, że od 24:00 Tomek już nic nie je, a wodę może pić maksymalnie do 6:00 rano. O 7:30 mąż był już z synem w szpitalu. Operacja była zaplanowana na 11:00. Dziecko do ostatniego momentu jest z rodzicem, gdy narkoza zaczyna działać, to jest zabierane na sale operacyjną. Po całym zabiegu, gdy dziecko zostaje wybudzone, jest wołany rodzic.
Nasz Tomutek nie płakał, był bardzo dzielny. Po operacji mąż został z Tomkiem tylko dobę w szpitalu. To także częściowo ze względu na to, że mieszkamy w Warszawie i w razie czego możemy podjechać do szpitala.
Miejsce po wycięciu migdałów bolało Tomka najbardziej przez trzy doby. Przez ten czas był cały czas na środkach przeciwbólowych (nurofen). Przez pierwszą dobę nic nie mówił - jak nie on. Przyjmował tylko płyny, nie chciał nic jeść. Zaczął mówić dopiero w drugiej dobie i to także bez żadnej rewelacji. Trzecia i czwarta doba już było dużo lepiej i co się okazało? - Tomkowi zmienił się trochę głos:)
Tymczasem przez trzy dni musieliśmy przestrzegać kilku zasad:
- dziecko bezwzględnie nie może skakać, biegać, męczyć się i wykonywać jakiś ćwiczeń, gdyż to może spowodować krwotok i w większości przypadków tak właśnie jest. Lekarka uczulała na to męża i powtarzała, że prawie 80% dzieci wraca na siódmy dzień z krwotokami:(
- dziecko nie może złapać żadnej infekcji,
- nie można mu podawać potraw ostro przyprawionych, smażonych, twardych, gorących, kwaśnych, także tych z czosnkiem i cebulą,
- dziecko nie powinno krzyczeć, śpiewać i głośno rozmawiać...
Niby nie ma tego wiele, ale dla czterolatka taki zestaw zasad to koszmar. W takim wieku dziecko chce się codziennie wyszaleć, wykrzyczeć i wybiegać. Nie jest więc łatwo utrzymać Tomka w zaciszu domowym, w spokoju i niemalże medytacji. No cóż wolimy to, niż ryzyko ponownych odwiedzin w szpitalu.
Tomek pozostanie w domu do końca tego tygodnia i najprawdopodobniej w poniedziałek pójdzie - po czterotygodniowej przerwie - już do przedszkola.
Dobrze dla niego, bo już tęskni za kolegami i wspólnymi zabawami.
A my cóż? - mamy nadzieję, że Tomek przestanie chorować i już długo, albo i najlepiej w ogóle nie będzie przyjmował antybiotyków.
Wielu ludzi odradzało nam ten zabieg i rozumiem ich. Wiecie, jak to jest, takie decyzje podejmują rodzice za dzieci i kierują się zawsze dobrem dziecka. Zazwyczaj to przypadki szczególne, więc trudno korzystać ze złych doświadczeń innych, bo nie wiadomo, jak będzie z naszym dzieckiem, ale wierzymy, że dobrze i lepiej.
Kiedyś dam znać, czy Tomek choruje i jak zmieniła się jakość życia po zabiegu.
Poniżej kilka zdjęć z pobytu w szpitalu.
Mąż oczekuje na wybudzenie Tomka w jego sali.
Tomutek po operacji, cichutki i nic nie mówi. Tylko spokojnie leżał, a potem zaczął rysować.
W oczekiwaniu na wypis...
Pani Kamilo dziekuje za odpowiedz pod poprzednim postem :) odkad syn moj poszedl do przedszkola zaczely sie zapalenia oskrzeli,w koncu nie wytrzymalam I udalismy sie do sie do alergologa-3 dni badan w szpitalu I wyszla alergia (wziewna)I astma,od tamtej pory koniec z oskrzelami.Z tymi migdalami to juz go kilku laryngologow ogladalo a ze obkurczanie nie daje efektow a raz na dwa miesiace angina ropna,wiec trzeba wyciac.W mojej okolicy czeka sie okolo pol roku,juz teraz strasznie sie boje:( Gratulacje dla synka za odwage I duzo zdrowka dla calej rodzinki :-)
OdpowiedzUsuńAnita
Tomusiu, jesteś bardzo dzielny!! :)
OdpowiedzUsuńoch mój jeden syn miał operacje na biodro drugi na przepukline pamiętam jak to strasznie przeżywałam dziecko pod narkozą wybudzanie itd... masakra... dobrze że już jest u Was oki :D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten opis, właśnie mamy się zapisać na zabieg na Żwirki i Wigury i syn nieświadomy, a ja mam piertra jak będzie, bo wiele słyszałam (np. o uszkodzeniu nerwu, czy mimo wycięcia, szybkim odrośnięciu migdałka, przypadki, na które się godzimy) i przeraża mnie najbardziej narkoza, wybudzanie.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, bo syn zeszłej zimy dostał ok. 8 antybiotyków (pierwszy raz w przedszkolu), więc rozumiem, że operacja byłaby wskazana, ale teraz tej zimy było ok, mieliśmy niedawno 1 antybiotyk, z czego nie miał zapalenia uszu. Sama lekarka też dziwna, bo od ponad roku do niej chodzimy, nie mówiła żeby się coś działo wielkiego, a tu nagle szybko zapisać na operację? Trochę mnie to dziwi, bo miał podawane tylko sterydy do nosa i nic więcej mu nie robiono, a są inne metody obkurczania migdałka i czyszczenia zatok. Teraz jest pewnie za późno na wymiganie się od operacji, szkoda,że lekarka nie mówiła wcześniej, że jeśli nic się nie zmieni i będzie chorował, to za pół roku będzie wycięcie. Poszlibyśmy wtedy prywatnie i zastosowali inne metody niż tylko steryd psikany do nosa. A zgłaszałam też lekarce, że mam wrażenie, że po tym sterydzie jest gorzej i dziecko ma większy katar (uczulenie?). Na to dostawałam odpowiedź: "niemożliwe", a widać realne i przykre, bo skończymy zabiegiem :( Napisz proszę, jak dzisiaj się miewa Tomek i kto go operował? Jak długo byliście w szpitalu? Te 3 doby czy dłużej? Kiedy zaczął jeść, wracać do normy?
Tomaszku, jesteś dzielny bardzo! Pozdrawiamy i życzymy duuuużo zdrowia!
Sama nie wiem, czy te operacje są właściwe i czy rzeczywiście lepiej je robić, czy nie. Rozmawiałam z wieloma lekarzami i dużo czytałam i jest pół na pół - tak można napisać. Obecnie Synek od operacji nie brał żadnego antybiotyku i poważnie mi nie chorował. Ostatnio chorował dwa razy przed operacją i dwa razy miał podawane antybiotyki. Teraz jeżeli coś mu się zdarza to raczej jakiś katar, albo kaszel alergiczny. Migdały na razie mu jeszcze nie odrosły, ale wiadomo, że tego nie można porównywać. Chorób w ogóle nie można porównywać. My jesteśmy zadowoleni i oby tak już było dalej.
UsuńNie wiem, kto operował Tomka. Mąż z nim był w szpitalu i przyznam, że wspominał mi, ale nie mam tego w głowie. Jakiś starszy stażem lekarz.
Nie jest tak, że każdy zostaje w szpitalu trzy doby. My byliśmy tylko jedną dobę, bo mieszkamy blisko i Tomek dobrze się czuł. Ważne jest, by przestrzegać wszelkich zasad, o których wspomina lekarz. To bardzo ważne, by nie nastąpił u dziecka krwotok. Migdałki muszą się zagoić, a do tego potrzebują konkretnego jedzenia i odpoczynku. Tomek po operacji był w domu 3 tygodni:( Na pewno pomogło nam to, że jestem na urlopie macierzyńskim.
Tymczasem młodsza córeczka ma także powiększone migdały i także kierują nas na operację, ale zastanawiam się, co z tym robić...
Życzę także zdrowia ipodejmowania właściwych decyzji...
Gorąco pozdrawiam:))))))
Ja niestety mam bardzo przykre doświadczenia ze szpitalem na Zwirki i Wigury, oprócz tego ze jest nowy i ładny to nic z dziecięcym nie ma więcej wspólnego. Pielęgniarki okropne, zero emati, 40 min wkłuwały welfron w 3 miejscach dziecko nie mogło raczka ruszyć. Ostatecznie zrezygnowaliśmy w ostatniej chwili. Welfron od rana, czeka się bardzo długo na wszystko tam, narkoza dożylna, dziecko zabierają siła przed blokiem operacyjnym, dziecko wybudzają pielęgniarki a dopiero potem może przyjść rodzic. Dla małego dziecka to trauma, ja nie dałam rady. Przeniosłam się do Kajetan. Może starsze są bardziej odważniejsze. Dla 3 latka to trauma dlnie tez, a anestezjolog straszy krwotokiem
OdpowiedzUsuń